Trzeba pokonać "klątwę jabola". Szykuje się wielki powrót win owocowych
- Mamy w Polsce 4 mln ton jabłek. To podobnie jak Hiszpania, gdzie produkuje się 4 mln ton winogron. Słyszał pan, żeby ktokolwiek rozdawał je tam za darmo, żeby rolnicy oddawali je za grosze, na przemiał w zagranicznej przetwórni? - pyta prowokacyjnie Robert Ogór, szef spółki Ambra, największej firmy handlującej winami.
Tłumaczy, jak działa "klątwa jabola", która skazuje wielu polskich sadowników na klepanie biedy. Blokuje powstanie rynku, który w Europie Zachodniej ma wartość 55 mld euro. W dodatku z tej góry pieniędzy najwięcej profitów czerpią właśnie drobni producenci, a nie sieci marketów. Według Roberta Ogóra Polska może się stać potentatem w produkcji wina z owoców. Wystarczy tylko wykorzystać doświadczenia z takich rynków jak Francja, Hiszpania oraz Włochy.
- Produkcja wina z winogron oparła się wszelkim zakusom uczynienia z niej produkcji masowej, taniej i szybkiej. Rynku nie przejęły duże koncerny, bo ich eksperci i strategia obniżania kosztów nie mogą nic zdziałać wobec definicji wina - mówi Robert Ogór, szef spółki Ambra, największego sprzedawcy win w Polsce. Wino gronowe może być wyprodukowane tylko ze świeżo wyciśniętego soku, po fermentacji, bez żadnych dodatków jak cukier, alkohol itp. Takie sformułowania znajdują się w unijnej definicji wina gronowego.
Co to dało właścicielom winnic? Według rozmówcy WP produkcja wina jest ściśle powiązana ze zbiorem winogron. Tylko tyle powstanie litrów wina, ile soku wycisną z owoców sami producenci. - Rynek jest rozdrobniony i składa się z tysięcy rodzinnych winiarni. Ich wina są zawsze produktem markowym. Dlatego to oni mogą dyktować warunki sprzedaży. Mają też największy udział w zysku ze sprzedaży butelki wina w sklepie - ocenia prezes Ogór.
W zupełnie innej sytuacji są polscy sadownicy. Mają furę jabłek, którą muszą sprzedawać po dziadowskiej cenie przetwórniom. Komu nie podoba się cena, wyrzuca plon na śmietnik. Po protestach sadowników minister rolnictwa obiecał skup interwencyjny jabłek.
- Państwo powinno stworzyć warunki do produkcji win owocowych. Należy określić definicję wina produkowanego wyłącznie ze świeżych soków, bez jakichkolwiek dodatków. Pomóc sadownikom w sfinansowaniu małych linii do rozlewania wina. Wówczas powstaną setki małych firm produkujących polskie wina - mówi dalej prezes Ogór.
Zobacz także: Piotr Gliński o swojej wypowiedzi o Żydach: nie powtórzyłbym takich słów
Polskie wina owocowe. Kto to kupi?
Tylko czy są jeszcze amatorzy win owocowych? Według prezesa Ogóra tu właśnie "klątwa jabola" działa najmocniej. - Ogromny potencjał polskiego winiarstwa został poddany destrukcji w ciągu 30 lat. Najpierw nastąpił upadek produktu. Wino owocowe zmieniły się w jabole, na spirytusie i sztucznych dodatkach. Adekwatnie do jakości zareagowali konsumenci. Jabole pijają klienci z kilkoma złotówkami w kieszeni - mówi prezes Ogór, dodając, że zdefiniowanie produktu jako naturalnego i wartościowego byłoby resetem rynku.
Teraz najlepsze. Z danych sklepów winiarskich należących do Ambra wynika, że klienci już są. Polskie wina (na razie te gronowe) są rozchwytywane. Klienci płacą około 50 zł za butelkę. - To oznacza, że są w Polsce konsumenci gotowi zapłacić całkiem sporo za jakościowe wino z Polski. Gotowi są dać lokalnemu produktowi kilka złotych bonusu - mówi dalej ekspert rynku.
Przypomina, że kilka lat temu Ambra zaczęła przetwarzać sok jabłkowy na cydr, czyli lekki napój alkoholowy. Udało im się zdominować rynek w tej kategorii. Nagle okazało się, że z niczego powstał rynek cydru warty dziś około 80 mln złotych. Najlepiej sprzedają się na nim produkty powstające ze świeżego soku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl