Trzaskowski wywiadem udowodnił, że znów by przegrał? "Nie widzi żadnej swojej winy"
- Kompletnie nie wie, dlaczego przegrał i nie widzi w tym żadnej swojej winy. Wciąż uważa, że jest za dobry i za dobrze przygotowany - komentuje w rozmowie z WP wystąpienie Rafała Trzaskowskiego na Campusie Polska Przyszłości Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej. - Obwinianie swojego zaplecza nie jest szczególnym usprawiedliwieniem - ocenia z kolei Marcin Duma, prezes IBRiS.
Trzaskowski na Campusie pojawił się tradycyjnie – w bluzie z kapturem. To w końcu atrybut, który ma dodać politycznemu wiecowi więcej lekkości i być nawiązaniem do młodzieżowego stylu, który korespondować ma z adresatami wydarzenia. Tym razem - oprócz młodzieżowej stylizacji - pojawiły się też wulgaryzmy. W odpowiedzi na pytanie, co poczuł po przegranych wyborach, Trzaskowski rzucił słowem powszechnie uznawanym za nieparlamentarne.
Ale zdaniem ekspertów, ani te słowa, ani całe tłumaczenie, które w końcu - po wielu miesiącach od wyborów - wybrzmiało podczas wydarzenia, nie pomogą Trzaskowskiemu. Dowiedzieliśmy się bowiem, że "znowu nie zrobił nic złego, a mimo to został niesprawiedliwie niewybrany". Czyli - krótko mówiąc - nie dowiedzieliśmy się nic.
Ziobro przed komisją śledczą. Ekspert: "Skończy się blamażem"
Czemu Trzaskowski przegrał wybory? "Nie widzi swojej winy"
- Czekaliśmy na to cztery miesiące - to jest naprawdę bardzo dużo czasu, żeby przeanalizować dane, zastanowić się, dlaczego się przegrało i tak dalej, i tak dalej - i niczego się nie dowiedzieliśmy. Rafał Trzaskowski kompletnie nie wie, dlaczego przegrał i nie widzi w tym żadnej swojej winy. A przegrał przecież już drugi raz - zaznacza w rozmowie z WP Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej.
- Drugi raz jego nazwisko było na liście, czyli drugi raz nie głosowaliśmy na partię, tylko konkretnie na niego. Drugi raz się nie udało i dalej nie słyszałem żadnej samokrytyki. Trzaskowski wciąż uważa, że jest za dobry, za dobrze przygotowany i ogólnie "za bardzo". To mnie zszokowało. Tam nie ma żadnej autorefleksji - ocenia prezes OGB i dodaje:
- No nie ma - a przynajmniej ja nie znam - ani jednej wypowiedzi Rafała Trzaskowskiego, gdzie padło: tak, wiem, dlaczego przegrałem. To była moja wina. Mogłem zrobić coś inaczej.
Marcin Duma, prezes IBRiS podkreśla z kolei inną kwestię, która również prezydent Warszawy wskazał jako tę, która wpłynęła na przegraną w wyborach - badania sondażowe.
- Mocno wybrzmiało to, że nie zostały dostatecznie dobrze przeanalizowane wyniki badań, ale znów - to nie sam Trzaskowski - jego zdaniem - zawinił, lecz sztab, którego zadaniem było dostarczanie mu wyników i analiz - ocenia prezes i podkreśla, że przecież sam dobierał sobie współpracowników.
- To nie były pierwsze wybory z tymi ludźmi, to ludzie, których znał, z którymi także organizował Campusy... Obwinianie swojego zaplecza nie jest tu szczególnym usprawiedliwieniem - dodaje prezes IBRiS.
Wizerunek Trzaskowskiego, czyli czemu znowu by nie wygrał
- Tak jak można było wygrać wybory w 2025 r., tak można wygrać wybory w 2027 r., pod warunkiem, że cała strona demokratyczna będzie ze sobą współpracować - mówił Trzaskowski podczas Campusu. Tylko czy z pewnością i czy z Trzaskowskim na pokładzie?
