"Tusk będzie silnym przywódcą Unii Europejskiej"
W Unii Europejskiej potrzeba ściśle politycznego przywództwa, a premier Donald Tusk ma szanse na to, aby takie przywództwo zapewnić - mówi przed inauguracją polskiej prezydencji minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz.
27.06.2011 | aktual.: 27.06.2011 08:48
Powołując stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej i szefa unijnej dyplomacji Traktat Lizboński umniejszył rolę narodowych prezydencji. Na czym, biorąc pod uwagę obecne realia, będzie polegać polskie przewodnictwo w Radzie UE?
Mikołaj Dowgielewicz: Prezydencja, po wejściu w życie Traktatu z Lizbony, to nadal prowadzenie prac poszczególnych rad ministrów, co oznacza, że np. polski minister finansów czy polski minister środowiska będzie prowadził spotkania ministrów w swoim obszarze. Po drugie prezydencja ma bardzo poważną rolę w wypracowywaniu kompromisów politycznych i legislacyjnych pomiędzy Radą Unii Europejskiej a Parlamentem Europejskim. Wreszcie prezydencja to praca nad kompromisami w takich kluczowych sprawach jak np. rozszerzenie, wieloletnie ramy finansowe, czy budżet UE na przyszły rok.
Wiemy już dzisiaj, że w pierwszych dniach polskiej prezydencji będziemy np. negocjować z Parlamentem Europejskim ostateczny kształt tzw. sześciopaku, czyli sześciu regulacji prawnych, które mają stworzyć bardziej solidne podstawy finansów publicznych w całej Unii Europejskiej.
Lista polskich priorytetów jest długa. Który jest dla nas najważniejszy?
- Dla nas kluczowe są trzy sprawy. Po pierwsze, byśmy trochę zmienili ton, nastawienie i nastrój w debacie gospodarczej w UE oraz byśmy przeszli z dyskusji o ratowaniu Grecji do dyskusji o tym, jak tworzyć wzrost gospodarczy. Tu mamy kilka elementów, w tym m.in. rozpoczęcie wieloletnich negocjacji budżetowych. Budżet to największe inwestycyjne narzędzie, jakim dysponuje UE.
Po drugie będziemy chcieli, aby wzmocnienie rynku wewnętrznego było bardzo obecne w trakcie polskiej prezydencji. A po trzecie, co jest także bardzo istotne, to otwartość Unii. Szczególnie zwracam uwagę na politykę sąsiedztwa, na szczyt Partnerstwa Wschodniego w Warszawie, a także na rozszerzenie Unii.
Nie boi się pan, że polski nacisk na budżet może być odczytywany jako realizacja partykularnych interesów, ponieważ Polska jest największym beneficjentem funduszy spójności? Jako prezydencja Polska powinna unikać sprawiania takiego wrażenia...
- Będziemy inicjować dyskusję budżetową. Ona nie zakończy się w trakcie polskiej prezydencji i może potrwać do końca 2012 roku. To, co Polska może zrobić, to rozpisać różne opcje budżetowe na czynniki pierwsze, przedstawić, przeanalizować propozycje Komisji Europejskiej i próbować uzgodnić pewne elementy, które będą dotyczyły ogólnych ram wieloletniego budżetu. Natomiast dyskusja o liczbach odbędzie się w głównej mierze w 2012 roku.
Polska będzie w tych negocjacjach budżetowych w szczególnej roli. Nie zwalnia nas to z obowiązku, by mówić otwarcie, że jesteśmy za tym, aby budżet był narzędziem inwestycyjnym, rozwojowym i nowoczesnym, tzn. żeby nie miał takiej struktury jak w latach 80-tych. Są rzeczy, które wynikają z naszego obowiązku jako prezydencji. Ważne jest dbanie o to, aby ten budżet jak najlepiej służył przyszłości UE.
I przy okazji Polsce?
- Polska korzysta w budżetu Unii. Naprawdę nie ma sensu patrzeć z lupą na to, w jaki sposób mówimy o budżecie. Polska jest krajem odpowiedzialnym, znamy swoją rolę i istotną rolę prezydencji w tym zakresie. Dyskusja będzie bardzo trudna. Ale oczywiście my z tego względu, że jesteśmy prezydencją, nie przestaniemy być proeuropejscy, nie staniemy się wyjałowionymi robotami, nie będziemy udawać, że nie jesteśmy za silniejszą Europą, że nie jesteśmy za tym, by budżet służył Europie. To by było zupełnie nierealistyczne. Myślę, że nikt takich oczekiwań w Europie nie formułuje.
Załóżmy, że już jest 31 grudnia 2011 r. Co na koniec tego roku będzie zrealizowane dzięki polskiej prezydencji? W jakim sensie UE będzie lepsza?
- Chciałbym bardzo, aby Unia Europejska na koniec polskiej prezydencji miała większe poczucie solidarności i lojalnej współpracy pomiędzy wszystkimi instytucjami, żebyśmy wszyscy czuli, że ciągniemy Unię w jednym kierunku.
