Turcja zestrzeliła rosyjski samolot. Otłowski: "To może być iskra, która podpali beczkę prochu"
Turecki F-16 zestrzelił rosyjski bombowiec Su-24 w przestrzeni powietrznej na turecko-syryjskim pograniczu. - Mamy w tej sytuacji de facto otwarte starcie między państwem NATO i Rosją. To bardzo nieciekawa sytuacja, której konsekwencje mogą wykroczyć poza Syrię - mówi WP Tomasz Otłowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego. Tymczasem zdaniem specjalisty ds. dyplomacji Janusza Sibory, celem Turcji było wysłanie Rosji jasnego sygnału i próba storpedowania wysiłków Moskwy w sprawie budowy rosyjsko-europejskiej koalicji przeciw Państwu Islamskiemu.
We wtorkowy poranek nad Syrią doszło do tego, czego wielu ekspertów i polityków obawiało się od początku rosyjskiej interwencji w Syrii: do starcia między samolotami NATO i Rosją. Według komunikatów przez Turcję, rosyjski myśliwiec naruszył turecką przestrzeń powietrzną i nie reagował na tureckie ostrzeżenia. Jak mówi w rozmowie z WP Tomasz Otłowski, do podobnych naruszeń przez rosyjskie samoloty w Syrii dochodziło wielokrotnie, jednak do tej pory udawało się uniknąć starcia w powietrzu.
- Obserwatorzy od dawna alarmowali, że zagęszczenie sił powietrznych z różnych państw w niewielkiej syryjskiej przestrzeni powietrznej może spowodować taki incydent - mówi ekspert - To bardzo nieciekawa sytuacja, bo niezależnie od faktycznych przyczyn mamy w tej sytuacji de facto otwarty konflikt między Rosją i państwem NATO - podkreśla.
Komunikaty wysyłane przez oba państwa są sprzeczne. Wbrew informacjom podanym przez tureckie źródła, rosyjskie ministerstwo obrony mówi o tym, że rosyjski myśliwiec nie przekroczył tureckiej granicy i został strącony na terytorium Syrii, przez pocisk ziemia-powietrze. Oba te stanowiska są jednak najprawdopodobniej nieprawdziwe. Według dostępnych dotąd informacji, syryjscy rebelianci nie posiadają sprzętu pozwalającego na strącenie samolotów lecących na wysokości ok. 6 tysięcy metrów. Opublikowany przez tureckie ministerstwo obrony zapis radarowy dokumentujący ruchy samolotów nad turecko-syryjską granicą pokazuje natomiast, że rosyjski Suchoj wyraźnie - choć nieznacznie - przekroczył przestrzeń powietrzną Turcji. Tymczasem fakty dotyczące incydentu będą miały kluczowe znaczenie dla konsekwencji politycznych tego spięcia.
- Dalszy rozwój sytuacji zależny jest od tego, jak zareaguje NATO. Wydaje się, że jeśli rzeczywiście doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej, Sojusz musi zareagować zdecydowanie. Jeśli sytuacja będzie nie do końca jasna, to reakcja może być bardziej stonowana. Natomiast Turcja na pewno będzie chciała uruchomić NATO - mówi Otłowski.
Zagadką jest też to, jaka będzie reakcja Moskwy. Tym bardziej, że do zdarzenia doszło w niekorzystnym dla niej czasie, biorąc pod uwagę dokonujące się powoli zbliżenie między państwami Zachodu a Rosją w kontekście wojny z Państwem Islamskim. Zarówno ten "reset" jak i interwencja Rosji w ogóle były natomiast przeciwne tureckim interesom w regionie, bowiem wzmacniały pozycję reżimu Baszara al-Asada, którego obalenie jest głównym celem tureckiej polityki w Syrii. Ankara otwarcie krytykowała też rosyjskie bombardowanie turkmeńskich bojowników walczących po stronie. Właśnie w ich ręce miał wpaść jeden z pilotów bombowca, który zdołał katapultować się z samolotu.
Zdaniem dr Janusza Sibory, eksperta ds. dyplomacji, trudno mówić o zestrzeleniu rosyjskiego bombowca jako o "incydencie". Wskazuje on na to, że Turcy od dawna ostrzegali Rosję kanałami dyplomatycznymi przed wkraczaniem na turecką przestrzeń powietrzną.
- Już 3. października turecki MSZ ostrzegał Ławrowa, że naruszenie przestrzeni powietrznej jest "nieakceptowane". W dyplomacji oznacza to najwyższy poziom ostrzeżenia - zauważa ekspert. Jak dodaje, nie było to zresztą jedynym spięciem na linii Moskwa-Ankara. Jeszcze w piątek rosyjski ambasador w Turcji został wezwany do miejscowego MSZ, gdzie został w ostrych słowach ostrzeżony przed skutkami bombardowania Turkmenów, wobec których Turcja poczuwa się do ochrony ich interesów.
- Jeśli oni zdecydowali się by zestrzelić rosyjski samolot, to wniosek jest taki, że Turcja chce pokazać, że jest mocarstwem, potrafi prowadzić samodzielną politykę i że jej interesy muszą być respektowane. Według mnie może chodzić o wyeliminowanie Rosji z budowy koalicji przeciw Państwu Islamskiemu, tak by żadne porozumienie nie było budowane ponad głową Turcji - mówi Sibora.
- Być może Ankara będzie próbować wykorzystać ten incydent, by zmusić Rosję jeśli nie do wycofania się, to do zmniejszenia intensywności swoich działań - zgadza się Otłowski. - Natomiast Rosjanie mogą wykorzystać to do eskalacji własnej retoryki i własnej polityki w Syrii, a nawet też i w innych regionach, gdzie mamy napięcia na linii Rosja-NATO. W tym momencie takie wydarzenie może być iskrą która podpali tę beczkę prochu - mówi Otłowski. Ekspert dodaje jednak, że równie prawdopodobny scenariusz jest też taki, że po protestach dyplomatycznych Moskwy, "wszystko rozejdzie się po kościach".
Na ten drugi scenariusz wskazywała początkowo nietypowo przytłumiona reakcja Rosji: w pierwszym po zdarzeniu, rosyjskie ministerstwo obrony winą obarczyła nie Turcję, lecz syryjskich rebeliantów. Zdecydowanie twardszy kurs przyjął jednak prezydent Rosji, który wprost oskarżył Turcję o wspieranie Państwa Islamskiego i zadanie "ciosu w plecy" Rosji, swojemu dotychczasowemu "przyjacielowi". Ostrzegł przy tym, że zdarzenie będzie miało "poważne konsekwencje".
**Zobacz również: Tureckie F-16 zestrzeliły rosyjski odrzutowiec
**