Pomorze. To jedyne miejsce na świecie, gdzie zjecie ten smakołyk
Ogórek, kapusta… a ostatnio także buraki czy rzodkiewki. Kiszonki rządzą, bo są pyszne i bardzo zdrowe. Któż z nas ich nie zna? U kogo nie zalegają na półkach, by móc po nie sięgnąć o każdej porze roku? A co byście powiedzieli na kiszoną rybę? I to o zastrzeżonej recepturze?
Gdyby nie jeden z programów kulinarnych, pewnie zajęłoby mi chwilę, by znaleźć to miejsce. Gdyby nie to, co ujrzałam na ekranie, pewnie wybrałabym zupełnie inną stronę naszego Wybrzeża. Zaufałam jednak pasji właścicielki, którą widać na każdym kroku.
To miejsca, które stworzył jej ojciec. I mimo że już go nie ma, ona kultywuje rodzinną tradycję. Z dala od zgiełku i tętniących życiem popularnych nadmorskich kurortów. Podczas gdy na deptakach wypełnionych kolorowymi pamiątkami unosi się nad tłumami duszący zapach smażonej ryby, tu na talerzach serwowane jest serce.
Serce połączone z szacunkiem do produktu, który kilka godzin wcześniej został wyłowiony z pobliskiego portu. Gdy większość z nas jeszcze śpi, do sieci trafiają: makrela, trewal, dorsz czy sandacz.
To, z czego jednak słynie prowadzony przez Natalię Zubowicz maleńki punkt na mapie Kamienia Pomorskiego to łosoś. Wyjątkowy, bo... kiszony. Zacznijmy jednak od początku.
Znany lokalnej społeczności jej ojciec, nieżyjący już Marian Zubowicz, przybył na Wybrzeże z Mazur. Z zawodu był budowlańcem, jednak w latach 80. został rybakiem. I tak się zaczęło.
Początkowo wędził ryby w przydomowej wędzarce dla rodziny i znajomych. Szybko jednak to pokochał i zrozumiał, że swoją pasją musi podzielić się z innymi. Zbudował wędzarnię na terenie bazy rybackiej. Zaczął sprzedawać ryby wprost z garażu. Chwilę później jego wyroby znane były w całym województwie. Poczuł jednak, że to jakość jest dla niego najważniejsza – ważniejsza od sklepowych półek. Wrócił więc na swoje podwórko.
Wyroby bez dodatkowych konserwantów i sztucznych barwników, wędzone tradycyjnie drewnem olchowym, cieszyły podniebienia okolicznych mieszkańców i turystów. Ich twórca nie dbał jednak o to, by ryba okopcana była przez cały dzień. Nie tracąc w ten sposób ciepła, wywołuje przecież ból brzucha.
Zubowicz zdecydował też, że przyszedł wreszcie odpowiedni moment na to, by stworzyć w Kamieniu Pomorskim miejsce, gdzie ludzie będą mogli smacznie zjeść. Ale nie rybę smażoną na głębokim tłuszczu, tylko tak, jak to robiły ich babcie czy mamy. Powoli zaczął zarażać tym swoje dzieci. Codziennie obserwowały ojca przy pracy, czując, jak wkłada w to całe serce.
I to uczucie wyczuwali inni, nawet ci przybyli z Niemiec.
Wreszcie nadszedł ten dzień. W 2010 roku pierwszy raz ukisił łososia. Ryba przyrządzona w ten wyjątkowy sposób miała stać się produktem regionalnym. Takie procedury jednak trwają… Marian Zubowicz nie zdążył, odszedł 12 grudnia 2012 roku. Jak twierdzą jego bliscy, ta symboliczna data nie jest przypadkowa – tata, słynący z niesamowitego poczucia humoru, chciał pewnie w ten sposób zostać zapamiętany.
To, co stworzył, daje mu gwarancję "nieśmiertelności". Kiszony łosoś z Kamienia Pomorskiego jest wyjątkowy i niepowtarzalny zarówno w smaku, jak i recepturze. A wiele godzin wędzenia, marynowanie w mieszance ziół i przypraw oraz spora dawka czosnku i jeszcze większa dawka uczucia powodują, że dojrzewający łosoś może być jednym z głównych powodów, dla których powinniśmy wybrać się w to miejsce. Smacznego!