Chciałbym też, abyśmy skierowali debatę o gospodarce na trochę inne tory, abyśmy byli w stanie już przezwyciężyć problemy greckie i mogli skupić się na strategii wzrostu. Po trzecie chciałbym, by Unia na koniec tego roku była ciągle bytem politycznym, który jest otwarty na swoich sąsiadów i kraje kandydujące. Chciałbym, aby było poczucie, że Polska jest właśnie tym krajem, i żeby to poczucie było nie tylko w Europie, ale także poza Europą w innych stolicach świata, że Polska jest jednym z najbardziej aktywnych i zaangażowanych członków UE.
W tych celach nie ma ambicji, by zdefiniować w unijnej strukturze miejsce rotacyjnej prezydencji po Traktacie z Lizbony?
- Rola prezydencji rotacyjnej jest większa niż niektórzy to sobie wyobrażali jeszcze 9 miesięcy temu, bo jest potrzeba ściśle politycznego przywództwa i sterowania procesami w UE. Myślę, że premier Tusk - jako jeden z najbardziej doświadczonych stażem członków Rady Europejskiej w tej chwili jako osoba, która dobrze zna tych wszystkich przywódców europejskich, ma szanse na to, aby takie przywództwo zapewnić UE. Rola prezydencji rotacyjnej to jest rola integrująca.
Wśród polskich priorytetów niewiele jest o środowisku...
- W programie prezydencji mocno jest zaznaczony wątek dotyczący różnorodności biologicznej, gdzie Polska jest bardzo dobrym przykładem w Europie, jak można dbać o tę różnorodność. To będzie też ważny temat w trakcie polskiej prezydencji. Po drugie w programie prezydencji jest światowa konferencja klimatyczna w Durbanie. To będzie ważny wątek w naszych pracach na jesieni. Będziemy rozmawiać na Radzie Europejskiej w październiku i przypuszczam, że być może także w grudniu, o mandacie na Durban. Tu nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że temat jest bardzo obecny.
A co się stało z naszym priorytetem wzmocnienia Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony?
- MSZ przez ostatnie półtora roku przeprowadził bardzo dużo w tej sprawie konsultacji, de facto ze wszystkimi krajami członkowskimi. Oczywiście ta dyskusja jest w tej chwili bardziej zaawansowana, niż była chociażby rok temu, dlatego że po liście ministrów spraw zagranicznych Trójkąta Weimarskiego z wiosny tego roku ustalono, że pani Catherine Ashton zaprezentuje swoje propozycje dotyczące elementów zawartych w liście m.in. grup bojowych. To jest ważne zagadnienie. W tej chwili czekamy na te propozycje. Ten temat będzie jak najbardziej obecny w agendzie spotkań ministrów spraw zagranicznych i spotkań ministrów obrony podczas naszej prezydencji.
Pytanie oczywiście będzie takie, czy wraz z rozwojem sytuacji w Libii będzie większa, czy mniejsza wola polityczna w Unii do dyskusji na ten temat. Dzisiaj jest mi trudno na ten temat jednoznacznie odpowiedzieć. Ale my uważamy, że dla Europy jest to oczywista oczywistość, że Unia powinna rozmawiać o tym, w jaki sposób lepiej koordynować swoje działania cywilne i militarne.
Operacja grupy państw w Libii, którą przejęło potem NATO, była dowodem braku współpracy i porozumienia w UE...
- Po Libii szczególnie widać, jak konieczne jest wzmacnianie Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony UE. My jak najbardziej chcemy, aby ta dyskusja się odbyła. Tak naprawdę polska prezydencja, po francuskiej, będzie najbardziej to podkreślała. Dwie następujące po nas prezydencje nie uczestniczą w polityce obronnej UE: Dania i Cypr, więc tym bardziej ważne jest, byśmy podczas polskiego przewodnictwa się tym zajęli.
Jak Polska chce budować kompromisy i szukać porozumienia w Radzie UE, co ma być jej atutem?
- Mamy bardzo doświadczonych dyplomatów w Brukseli, mamy doświadczonych ludzi w Warszawie, sieć kontaktów w Europie jest zadzierzgnięta mocno. Wykonaliśmy też dużo pracy w Parlamencie Europejskim przez ostatnie pół roku po to, aby poznać głównych aktorów. Prawie każdy minister był w PE i spotykał się z partnerami w swoim obszarze. Więc myślę, że jesteśmy przygotowani, by próbować wypracowywać najtrudniejsze kompromisy. Myślę też, że Polska jest takim krajem, który w wielu trudnych sprawach dla UE może być dobrym moderatorem dyskusji. Zwróćmy uwagę na problem migracji, gdzie Polska jest z jednej strony krajem granicznym, czyli zainteresowanym polityką migracyjną, azylową, czy ochroną granic, a z drugiej strony nie jesteśmy krajem, gdzie ten temat wywołuje wielkie emocje polityczne.
Tak samo, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy. Mamy swoje doświadczenia z ostatnich lat, dobrą markę wypracowaną dzięki temu, że przeszliśmy przez kryzys bez recesji i mamy jednocześnie jasne poglądy i mocno się angażujemy na rzecz budowy jednolitego rynku, z którego nie tylko my korzystamy, ale wszyscy wokół.
