Trzech mężczyzn skazanych za gwałt i zabójstwo młodej kobiety
• 25 lat, 15 lat i 12 lat więzienia dla zabójców 27-latki w Sokółce
• Kobieta została zgwałcona i zabita 7 lat temu
• Zatrzymani dopiero po 5 latach od zbrodni
05.01.2016 | aktual.: 05.01.2016 12:26
25 lat, 15 lat i 12 lat więzienia - takie wyroki zapadły we wtorek przed Sądem Okręgowym w Białymstoku, w procesie trzech młodych mężczyzn oskarżonych o zabójstwo 27-letniej kobiety w Sokółce w woj. podlaskim. To mieszkańcy Sokółki i okolic - Artur K., Mariusz P. i Piotr N. Gdy doszło do tej makabrycznej zbrodni byli nastolatkami. Wyrok nie jest prawomocny.
W trwającym 1,5 godziny ustnym uzasadnieniu wyroku sąd ocenił, że idąc do mieszkania 27-letniej kobiety (była znajomą jednego z nich) oskarżeni nie mieli gotowego planu działania, jeszcze wtedy nie było planu by "kogokolwiek zgwałcić czy zabić". - Plan wykrystalizował się w mieszkaniu - mówił sędzia Sławomir Cilulko.
Sąd przyjął jednak, że wszyscy trzej odpowiadają zarówno za gwałt i zabójstwo, choć samo zadawanie ciosów nożem w szyję, które to ciosy okazały się śmiertelne, przypisał jednemu z nich. To ten z oskarżonych został skazany na 25 lat więzienia - z racji wieku karą nie mogło być dożywocie, o 25 lat więzienia wnioskowała też prokuratura.
Przy karze 15 lat więzienia dla kolejnego z oskarżonych sąd dodatkowo zastosował zaostrzenie polegające na tym, że o warunkowe przedterminowe zwolnienie może się ubiegać po 12 latach.
Trzeci z oskarżonych ma spędzić w więzieniu 12 lat. To dzięki jego wyjaśnieniom udało się ustalić dane dwóch pozostałych. Sąd przyjął jednak, że nie powiedział on wszystkiego, co wiedział o zbrodni (chodziło o umniejszenie swojej roli), dlatego nie można było zastosować wobec niego nadzwyczajnego złagodzenia kary - o co wnioskował obrońca.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura jest z kar zadowolona i raczej nie zakłada apelacji. Obrońcy dwóch pierwszych skazanych już zapowiedzieli zaskarżenie wyroku, adwokat trzeciego zaznaczył, że decyzja zależy od jego klienta.
Do zbrodni doszło siedem lat temu. Jednak zatrzymania podejrzanych miały miejsce dopiero po pięciu latach, po ponownej analizie sprawy (już umorzonej z powodu niewykrycia sprawców) przez tzw. policyjne archiwum X.
Wcześniej efektu nie przyniosły m.in. przesłuchania stu kilkudziesięciu świadków i pokazywanie w telewizji rekonstrukcji zdarzeń. Wiele informacji - zwłaszcza po publikacjach o zbrodni w mediach - okazywało się mylnych i sprowadzało śledczych na błędne tropy.
25 ciosów nożem
Mariusz, Piotr i Artur chodzili do jednej klasy liceum profilowanego. Rankiem 21 stycznia 2009 roku postanowili, że pójdą na wagary. Kupili alkohol, a potem wypili go w parku. Wtedy Piotr N. opowiedział kolegom o dziewczynie, którą niedawno poznał. Postanowili do niej pójść.
Gdy poszła do kuchni, jeden z nich zaczął ją dusić. Po chwili zaczęli to też robić pozostali mężczyźni. Następnie Mariusz P., Artur K. i Piotr N. bili dziewczynę po całym ciele, kopali ją w głowę i podtrzymywali jej ręce i nogi. Strasząc i raniąc ją nożem i widelcem doprowadzili do obcowania płciowego - do stosunku doszło z Mariuszem P., pozostałym się to nie udało z powodu oporu stawianego przez kobietę. Później oprawcy zadali jej co najmniej 25 ciosów nożem w okolice szyi i tułowia.
Oprawców nie obchodziła konająca Agnieszka. Splądrowali mieszkanie w poszukiwaniu wartościowych przedmiotów. Ich łupem padł pierścionek ofiary i jej laptop. Zabrali też szklanki i sztućce, żeby nie zostawić swoich odcisków.
Znaleziona w kałuży krwi
Agnieszka była bardzo ufna wobec ludzi, nie podejrzewała nikogo o złe intencje, nigdy też nie zamykała drzwi do mieszkania. Gdy jej babcia wróciła do mieszkania po kilku krokach znalazła wnuczkę w kałuży krwi.
Pierwszym podejrzanym był narzeczony dziewczyny, 32-letni Adam. Funkcjonariusze zainteresowali się nim, gdyż był bardzo zazdrosny o Agnieszkę, ale szybko wypuścili go z aresztu. Analizując sprawę policja założyła, że sprawcami są ludzie młodzi, prawdopodobnie mieszkańcy Sokółki albo okolic, być może pracujący na budowie.
Mimo iż do zbrodni doszło w biały dzień, sąsiedzi utrzymywali, że niczego nie widzieli ani nie słyszeli.