Trwa proces propagatora pseudomedycyny Zięby. "Panuje bardzo duży bałagan"
- Panuje bardzo duży bałagan. (...) Wynika to z faktu, że obie definicje - tzn. produktu leczniczego i suplementu diety - zachodzą na siebie - stwierdziła biegła zeznająca w procesie propagatora pseudomycyny Jerzego Zięby.
Środowa rozprawa, która odbyła się przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia, była kontynuacją poprzedniej rozprawy z listopada. Została ona odroczona z uwagi na to, że opinie w tej sprawie zostały sporządzone kilka lat temu i biegłe musiały je sobie jeszcze raz odtworzyć.
Proces Jerzego Zięby i jego wspólników, którego celem jest ustalenie, czy poprzez sprzedaż na stronach internetowych "środków leczniczych" złamali Prawo farmaceutyczne i ustawę o bezpieczeństwie żywności i żywienia, ruszył w czerwcu ubiegłego roku. Oprócz Jerzego Zięby oskarżone zostały jeszcze dwie osoby.
Chodzi m.in. o sprzedaż CBD, nanosrebra i nanozłota, wyciągów z trawy jęczmiennej i pszenicznej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Proces Zięby. Zeznają biegłe
W środę w sprawie zeznały biegłe - emerytowane pracowniczki Narodowego Instytutu Zdrowia.
Jedna z nich wskazała, że sporządzone opinie oparte były na oględzinach strony oferującej produkty i wydrukach. - O ile wiem (...) w pewnym momencie zostały przekazane do instytutu próbki tychże produktów, ale to było po przygotowaniu pierwszej opinii - przyznała na sali rozpraw.
Druga z biegłych zwróciła uwagę, że na rynku parafarmaceutycznym mamy taką sytuację, że te same substancje, w tych samych dawkach, mają status produktu leczniczego lub suplementu diety, dlatego rynek powinien zostać uporządkowany.
- Panuje bardzo duży bałagan. (...) Wynika to z faktu, że obie definicje - tzn. produktu leczniczego i suplementu diety - zachodzą na siebie. (...) Można włożyć tam wszystko, więc może być tak, że jeden produkt jest kwalifikowany jako lek, a drugi jako suplement, a skład mają taki sam - wyjaśniła.