Śledztwo ws. tragedii w Suszku. Czy można było tego uniknąć?
Po tragedii w Suszku - zginęły dwie nastolatki, a 38 innych uczestników obozu harcerskiego odniosło obrażenia - jest prokuratorskie śledztwo, są kontrole i szkolenia dla harcerzy. Pojawiły się też pytania. Czy można skutecznie ostrzec przed burzą, czy alarm dotrze na czas tam, gdzie nie ma zasięgu komórkowego?
Trwa śledztwo
Prokuratura Rejonowa w Chojnicach wszczęła śledztwo, w którym będą badane przyczyny tragedii, do jakiej doszło na obozie harcerskim w Suszku. Obóz został kompletnie zniszczony i odcięty od świata przez tarasujące drogi drzewa w efekcie nawałnic, które przeszły nad województwem pomorskim w nocy z piątku na sobotę. Śledztwo prowadzone będzie w trzech kierunkach.
W pierwszym z wątków badana będzie kwestia "nieumyślnego spowodowania śmierci dwóch dziewczynek w wieku 13 i 14 lat". W drugim, sprawa "uszkodzenia ciała pod kątem osób rannych". Trzeci z wątków dotyczy kwestii "bezpośredniego narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia". Prokuratura sprawdzi, czy organizatorzy obozu odpowiednio zadbali o bezpieczeństwo uczestników.
Podczas nawałnicy, dzieci chroniły się pod konarami, a nawet w pobliskim jeziorze, aby ustrzec się spadających konarów. O godz. 1 w nocy zostały zabrane na polanę, gdzie czekały do rana, kiedy to strażakom i ratownikom udało się do nich przedostać.
Dlaczego system powiadamiania o zagrożeniach nie zadziałał na czas?
"Najbardziej gwałtowne burze będą przemieszczały się od Dolnego Śląska przez Ziemię Lubuską, Wielkopolskę, Kujawy, po Pomorze. W czasie burz w tym obszarze możliwe są nawałnice, niewykluczone lokalnie trąby powietrzne" - w piątek Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał komunikat o drugim stopniu zagrożenia.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa przekazało komunikat dalej o godzinie 8.41. Po tym, jak prawie 12 godzin później na Pomorzu rozszalała się nawałnica, do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa wyszła z Wielkopolski informacja zwrotna. Gdyby ostrzeżenie z drugiego stopnia zmieniono na trzeci, być może ktoś przekazałby taką informację znów w dół.
Jak wyjaśniała w "Faktach" TVN burmistrz Czerska Jolanta Fierek, "o zbliżającej się nawałnicy w urzędzie miejskim nie wiedzieliśmy nic. Nie otrzymaliśmy komunikatu". - Biuro pana wojewody ostrzegało przed burzami i nawałnicami, ale skala tego, co było, przeszła wszelkie oczekiwania - przyznał burmistrz Chojnic Arseniusz Finster. Jak tłumaczył z kolei Dariusz Drelich, takie strzeżenia są przesyłane zwyczajowo. - Niestety, te komunikaty są oparte na działaniu telefonów komórkowych, a jak wiemy, w wielu miejscach jest słaby zasięg - mówił w "Faktach" wojewoda pomorski.
Tragiczne skutki nawałnic
Gwałtowne burze, a miejscami nawet trąby powietrzne przeszły przez Pomorze w nocy z piątku na sobotę. Wskutek nawałnic śmierć poniosło w Pomorskiem 5 osób, w tym dwie nastolatki, które przebywały na obozie harcerskim w miejscowości Suszek.
Ponad 50 osób, w tym 38 uczestników obozu w Suszku, doznało też różnego rodzaju obrażeń. W poniedziałek wieczorem w szpitalach pozostawało troje harcerzy.
Źródło: WP, Fakty TVN, PAP