Trump uderza w Rosję. Przełomowy krok Białego Domu czy jedynie "pokazówka"?
Prezydent USA postawił ultimatum Putinowi i zapowiedział pomoc dla Ukraińców. - Byłbym ostrożny w prognozowaniu, że teraz wszystko będzie pięknie i miło, bo nie będzie. Widzieliśmy już przecież tyle zachwiań amerykańskiej administracji, że niczego nie można być pewnym — komentuje płk. rez. Maciej Matysiak, były wiceszef SKW.
Prezydent Donald Trump po spotkaniu z szefem NATO Markiem Rutte ogłosił w poniedziałek zmianę w polityce USA wobec Ukrainy. Stany Zjednoczone zdecydowały się na sprzedaż broni krajom wspierającym walczącą Ukrainę. Sojusznicy będą mogli przekazywać Kijowowi militarne zakupy. Ten ruch to nowy kierunek w działaniach administracji Trumpa.
Dodatkowo prezydent postawił Rosji 50-dniowe ultimatum. To czas, w którym muszą zapaść kluczowe decyzje w sprawie zakończenia konfliktu w Ukrainie.
Trump zapowiedział, że jeśli Rosja nie podejmie działań w wyznaczonym czasie, USA wprowadzą surowe cła i sankcje wobec jej partnerów handlowych. Taryfy mogą sięgnąć nawet 100 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Eksplozje w całej Ukrainie. Rosjanie uderzyli w Kijów rakietami
"To nie jest przełom"
- Byłbym ostrożny w prognozowaniu, że wszystko będzie pięknie i miło, bo nie będzie. Samymi dostawami broni nie zmusi się Putina do tego, żeby usiadł do negocjacji. Z tym muszą być skorelowane właśnie mocne sankcje i polityczne ruchy wobec Moskwy, a także wspólnotowe podejście USA i Europy wobec wojny w Ukrainie. A tego skonsolidowanego stanowiska nie mamy ostatnio zbyt dużo - komentuje ostatnie wydarzenia w rozmowie z WP płk rez. Maciej Matysiak, były zastępca Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
W podobnym tonie wypowiada się były szef GROM gen. Roman Polko.
- Decyzje, które zapadły w Białym Domu nie przynoszą przełomu. Trump przez pół roku swojej prezydentury dał się ogrywać Putinowi, a teraz chce pokazać swojemu społeczeństwu w końcu, że potrafi tupnąć nogą. Trump musiał to zrobić, żeby nie przegrać w oczach własnej opinii publicznej. I, żeby całkowicie się nie ośmieszyć. Gdyby finalnie zablokował pomoc, nie opłacałoby się mu to biznesowo i politycznie — mówi WP gen. Roman Polko.
I jak podkreśla, bardzo by chciał, żeby ustalenia z poniedziałku były przełomem.
- Niestety, ale muszę zacytować wiceprzewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrija Miedwiediewa, który napisał po decyzji Trumpa: "Rosji to nie obchodzi". Bo tak faktycznie jest. Putin zwodził Trumpa, że jego celem jest pokój. Markował rozmowy w Stambule czy na Bliskim Wschodzie, które na końcu okazały się być rozmowami o wymianie jeńców. Przez sześć miesięcy prezydentury Trumpa, który miał szybko zakończyć wojnę, Rosja dalej zabijała cywili, atakowała miasta i wcale nie miała zamiaru siadać do stołu negocjacyjnego. A teraz Putin dostaje kolejne 50 dni. To nie jest przełom — komentuje gen. Roman Polko.
W ocenie płk. rez. Macieja Matysiaka, ani decyzja o dostawach broni, ani ultimatum nie spowoduje, że Putin szybko usiądzie do stołu negocjacyjnego.
- Jego celem jest nadal niszczenie Ukrainy. Przez ostatnie miesiące udawało mu się to w dużej mierze za sprawą polityki Donalda Trumpa, który traktował Rosję jako partnera do rozmów. W przypadku Białego Domu mieliśmy wiele zachwiań polityki. Przez Moskwę bezlitośnie wykorzystywanych. Zmiana narracji amerykańskiego prezydenta za chwilę może ponownie się obrócić o 180 stopni - zauważa płk rez. Matysiak.
I jak dodaje, to bardziej presja na Rosję w kierunku zakończenia konfliktu.
Odzyskanie terytoriów przez Kijów w obecnych realiach nie wchodzi w rachubę. Widzimy, że Rosja zintensyfikowała swoje działania wojenne. Czas gra na korzyść Putina. Im szybciej, im więcej zniszczą, im większą presję wywrą, tym lepiej dla Kremla. To jest dla nich zysk i benefit. Chcą teraz zająć jak najwięcej terenów, by przy ewentualnym rozejmie dysponować jak największym terytorium ukraińskim. Chcą zająć miejsca strategiczne i mające zasoby, które później Rosja będzie eksploatować. I móc oddziaływać destrukcyjnie na Ukrainę po ewentualnym rozejmie czy quasi pokoju.
Dla Trumpa to biznes
Donald Trump oświadczył, że USA dostarczą Ukrainie uzbrojenie, za które zapłacą Europejczycy. Oznajmił, że USA wyślą Kijowowi pewną liczbę Patriotów, jednak z jego wypowiedzi nie wynikało jasno, czy chodzi o systemy obrony powietrznej Patriot, czy o pociski do nich. Prezydent zaznaczył, że za uzbrojenie, którego Kijów rozpaczliwie potrzebuje do obrony, "zapłaci Unia Europejska". - My za to nie zapłacimy, ale wyślemy broń. To będzie dla nas biznes — podkreślał Trump.
Nowa polityka amerykańskiej administracji ma polegać na tym, że to europejscy członkowie (oraz Kanada) będą płacić za uzbrojenie wyprodukowane w Stanach Zjednoczonych, które trafi na Ukrainę. Dotyczy to m.in. systemów Patriot. USA wyraziły zgodę na przekazanie przez kraje NATO tych systemów. Z kolei Amerykanie dostarczą zamienniki Europie.
- Dla Trumpa to biznes. Europa, która powinna rozbudowywać swój potencjał militarny, wyda miliardy na zakup broni z USA. Sama nie ma takich możliwości, a jej moce produkcyjne mogą być użyteczne, ale za kilka lat. Trump sobie to przeliczył i robi na tym interes — ocenia gen. Roman Polko, były szef GROM.
Ale jak zaznacza, broń, która ma trafić do Ukrainy, da im jedynie możliwości obrony. - Jeżeli Rosja nie poczuje, że Ukraina ma zdolności odwetowe, dalej będzie bombardowała infrastrukturę krytyczną i obiekty cywilne. Kijów musi mieć broń do uderzeń na obiekty militarne na terytorium Federacji Rosyjskiej. Taką, żeby Rosjanie odczuli, że wojna obniża ich poziom bezpieczeństwa i prowadzenie jej się im nie opłaca — uważa były wojskowy.
W podobnym tonie wypowiada się płk. rez. Maciej Matysiak, były wiceszef SKW.
- Jeśli faktycznie USA zrealizują swoje zamierzenia związane z dostawami broni, to zyska na tym przede wszystkim Waszyngton. To dla Trumpa jest biznes. On robi to, co w jego interesie jest najlepsze. Jak nie zarobi, dostawy broni może nie być albo mogą zostać wstrzymane — uważa były wojskowy.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualna Polska