ŚwiatTrudny szczyt UE

Trudny szczyt UE

Na rozpoczynającym się w czwartek szczycie
w Brukseli unijni przywódcy mają zdecydować, co dalej z
konstytucją UE, którą odrzucili w referendach Francuzi i
Holendrzy. Drugim celem szczytu jest uzgodnienie planów
budżetowych Unii na lata 2007-2013.

Bez dobrego kompromisu w tych dwóch sprawach Unii nie uda się odzyskać zaufania obywateli i uniknąć głębokiego kryzysu czy wręcz paraliżu - ostrzegają zgodnie premier przewodniczącego w tym półroczu UE Luksemburga Jean-Claude Juncker i szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Sęk w tym, że w sprawie budżetu skłócone są kluczowe kraje Unii: Francja, Niemcy, Wielka Brytania i Włochy.

Polski rząd jest skłonny kontynuować ratyfikację Traktatu Konstytucyjnego i zawrzeć kompromis budżetowy zaproponowany przez Luksemburg. Wychodzi bowiem z założenia, że Polska jako największy z najbiedniejszych krajów Unii ma niemal zagwarantowane 60-64 mld euro "na czysto" z kasy unijnej w ciągu siedmiu lat. Im szybciej unijna "25" uzgodni plany budżetowe, tym wcześniej będzie można uruchomić unijne programy dla najuboższych krajów i regionów UE po 1 stycznia 2007 roku.

Premier Marek Belka ma zabiegać na szczycie o zapisy ułatwiające wchłonięcie unijnych funduszy przez najbiedniejsze regiony Unii (w tym pięć polskich województw), np. dzięki zmniejszeniu wymaganego od nich własnego wkładu finansowego. Ponadto Warszawa chce wydłużenia z trzech do czterech lat okresu, w którym regiony mogą rozliczać się z realizowanych za unijne pieniądze projektów. Polska argumentuje, że ma mniej korzystny klimat niż południowa Europa, co skraca realny czas na prowadzenie np. prac budowlanych.

W sprawie konstytucji w Unii przeważa pogląd, że nie należy podejmować "skrajnych" decyzji, to znaczy wyrzucenie konstytucji do kosza czy przeciwnie - kontynuację procesu ratyfikacji, jakby nic się nie stało we Francji i Holandii.

Debata o konstytucji, która odbędzie się w czwartek, będzie mieć wpływ na piątkowe targi o budżet, a zwłaszcza na postawę Wielkiej Brytanii. Jej rząd "nie pali się" do przeprowadzania referendum w sprawie unijnej konstytucji.

Kluczem do powodzenia porozumienia budżetowego na lata 2007-13 na szczycie jest kwestia rabatu brytyjskiego, czyli redukcji składki tego kraju do unijnego budżetu, wywalczonej ponad 20 lat temu. Premier Tony Blair sygnalizuje, że byłby gotowy na proponowane przez Luksemburg zamrożenie rabatu na średnim poziomie z ostatnich lat - 4,6 mld euro - pod warunkiem zmniejszenia hojnych subwencji rolnych. Największe z nich korzyści czerpie Francja, więc cięciom ostro sprzeciwia się jej prezydent Jacques Chirac.

Coraz większą gotowość do porozumienia deklarują Hiszpania i Niemcy. Blokowaniem porozumienia wciąż straszą natomiast Włochy i Holandia. Włochy domagają się przywrócenia funduszy dla biednych południowych regionów. Holandia zaś nie chce, jak obecnie, płacić najwięcej do wspólnej kasy w przeliczeniu na jednego mieszkańca.

Luksemburg proponuje, aby unijny budżet sięgał w latach 2007-2013 średnio 1,056% dochodu narodowego brutto (DNB), jeśli brać pod uwagę tzw. zobowiązania, i 1% DNB, jeśli uwzględnić realne wydatki (są zwykle nieco niższe od zobowiązań ze względu na wieloletnią realizację części przedsięwzięć wspieranych przez budżet unijny i niepełne wykorzystanie przydzielonych środków). Ten 1% DNB to ok. 800 mld euro.

W środę wieczorem Luksemburg przedstawił kolejną propozycję kompromisu. M.in. potwierdził zamrożenie brytyjskiego rabatu, jednak już bez jego stopniowej redukcji; wszelkie zmiany w rabacie po 2013 roku powinny być powiązane z reformą unijnych wydatków na rolnictwo; Komisja Europejska ma zaproponować w 2011 roku reformę finansowania Unii przez państwa członkowskie. Jeśli chodzi o Polskę, Luksemburczycy proponują dodatkowe wsparcie dla pięciu najbiedniejszych polskich regionów, które są jednocześnie pięcioma najbiedniejszymi regionami w UE. Chodzi o województwa: lubelskie, podlaskie, świętokrzyskie, podkarpackie i warmińsko-mazurskie. Luksemburg proponuje dla nich specjalne wsparcie w wysokości 10 euro na mieszkańca rocznie w ciągu siedmiu lat. Według polskich obliczeń, ta pomoc to dodatkowy miliard euro dla Polski.

W cieniu sporów o budżet i znaków zapytania o konstytucję znajdą się na szczycie inne ważne tematy, w tym dalsze poszerzenie Unii i jej stosunki ze wschodnimi sąsiadami. Poświęcone im zapisy w projekcie dokumentu końcowego są lakoniczne i nie wychodzą ani na krok poza dotychczasowe zobowiązania Unii wobec takich krajów jak Turcja czy Ukraina. Nawet Bułgaria i Rumunia, których przywódcy będą uczestniczyć w obradach jako obserwatorzy, nie uzyskały gwarancji, że szczyt potwierdzi termin ich przystąpienia do UE w 2007 roku.

Inga Czerny i Jacek Safuta

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)