ŚwiatTrudna niepodległość Sudanu Południowego

Trudna niepodległość Sudanu Południowego

W pierwszą rocznicę uzyskania niepodległości nastroje w Sudanie Południowym nie są tak entuzjastyczne jak przed rokiem. Konflikt z Północą, gigantyczna korupcja, dramatyczna sytuacja ekonomiczna i antagonizmy plemienne budzą poważne obawy o przyszłość młodego państwa.

Trudna niepodległość Sudanu Południowego
Źródło zdjęć: © AP | AP Photo

09.07.2012 | aktual.: 09.07.2012 05:45

Sudan Południowy proklamował niepodległość 9 lipca 2011 roku na mocy referendum, w którym niemal 99 proc. mieszkańców głosowało za oddzieleniem się od Północy. Referendum było wynikiem rozmów pokojowych, które w 2005 roku zakończyły trwająca 22 lata wojnę domową.

- Rok temu tak jak reszta świata świętowałem narodziny nowego państwa - Sudanu Południowego. Dzisiaj w Dżubie mój nastrój jest raczej ponury - powiedział na spotkaniu z dziennikarzami w najmłodszej stolicy świata arcybiskup Desmond Tutu z RPA. Laureat pokojowej nagrody Nobla w rocznicę podziału największego państwa Afryki wraz z byłymi prezydentami Finlandii i Irlandii składa wizytę w państwach sudańskich, by przekonać oba rządy do rozwiązania konfliktu drogą pokojową.

Większość swojego przemówienia arcybiskup poświęcił jednak piętnowaniu "szokującej" korupcji, która jest "chorobą" młodego państwa.

W maju media ujawniły list, w którym prezydent Sudanu Południowego Salwa Kiir zwrócił się do kilkudziesięciu lokalnych polityków z prośbą o zwrot 4 mld dolarów, które wyparowały z budżetu państwa.

To kosmiczna suma, zważywszy że w kraju zamieszkałym przez 8,3 mln ludzi ponad 90 proc. z nich żyje poniżej progu ubóstwa. W wyniku wojen domowych, które pustoszyły kraj przez kilkadziesiąt lat, Sudan Południowy jest jednym z najsłabiej rozwiniętych krajów świata. Szansą na szybki rozwój kraju są zyski ze sprzedaży 350 tys. baryłek ropy naftowej dziennie, które przed separacją Południa stanowiły trzy czwarte krajowej produkcji całego Sudanu.

Jednak ze względu na spór z Chartumem o wysokość opłat za korzystanie z rurociągu biegnącego do Port Sudan, w styczniu br. rząd z Dżuby postanowił zakręcić kurek, odcinając dopływ petrodolarów. Rozwiązaniem ma być rurociąg, którym ropa popłynie do kenijskiego portu Lamu. Realizacja projektu potrwa kilka lat.

Na taki przebieg zdarzeń w marcu Chartum odpowiedział agresją. Na terytorium Południa z samolotów Sudańskich Sił Zbrojnych (SAF) zaczęły spadać bomby. W odwecie Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu (SPLA) zajęła pola naftowe w Heglig. Oba kraje znalazły się na krawędzi kolejnej wojny.

Sytuację poważnie skomplikował fakt, że oba Sudany nie wytyczyły jeszcze dokładnych granic państwowych w roponośnych rejonach.

Obie strony wycofały swoje armie ze spornych terytoriów dopiero pod groźbą sankcji ONZ. Na mocy ultimatum, postawionego przez Unię Afrykańską i ONZ, obydwa kraje mają do 5 sierpnia rozwiązać sporne kwestie, takie jak bezpieczeństwo, wytyczenie granic, wysokość opłat za korzystanie z rurociągu i określenie statusu prawnego obywateli.

Podczas gdy negocjatorzy z obu Sudanów prowadzą rozmowy pokojowe w stolicy Etiopii Addis Abebie, na ulicach Chartumu swąd palonych opon może być pierwszym zwiastunem arabskiej wiosny.

Kłopoty gospodarcze po oddzieleniu się Południa zmusiły rząd do rezygnacji z dotowania paliw. Sfrustrowani rosnącymi cenami i zmęczeni dyktaturą Baszira demonstranci coraz śmielej wyrażają swoje niezadowolenie. W ostatnich tygodniach aresztowano ponad 2 tys. osób.

Ścigany listem gończym przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie w Darfurze Baszir nazywa demonstrantów "dziećmi ulicy". Zdaniem prezydenta, za protestami stoją "amerykańscy syjoniści", przeciwni prawu szariatu, na którym prezydent chce oprzeć nową konstytucję.

W Chartumie mieszka również niemal pół miliona obywateli Południa, którzy z dnia na dzień stali się obcokrajowcami w miejscu, gdzie większość z nich spędziła całe swoje życie.

Jednym z kluczowych punktów rozmów są kwestie bezpieczeństwa. Dżuba i Chartum wzajemnie oskarżają się o wspieranie grup rebelianckich.

Dla Chartumu poważnym zagrożeniem jest Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu - Północ (SPLA - N), która podczas wojny stanowiła jednolitą siłę polityczną i militarną z armią Południa (SPLA), walcząc z wojskami z Północy. Podział armii na dwie frakcje nastąpił w przeddzień ogłoszenia niepodległości przez Sudan Południowy.

Z ostatniego raportu ośrodka badawczego Small Arms Survey (SAS) w Genewie, gromadzącego informacje na temat światowego handlu bronią, wynika że obie armie nadal ze sobą kooperują, walcząc przeciwko armii z Chartumu. W następstwie tych walk na terytorium Południa schronienia szuka ponad 200 tys. uchodźców.

Rozbrojenie ludności cywilnej w najmłodszym kraju świata jest kolejnym trudnym wyzwaniem. Sudan przez lata wojen domowych stał się jednym z największych rynków zbytu broni na świecie. Karabin można kupić już za 30 dolarów lub nabyć w drodze wymiany za np. cielaka. Nie wiadomo dokładnie, ile milionów karabinów i innej broni znajduje się w rękach cywili.

Jeśli rząd z Dżuby nie upora się z korupcją i nie zacznie inwestować w poprawę jakości życia swoich mieszkańców, których średnia długość życia wynosi 42 lata, eleganckie samochody i luksusowe życie rządowych oficjeli mogą zacząć drażnić obywateli, zmęczonych koszmarem wojen domowych, w których zginęło ponad 2,5 mln ludzi, a 4 mln opuściło swe domostwa.

Jeśli oba państwa sudańskie nie dojdą do porozumienia w spornych kwestiach, narażą się na sankcje ONZ. Wraz końcem pory deszczowej, która utrudnia działania obu armii, konflikt Północ-Południe może przerodzić się w wojnę.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)