Trwa dramat polskich alpinistów w szalejącym żywiole
Trwa dramat na lodowcu Glossglockner w austriackich Alpach. Ze względu na kolejne pogorszenie pogody austriaccy ratownicy nie mogą wznowić poszukiwań dwójki polskich alpinistów. Wcześniej poinformowano, że ich trzeci towarzysz zmarł w wyniku wychłodzenia.
01.11.2010 | aktual.: 08.11.2010 09:10
Na konferencji prasowej w centrum zarządzania szef ekipy ratowników Toni Rieper powiedział, że akcja ratownicza nie zostanie na razie wznowiona. - Tam jest skrajnie niebezpiecznie. Nic, tylko ostra grań, w szalejącej burzy śnieżnej. Nic nie widać na wyciągnięcie ręki. To już nie wiatr, lecz orkan, którego siła przekracza 140 kilometrów na godzinę - powiedział.
Wcześniej Toni Rieper mówił, że nie może narażać życia kilkudziesięciu ratowników. Ostatniej nocy spadło około pół metra śniegu, ogłoszono 4. stopień zagrożenia lawinowego. Poprawy pogody oczekuje się dopiero we wtorek rano.
Ratownicy nie chcieli wypowiadać się na temat szans zaginionych Polaków. Stwierdzili, że zależy to od jakości sprzętu i kondycji psychicznej alpinistów.
Dramat na lodowcu określa się jako ogromną tragedię rodzinną. Zginął 52-letni ojciec, a 100 metrów pod szczytem walczy o życie jego 25-letni syn z 23-letnim przyjacielem.
Ratownicy, którzy próbują odtworzyć przebieg tragedii, przypuszczają, że 52-letni mężczyzna, chcąc ratować młodych alpinistów, usiłował zejść na dół i sprowadzić pomoc.
52-latek zmarł w wyniku wychłodzenia, a nie tragicznego wypadku. APA pisze, że Polak, którego znaleziono martwego w rejonie Kleinglockner, prawdopodobnie zamarzł.
Według austriackiej agencji, należał on do pięcioosobowej grupy alpinistów, którzy w sobotę wyruszyli z Kals na Grossglockner (3797 m). Już wtedy panowały trudne warunki atmosferyczne. Dwuosobowy zespół dotarł na szczyt ok. godz. 18, po czym zszedł normalną trasą do schroniska Adlersruhe na wysokości 3454 m.
Drugi, trzyosobowy zespół zapewne dotarł tylko do Kleinglockner (3770 m). Dwóch alpinistów z tego zespołu w niedzielę zeszło do Stuedlhuette (2802 m), gdzie - jak przypuszczali, powinien czekać na nich trzeci kolega. Gdy go nie zastali, zaalarmowali pogotowie górskie i zainicjowali akcję ratunkową.
52-letni Polak, którego w niedzielę wieczorem znaleziono martwego, był przewiązany nieuszkodzoną liną, więc - jak pisze APA - wyklucza się, że spadł.
W operacji ratunkowej uczestniczyło 18 ratowników górskich i czterech funkcjonariuszy policji alpejskiej. Noc spędzili w Stuedlhuette i w Adlersruhe. Jeśli pogoda się poprawi, do poszukiwania dwóch polskich alpinistów włączy się śmigłowiec.