Turcy i Rosjanie oskarżają Zachód o zamach na "Charlie Hebdo" w Paryżu
Niemal równocześnie z pierwszymi doniesieniami o ataku na redakcję "Charlie Hebdo", pojawiły pierwsze głosy "demaskujące" prawdziwe siły za nimi stojące: Mossad, CIA, francuskie służby. To nic nowego - schemat, który pojawia się przy okazji każdego aktu terroru. O ile jednak wcześniej grupa "demaskatorów" ograniczała się do bywalców ciemniejszych zakątków internetu, tym razem dołączają do nich liderzy ważnego państwa - i członka NATO: Turcji.
15.01.2015 | aktual.: 16.01.2015 13:27
Obrona muzułmanów
Ledwie kilkanaście godzin po tym, jak premier Turcji Ahmet Davutoğlu wrócił z paryskiego marszu przeciw terroryzmowi, prezydent kraju, rządzący od ponad dekady Tayyip Recep Erdoğan wygłosił mocne, lecz niezauważone w mediach przemówienie, stające w sprzeczności z gestem premiera.
- Hipokryzja Zachodu jest oczywista. Jako muzułmanie nigdy nie stawaliśmy po stronie terroru. To rasizm, mowa nienawiści i islamofobia stoją za tymi zamachami - grzmiał Erdoğan. Ale nie poprzestał tylko na tych sugestiach. Niemal otwarcie oskarżył francuskie służby - i cały Zachód - o udział w zbrodni w Paryżu. - Zachód pogrywa sobie ze światem muzułmańskim (...). Francuscy obywatele przeprowadzają masakrę, a muzułmanie płacą za to cenę. To bardzo wymowne. Czy ich organizacje wywiadowcze nie śledzą tych, którzy wychodzą z więzienia? - dociekał turecki prezydent, nawiązując do kryminalnej przeszłości sprawców zamachu, braci Kouachi.
Jak interpretować tę wypowiedź prezydenta kraju będącego sojusznikiem NATO i kandydatem do członkostwa w Unii Europejskiej?
- Przede wszystkim Turcja - szczególnie za rządów Erdoğana - czuje się liderem świata islamu i obrońcą muzułmanów. Więc te ataki to pewien psychologiczny mechanizm , obrony muzułmanów poprzez atak na tych, którzy krytykują islam - tłumaczy w rozmowie z WP Konrad Zasztowt, ekspert Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych - Poza tym, turecki prezydent znany jest z takich wypowiedzi i z tego, że nie przebiera w słowach.
W ślad za Erdoğanem poszli inni politycy rządzącej Sprawidliwości i Rozwoju (AKP) - partii, która w ostatnich latach zmonopolizowała turecką scenę polityczną. Ali Şahin, deputowany do tureckiego parlamentu, już dzień po masakrze w Paryżu ogłosił na Twitterze, że zamach został sfabrykowany "jak w filmie". Jak tłumaczył, świadczy o tym fakt, że zamachowcy uciekając wznosili ostentacyjnie islamskie hasła ("pomściliśmy proroka", "Allah akbar"), a dobijając rannego policjanta celowali w złym kierunku.
Jeszcze dalej posunął się mer Ankary, Melih Gökçek, który podczas spotkania z partyjną młodzieżą oznajmił, że zamach był "oczywistym" dziełem Mossadu. Izraelski wywiad miał w ten sposób chciał ukarać Francję za jej głos za rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ wzywającą Izrael do zakończenia okupacji Palestyny.
- To już kompletna aberracja. Niestety, wiadomo jaki będzie odbiór: Turcy w to wierzą, bo w Turcji teorie spiskowe są bardzo popularne - mówi Zasztowt.
Według eksperta, wypowiedzi tureckich polityków nie oznaczają jednak w praktyce odejścia od pragmatycznych stosunków Ankary z Europą.
- To jest głównie retoryka. Nie interpretowałbym tego jako realnej zmiany polityki wobec Zachodu - komentuje.
Kara za rezygnację z sankcji
Turcja nie jest jednak jedynym krajem, w którym spiskowe teorie znalazły spory wydźwięk. Głośno było o nich także w Rosji, choć powstawały na niższym szczeblu niż w kraju nad Bosforem.
Jedna z najlepiej sprzedających się rosyjskich gazet, prorządowa "Komsomolskaja Prawda" z jednej takiej hipotezy uczyniła temat wydania, pytając wielkimi literami na swojej okładce: "Czy zamach w Paryżu zorganizowali Amerykanie?". Według eksperta cytowanego przez "KP" eksperta, Aleksandra Żylina, masakra w Paryżu była karą dla Francji za niedawną wypowiedź prezydenta Hollande'a, który na początku stycznia zasugerował, by Unia Europejska zaczęła łagodzić sankcje wobec Rosji. Ekspert przekonuje, że terroryzm to dla USA "tania i łatwa" metoda dyscyplinowania europejskich sojuszników i często przez Stany stosowana - ostatnio wobec Niemiec. Żylin tłumaczy bowiem, że zaostrzenie stanowiska Merkel wobec Rosji jest bezpośrednio związane z wybuchem fabryki chemicznej w Ritterhude na północy Niemiec. Wybuch miał być bowiem - jakżeby inaczej - dziełem "amerykańskich szpiegów".
Brzmi dziwacznie? Bynajmniej - przekonuje czytelników popularnego w Rosji portalu Lifenews.ru Aleksiej Martynow, analityk jednego z moskiewskich think-tanków. On także wiąże paryski zamach z przyjaznymi gestami Francji wobec Rosji. A co z faktem, że do aktu przyznała się Al Kaida Półwyspu Arabskiego (AQAP)?
"W ostatnich latach i dekadach, tak zwany terroryzm islamski był w rękach największej agencji wywiadowczej na świecie CIA" - odpowiada na te wątpliwości Martynow.
W odróżnieniu jednak od Turcji, nawet najbardziej antyamerykańscy politycy w Rosji nie zdobyli się na oskarżenie Zachodu lub USA o organizację zamachów? Być może dlatego, że odwrócenie uwagi od wojny na Ukrainie i podkreślenie zagrożenia ze strony radykalnego islamu jest jej na rękę. Interesy Zachodu i Rosji są tu bowiem wspólne - i mogą skłonić Europę do podejścia do Rosji.
"Tragedia w Paryżu pokazuje, że Rosja nie zagraża Europie i jej bezpieczeństwu" - napisał na Twitterze Aleksiej Puszkow, znany z antyzachodnich wypowiedzi szef komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy. "Ataki terrorystyczne we Francji i w Rosji mają jedno i to samo źródło. To kolejny powód, by [z Zachodem] współpracować, zamiast prowadzić konflikt." - dodał.