"Trump naprawdę to wszystko zrobi" . Wyborcy Harris pełni obaw o przyszłość USA
Płacz, niedowierzenie, próba wzajemnego pocieszenia – to emocje wyborców Kamali Harris, którzy na uniwersytecie Howarda wysłuchali jej przemówienia po przegranej z Donaldem Trumpem. Przewidują m.in. deportacje migrantów, zagrożenie praw kobiet i niszczenie demokracji. Korespondencja WP z Waszyngtonu.
"Nigdy się nie poddawajcie. Nigdy nie przestańcie próbować czynić świata lepszym!" – mówiła Kamala Harris do najmłodszych wyborców w swoim pierwszym wystąpieniu po przegranych wyborach na uniwersytecie Howarda. To właśnie wielu młodych ludzi najmocniej przeżywało wyborczą porażkę z Donaldem Trumpem. Grupa studentów-wolontariuszy co chwilę wymieniała pocieszające uściski. Dziewczyna w kampanijnych barwach nie nadążała wycierać łez spływających swobodnie po policzkach. Tego popołudnia na kampusie uniwersytetu Howarda płakało więcej osób.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- To są naprawdę wielkie emocje. Nie wiem, czego można się spodziewać po Trumpie, ale wiem, że będziemy w tym razem i jakoś damy sobie radę – mówi osiemnastoletnia Alicia. - Po tym, jak zobaczyłam Kamalę na żywo, jest mi trochę lepiej, choć dotarło do mnie, co się wydarzyło. Czuję niepewność, bo zagrożone są prawa kobiet, osób LGBT, w ogóle zagrożone są prawa człowieka. Dla kobiety wygrana Trumpa to uczucie jakby ktoś mnie spoliczkował. On ma nas gdzieś – dodaje Kayla, trzymając różową flagę z napisem "Kamala Harris. Miejsce kobiet jest w Białym Domu".
Rashawn mieszka kilka ulic od kampusu i w ostatnich dniach każdą wolną chwilę wykorzystywała namawiając do głosowania na Kamalę. - Zrobiłam w kampanii wszystko, co się dało. Rozdawałam ulotki, chodziłam od drzwi do drzwi, dzwoniłam do wyborców. No ale trzeba wziąć się w garść. Nie miałam łatwego życia, więc wiem, co to walka – mówi jakby część winy za porażkę chciała wziąć na siebie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miami i Waszyngton po wynikach. Byliśmy w centrum wydarzeń
"Trump zapewni sobie immunitet"
Wyborcy Harris często łapią głębszy oddech po pytaniu o to, jakie będą Stany Zjednoczone pod rządami Trumpa. Niektórzy mówią, że nawet nie chcą o tym myśleć, ale Beth wie, czego spodziewa. – Ameryka Trumpa? Trump zrobi wszystko, o czym mówił, czyli będzie niszczył demokrację - mówi. Kobieta jest przekonana, że przedwyborcze zapowiedzi, które wywoływały u niej dreszcze zostaną wdrożone w życie.
- Myślę, że urządzi deportacje migrantów. Może nie największe w historii, jak mówił, ale doprowadzi do deportacji jakichś grup migrantów. Później w swoich fejkowych mediach będzie to wyolbrzymiał, koloryzował i przekonywał, że to akcja na cały kraj. Czego jeszcze się spodziewam? Jestem przekonana, że Trump zapewni sobie immunitet, żeby nie musiał odpowiadać za swoje przestępstwa. Nie zdziwi mnie też przemoc podczas jego inauguracji. To będzie taka esencja władzy Trumpa – uważa Beth.
Kobieta jednocześnie dodaje, że chce "zabrać się do roboty". – Zawsze mamy wybór, a ja wybieram działanie. Nie chcę się bać, nie chcę popadać w desperację. Trzeba zakasać rękawy i brać się do działania – dodaje.
"Biała supremacja i patriarchat zamiast wolności"
Podobne plany ma Karen. - Będziemy dalej pracowali nad zmianą. Będziemy milionami jasnych gwiazd na tym ciemnym niebie – mówi, odwołując się do wystąpienia Harris, która stwierdziła, że "gwiazdy można zobaczyć dopiero wtedy, gdy jest wystarczająco ciemno".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Jestem zła, że mój kraj wybrał białą supremację i patriarchat zamiast wolności. Jest mi źle z tym, że w takim kraju będą dorastali moi bratankowie i siostrzenice. Przez ostatnie cztery dni w Pensylwanii wspierałam Harris i na kampanijnym szlaku spotkałam Amerykanów każdego wyznania, każdej rasy, orientacji. Wymienialiśmy uściski, nie było nienawiści. To jest kraj, w który wierzę. Jestem córką migrantów, więc każde wybory są dla mnie bardzo ważne. Ale wciąż mam nadzieję, szczególnie po tym jak usłyszałam Kamalę. Jeśli ona ją ma, to i my musimy mieć - dodaje.
"Musimy zaakceptować wynik"
- Nie rozumiem tego, miałem o nas lepsze zdanie. Nie wiem, dlaczego USA stają się w tak dużej części uosobieniem Donalda Trumpa, ale wiem, że musimy zaakceptować ten wynik i mocno patrzeć mu na ręce. Myślę, że jego zachowania wymkną się naszym przewidywaniom – mówi Ben.
Shawn przyznaje, że czuje zobojętnienie. – Okazuje się, że nasz system wyborczy w wyborach prezydenckich zaczął przypominać show. Chyba jakiejkolwiek nadziei na zmiany trzeba upatrywać w wyborach lokalnych. Nie chcę przewidywać przyszłości USA z Trumpem, bo jeśli naprawdę chce się zmiany to na niej trzeba się skupiać. Mogę się więc skupiać na tym, na co mam wpływ, a na przeprowadzkę Trumpa do Białego Domu wpływu już nie mam – rozkłada ręce mężczyzna.
Z Waszyngtonu Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski