Trzeba spalić te czarownice. Znów mamy PiS w najlepszym wydaniu
Dostajemy rachunki z podwyżkami za prąd, choć miało ich nie być. Prezes zwąchuje się z największym przeciwnikiem Unii, choć PiS kocha Europę. Afera KNF zniknęła gdzieś w bebechach prokuratury. A tu igrzyska muszą trwać. PiS musi znaleźć ofiary. A w tym jest dobry.
08.01.2019 | aktual.: 09.01.2019 08:37
Od razu zaznaczę - pensje Kamili Sukiennik i Martyny Wojciechowskiej, budzą we mnie wielką zazdrość. Żeby daleko nie szukać – tak wielką, jak wielkie są zasługi Jarosława Kaczyńskiego w łączeniu Polaków.
Armia zazdrosnych jest ogromna
Kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie (dokładne dane to tajne/poufne) na stanowisku dyrektor gabinetu prezesa NBP i kierowanie departamentem komunikacji i promocji NBP na każdym musi zrobić wrażenie. Nie jestem osamotniony w tych swoich uczuciach. Nawet prezydent Andrzej Duda im pozazdrościł, o czym nie omieszkał poinformować zbulwersowanego sprawą narodu. Pani Sukiennik i Wojciechowskiej zazdroszczę więc ja, zazdrości głowa państwa, zazdroszczą pewnie i emeryci, którzy kupują przeterminowane parówki (60 gr za opakowanie) na jednym z warszawskich bazarków.
Jaka w tym wina obydwu pań? Dawali, to wzięły. Założę się, że większość z nas, tak gdzieś z 99,9 proc. podpisałoby się pod takim kontraktem. Swoje przekonanie opieram choćby na wyniku badania przeprowadzonego niedawno dla Wirtualnej Polski. Wynikało z niego, że Polaków nie bulwersuje załatwianie posad dla członków rodziny przez polityków - prawie połowa z nas zrobiłaby tak samo. Tak więc pani Kamilo, pani Martyno zazdroszczę zarobków, ale nie potępiam. Głęboko wierzę, że poza nienagannymi figurami (o zgrozo, wielu twierdziło, że to główne atuty obydwu urzędniczek NBP) dysponujecie super kompetencjami a wasz szef, prezes Adam Glapiński po prostu wyłowił was z nieprzebranych tłumów kandydatek (i kandydatów?) i należycie opłacił.
Jeśli ośmieliłbym się cokolwiek doradzać prezesowi, to chyba jedno. Gdy w przyszłości będzie miał jakiś wakat dla fachowca, niech zaprosi wicepremiera Jarosława Gowina. Swego czasu polityk wyznał, że 17 tys. zł nie wystarcza mu od pierwszego do pierwszego. Te kilkadziesiąt tysięcy powinno w pełni zaspokoić zapotrzebowanie tak wszechstronnego fachowca (nauka, wojsko – jeden czort, Gowin da radę). A tak, to masz pan prezesie kolejnego zazdrośnika, bo wicepremier stwierdził: "Jeśli się potwierdzą [zarobki – red.], to wysokość jest skandaliczna".
Suweren kocha igrzyska, więc kupi kolejną PiS-ściemę
Tyle o historii, którą "żyje Polska" A teraz o mechanizmach. W momentach, w których na jaw wychodzi rozpasanie obozu PiS, ba całej "dobrej zmiany", na całopalenie dla suwerena typowane są kolejne baranki ofiarne. Paradują na ten stos przepraszający za nagrody ministrowie. Dzwoniąc pełnym trzosem maszerują samorządowcy, którzy dorobili sobie po kilkaset tysięcy w spółkach Skarbu Państwa. Prezesi, który wyrychtowali sobie wielomilionowe pobory.
Niezmienne jest również to, że głos zabierają najwyższe czynniki partyjne, z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Tylko nieliczni (pewnie ci mniej rozgarnięci), bełkocą coś, że "im się należało". Reszta piętnuje skandalicznie wysokie zarobi i powtarza za prezesem, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy.
I suweren ma swoje igrzyska. Widzi jak na stosie płoną czarownice (oczywiście to pozory, bo PiS pokrzyczy, postraszy, a kiedy sprawa przycichnie - wybaczy).
A gdzieś tam ginie afera KNF i potencjalny udział w niej prezesa NBP (jego protegowany miał żądać od bankiera 40 mln zł, a prezes miał go za uczciwego i coś tam jeszcze – same pochwały to były). Na dalszy plan schodzą podwyżki cen energii, których miało nie być. Jak cień przemknie się jakaś brunatna sylwetka zmierzająca w stronę Ministerstwa Cyfryzacji.
Ale to nieważne. Suweren jest szczęśliwy, bo władza PiS sprawiedliwa jest i roztropna. Pogoni wszystkich, którzy zarobią więcej, niż średnia krajowa (to chyba niedopatrzenie, że posłowie nadal zarabiają więcej). I tak od skandalu, do skandalu. Ale w końcu państwo ma z czego opłacać wybrańców.
Z opowieści premiera Morawieckiego wynika, że "odebrał mafii watowskiej" tak duże pieniądze, że teraz na wszystko nas stać.
To zakończę jeszcze jedną radą. Panie premierze, niech pan wyobrazi sobie ile jeszcze mógłby pan dostarczyć kasy do budżetu, gdy tak jednorazowo, hurtem, bez znajomości i układów, zarządził pan audyt zarobków państwowych urzędników.
Zapewniam. "Mafia watowskiej" opadłaby szczęka, a pan usłyszałby: "No, Mateusz, szacunek się należy. Nawet mafia tak nie potrafi".
A tak, to musi pan, co rusz oddawać ludzi na stos.