W najbardziej palącej obecnie sprawie gospodarczo-finansowej, czyli w sprawie pomocy dla Grecji, nie udało się wszystkiego dopiąć na ostatni guzik, a ministrowie finansów strefy euro będą o tym jeszcze rozmawiać na początku lipca. Czy jako prezydencja, Polska nie będąca w strefie euro, ma zamiar się w to angażować?
- Polski minister finansów będzie zaangażowany w te prace. Ale chcę to mówić w ostrożny sposób, dlatego że tak naprawdę to kraje strefy euro ponoszą ciężar pomocy, czy wsparcia dla krajów objętych programem kryzysowym takich jak Grecja, Irlandia, czy Portugalia. Odpowiedzialność polityczna i formalna w sprawie tych programów spoczywa na szefie eurogrupy i na Europejskim Banku Centralnym. W związku z tym nie powinniśmy tworzyć fałszywego wrażenia, że Polska jako prezydencja jest odpowiedzialna za to, żeby te pakiety uzgadniać, bo tak nie jest. To nie jest nasze zadanie.
Natomiast to, co my możemy robić, to próbować wspierać spójne przesłanie do rynków finansowych, do obywateli Unii Europejskiej o tym, że następuje naprawa w strefie euro i o tym, że powinniśmy się skupić na strategii tworzenia wzrostu gospodarczego.
Jak to zrobić? Prezydencje dwóch krajów naszego regionu, czeska i kończąca się prezydencja Węgier, zebrały wiele krytyki. W Czechach upadł rząd, Węgry oskarżano o łamanie wolności słowa. Jakie lekcje z błędów tych krajów Polska chce wyciągnąć?
- Mógłbym parę słów powiedzieć o tym, jak wiele się jednak udało zarówno Czechom jak i Węgrom. Chciałbym też, abyśmy w Polsce nie nauczyli się takiego podchodzenia z wyższością do naszych przyjaciół w Grupie Wyszehradzkiej, bo to jest nie fair i jest nieprawdziwe.
Polska chce być krajem, który będzie sprawował prezydencję w sposób profesjonalny, efektywny i w interesie europejskim, aby wszyscy zauważyli, że Polska kojarzy się z sukcesem gospodarczym i największym w UE poparciem dla członkostwa we Wspólnocie.
Poparcie jest duże, ale polska scena polityczna nie jest jednomyślna. W trakcie polskiej prezydencji odbędzie się kampania wyborcza. Nie obawia się pan, że opozycja będzie chciała podważyć i zdyskredytować działania polskiego rządu na unijnej scenie?
- Mam nadzieję, że opozycja nie będzie starała się psuć prezydencji, bo jest to nasze zadanie narodowe, rzecz o strategicznym znaczeniu dla państwa polskiego. Moim zdaniem, Polacy by to źle odbierali, gdyby opozycja chciała pokazywać na siłę, że się sprzeciwia priorytetom polskiej prezydencji. Mam nadzieję, że kampania wyborcza nie odbije się w żaden sposób na prezydencji. W rządzie jest pełna determinacja, aby skupić się na prezydencji.
Na każdym polityku i przywódcy politycznym spoczywa odpowiedzialność za to, w jaki sposób w tak ważnej sprawie będzie się zachowywał. Nie będę nikogo pouczał. Każdy Polak i każdy poseł powinien trzymać kciuki za polska prezydencję.
Za pół roku nie będzie już potrzeba pełnomocnika rządu ds. prezydencji. Co pan będzie robił?
- Nie zastanawiam się w tej chwili nad tym. Za chwilę zaczyna się prezydencja, która jest kulminacją naszych prac i przygotowań od trzech lat. W tej chwili to nie jest moment, by się zastanawiać, co będę robił od 2 stycznia. Nie mam żadnych planów.
Prezydencja to duży wysiłek organizacyjny. Co nam może nie wyjść, jeśli chodzi o kwestii logistyczno-techniczne?
- Pogoda. Żeby w Bałtyku nie było sinic i żeby morze było ciepłe. (śmiech)
- Już teraz przyjmujemy bardzo dużo delegacji. Wszyscy mają wrażenie, że Polska się bardzo dynamicznie zmienia, bardzo idzie do przodu. Widać, że jest wzrost gospodarczy, że dużo się buduje. Nie chcę uprawiać wewnątrzkrajowej propagandy. Chciałbym, żeby wyjeżdżali z wrażeniem kraju bardzo gościnnego, ciekawego. Stawiamy na kulturę. Polska prezydencja będzie się wyróżniała także bardzo mocnym programem kulturalnym. Mam nadzieję, że to zostanie zauważone w Europie i na świecie. Ważne jest, by te wszystkie spotkania, które się w Polsce odbędą, były profesjonalnie zorganizowane, dyskusje nie były za długie, ani za krótkie tylko akurat w sam raz. Myślę, że jesteśmy gotowi do prezydencji i nie mam specjalnych obaw.