- Jacques Chirac startował dwa razy, zanim wygrał, więc teoretycznie nie wszystko stracone - mówi prezes IBRiS, ale dodaje, że przykład ten w przypadku Trzaskowskiego raczej niespecjalnie może mieć zastosowanie. - Pozostaje pytanie, co stanie się z pomysłem, o którym już słyszeliśmy kilka lat temu w kontekście współpracy z popularnym wówczas Szymonem Hołownią, czyli że Trzaskowski może założyć swoją nową partię. Teraz jednak trudno oceniać tę sytuację - komentuje Marcin Duma.
- Gdyby można było użyć adekwatnego politycznego porównania, to porównałbym Rafała Trzaskowskiego do Andrzeja Olechowskiego. Pod względem prezencji, to jest po prostu idealny kandydat. Tylko ich cechą wspólną jest też moim zdaniem "miłość własna". A Polacy bardzo wiele rzeczy są w stanie politykowi wybaczyć - co zresztą widać po Karolu Nawrockim - ale najbardziej nie wybaczą "miłości własnej", czyli przekonania o własnej doskonałości i tym, że to wyborcy powinni zabiegać o tego konkretnego kandydata, a nie odwrotnie - ocenia z kolei prezes OGB, Łukasz Pawłowski.
A dowodem na to, że Trzaskowski ma właśnie takie podejście, jest to, co mówił o debatach.
Debata na własnych zasadach kluczem do sukcesu?
Podczas swojego wystąpienia Rafał Trzaskowski przekonywał, że błędem była uległość ws. debat prezydenckich. Takie stwierdzenie padło po pytaniu o to, "czy popełnił jakieś błędy" w czasie kampanii. Nawet zdaniem zadających mu te pytania, z odpowiedzi Trzaskowskiego nie wybrzmiewała żadna autokrytyka.
Rafał Trzaskowski podkreślał, że "poddał się presji". - Stałem zawsze na stanowisku, że debata prezydencka powinna być jedna w pierwszej turze i jedna w drugiej turze - usłyszeliśmy.
- Uważam, że ta formuła debat, która polega na tym, że dziennikarze zadają to samo pytanie wszystkim i wszyscy mają minutę, sprowadza wszystkich do takiego poziomu, bo wszyscy są wtedy zobowiązani do tego, żeby klepać te same formułki. Nagle okazuje się, że ktoś, kto ma doświadczenie, ma umiejętności, wypada albo tak samo, albo niewiele lepiej niż ktoś, kto się nauczył minutowej odpowiedzi na pamięć - wyjaśnił.
- Słowa o debatach zaskoczyły mnie najbardziej - mówi Wirtualnej Polsce Łukasz Pawłowski. Nie bez powodu zresztą.
Debaty transmitowały nie tylko telewizje, ale też portale internetowe, kanały na platformach YouTube, Instagram, Facebook i wiele innych. Był to temat, który przodował w rankingach popularności treści, a zainteresowanie nim pokazywały także badania.
- To właśnie była płaszczyzna, by się pokazać. Kandydat powinien po prostu się karnie zjawić nad tę debatę, bo to jest jego praca. I to nie kandydat wyznacza, ile debat ma być, bo to przekręca zupełnie sedno wyborów, w których chodzi przecież o wyborców, a nie o kandydata - mówi.
Zdaniem Marcina Dumy, dziś nie jesteśmy w stanie ocenić, czy nieobecność w debatach przysłużyłaby się Trzaskowskiemu, czy zaszkodziła. - To już jedynie debata publicystyczna, bo nie wiemy, czy gdyby nie pojawił się na tych debatach, to też nie wyszłoby źle. Natomiast jego poczucie pewnie wzięło się stąd, że był w tych debatach tym, którego wszyscy wokół atakowali. W pewnym momencie było 12 na jednego - ocenia ekspert i dodaje:
- Istniało wrażenie, że on jest w mniejszości, bo weźmy pod uwagę, jak wielu było w tej kampanii kandydatów z prawej strony. To stwarzało wrażenie, że większość opinii w tej stawce jest inna niż Trzaskowskiego. Że większość nie myśli tak jak Rafał Trzaskowski.
