Wiceprezydent Sopotu cieszy się, że wygrał z Kurskim
Sąd wreszcie stworzył tamę, aby poseł Jacek
Kurski nie mógł nadal bezkarnie zniesławiać i pomawiać osób
publicznych - tak wiceprezydent Sopotu Paweł Orłowski, kandydat PO
do Sejmu, skomentował korzystny dla siebie wyrok Sądu Okręgowego w
Gdańsku w procesie wyborczym przeciwko politykowi PiS.
Sąd Okręgowy w Gdańsku orzekł we wtorek, że poseł PiS Jacek Kurski ma przeprosić Orłowskiego. Chodziło o wypowiedzi Kurskiego związane z działaniami CBA.
Na wniosek polityka PO sąd zakazał także Kurskiemu rozpowszechniania nieprawdziwych informacji m.in. o tym, że Orłowski miał odmawiać współpracy z CBA w sprawie udostępnienia danych dot. sprzedaży gminnych nieruchomości oraz tego, że w związku z rzekomą niemożnością dostarczenia danych dla CBA rodzi się podejrzenie, że Orłowski ma coś do ukrycia.
Poseł PiS zapowiedział, że odwoła się od tego wyroku, który jest, według niego, skandaliczny. Czuję się jak bohater powieści "Proces" Franza Kafki. Mam nakaz przeproszenia człowieka, którego nie znam, na oczy do czasu procesu nie widziałem, którego nazwiska nigdy w życiu nie wymieniłem. To absolutny skandal, nic na temat pana Orłowskiego nie mówiłem - mówił we wtorek Kurski.
Dodał, że jeśli rzeczywiście trwa w Polsce walka z korupcją to powinien ten proces wygrać, bowiem protestuje przeciwko "wściekłemu atakowi" liderów PO i prezydentów Gdańska a przede wszystkim Sopotu na działania CBA. To skandal, jeśli wymiar sprawiedliwości włącza się jako strona i próbuje wpłynąć na wynik wyborów - ocenił polityk PiS.
To skandaliczny i oburzający atak na niezależność sądu, próba wikłania sądu w wybory, kampanię wyborczą. To jest dla mnie niewyobrażalne, aby poseł na Sejm, osoba zaufania publicznego, mogła w tak bezprecedensowy zaatakować sąd -powiedział w środę na konferencji prasowej w Sopocie Orłowski.
Kurski podczas konferencji prasowej 9 października odnosząc się do działań CBA m.in. mówił, że według niego, szczególnie bulwersujące jest stanowisko samorządów Gdańska i Sopotu dotyczące czasu zestawienia danych, o które prosi CBA. Z ust m.in. wiceprezydenta Sopotu można usłyszeć, że wymaga to czasu aż do kwietnia, a w niektórych przypadkach do listopada 2008 r. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że to jest nonsens - mówił.
Według niego, zestawienie można zrobić w ciągu kilku tygodni. Jeśli tylko jest porządek w papierach. Jeżeli ktoś nie ma nic do ukrycia, to ma porządek w papierach (...) Jeżeli ktoś zasłania się tysiącami mieszkańców Trójmiasta, niemożnością dostarczenia najprostszych danych, rodzi się podejrzenie, że ma się coś do ukrycia- zaznaczył.
CBA wystąpiło o dokumenty dotyczące sprzedaży nieruchomości do urzędów miejskich Gdańska, Gdyni i Sopotu. CBA poinformowało , że "absolutnie nie interesuje się danymi osobowymi osób, a jedynie ewentualnymi nieuczciwymi poczynaniami samorządowców". Zaprzeczyło, jakoby zamierzało wykorzystać dokumenty, o których mowa, w kampanii wyborczej.