Kandydat idealny, czyli kogo Polacy chcą widzieć w kolejnych wyborach?
- Nauczka dla strony liberalnej jest taka, żeby nie doszukiwać się w kandydacie cech, których nie ma i próbować wcisnąć ludziom, że je ma, ale kandydata, który będzie miał cechy do zaakceptowania przez wyborców i takiego, który sam będzie ich rozumiał oraz odpowiadał na ich potrzeby. W przypadku Trzaskowskiego wyborcy patrzą na niego i mówią: ja nie chcę Trzaskowskiego. Nie, ja nie chcę, żeby on był prezydentem - tłumaczy Łukasz Pawłowski.
Zdaniem Trzaskowskiego "można wygrać wybory w 2027 r.". Prezydent Warszawy nie doprecyzował jednak, czy miał na myśli siebie i swój bliski dwór, czy szerzej - Koalicję Obywatelską, której uda się w końcu odbić.
Na kogo zatem powinny postawić partie, żeby wygrać? Zdaniem Marcina Dumy, istotny może być wiek kandydata. - Co prawda nie można wykluczyć, że gdyby stało się tak, że to PiS wróciłby do władzy, to ponownie na fotelu premiera nie zobaczylibyśmy Mateusza Morawieckiego - ocenia prezes IBRiS, ale dodaje, że gdyby miał profilować przyszłą głowę rządu, zakładałby, że będzie to ktoś młodszy. - Z pokolenia dzisiejszych 30 lub 40-latków. Ktoś, kto cechuje się dużą odpornością na stres. Jest to też zadanie, które wymaga po prostu dużej wydolności fizycznej - zaangażowania w pracę kilkanaście godzin na dobę - dodaje i wskazuje, że prawdopodobnie posiadacze właśnie takich cech będą tymi pożądanymi przez ugrupowania.
Z kolei zdaniem Łukasza Pawłowskiego - patrząc na poprzednie wybory pod kątem profilowania zwycięzców - można wyróżnić trzy zmiennie.
- Analizowaliśmy, jakich kandydatów z list wybrano. Po pierwsze młodszych. Często przegrywał - nawet wystawiony na liście z jedynki i dwójki - kandydat starszy i to niezależnie od tego czy z PiS czy z KO. Na przykład w wyborach europejskich kandydaci, którzy zajmowali na listach piąte czy nawet siódme miejsce, zdobywali mandat. Więc po pierwsze takim idealnym kandydatem np. na premiera, powinien być ktoś pokoleniowo młodszy od dzisiejszych liderów, czyli Tuska i Kaczyńskiego. Mniej więcej w okolicach czterdziestki - wylicza prezes Pawłowski.
- Po drugie, to powinien być ktoś jednak spoza polityki, niezaangażowany w nią od 20 lat. Widać, że chcemy kogoś z zewnątrz. Już Duda nie był z pierwszego rzędu, ale wówczas te trendy nie były aż tak silne jak w przypadku Nawrockiego. Chcemy czegoś nowego i świeżego - dodaje i kwituje:
- Trzecią kwestią, której chcą Polacy, to mocny rys antyestablishmentowy. Chcemy kogoś nie tylko spoza polityki, ale kogoś takiego, kto rozumie te problemy zwykłych ludzi, szczególnie młodych i do czterdziestki, którzy się mocno zbuntowali. I w tej grupie ani Rafał Trzaskowski, ani Karol Nawrocki, nie zajmują ani pierwszego, ani drugiego miejsca. I pewnie taki będzie przyszły premier. Trzaskowski nie ma żadnej z tych cech, więc raczej bym szukał tutaj nowego Nawrockiego, niż drugiego Trzaskowskiego.