Gdynia. Wypadek na bungee. Instruktor usłyszał zarzuty
39-letni mężczyzna spadł na ziemię podczas skoku na bungee w Gdyni. To głośny wypadek z ubiegłego roku, w którego sprawie toczyło się śledztwo. Teraz prokuratura postawiła zarzuty 55-letniemu instruktorowi.
Jak poinformowała Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, 55-letni instruktor skoków bungee usłyszał zarzut nieumyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ośmiu osób i nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu u jednego pokrzywdzonego.
Akt oskarżenia został już wysłany do sądu.
Skok na bungee. Wypięta uprząż, wielomiejscowy uraz
Do wypadku doszło 21 lipca 2019 roku w Gdyni na terenie Parku Europy. 39-letniemu mężczyźnie w trakcie skoku na bungee urwała się lina. Mężczyzna spadł z wysokości kilkunastu metrów. Był on ostatnią osobą, która tego dnia wykonywała skok. Wcześniej z bungee korzystało osiem innych osób.
Firma Bungee Club, która obsługiwała skoki, zabezpiecza się używając skokochronu - specjalnej poduszki, która zamortyzowała upadek mężczyzny i nie doszło do tragedii. Mimo to 39-latek doznał wielomiejscowego urazu, w tym licznych złamań kręgosłupa oraz wstrząśnienia mózgu. "Jak wynika z opinii sądowo-lekarskiej, uraz ten narażał pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i spowodowała długotrwałą chorobę" - informuje rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk.
Wypadek na bungee w Gdyni. Lina nie miała certyfikatu
I dodaje: "Na podstawie zebranego materiału dowodowego, w tym uzyskanych opinii ustalono, że w tracie skoku doszło do uszkodzenia - pęknięcia liny. Części nici liny oplatających kauszę wysunęła się, co spowodowało przeciążenie i przerwane pozostałych".
Co więcej, biegli wskazali, że mechanizm uszkodzenia został zapoczątkowany już podczas skoków poprzedzających wypadek.
"Lina nie posiadała certyfikatu. Miała za mały współczynnik bezpieczeństwa. Sposób jej mocowania do kauszy był niewystarczająco mocny. Przerwanie liny wystąpiło w miejscu zasłoniętym przez rękaw ochronny. Jak wskazali biegli, każda zmiana typu pęknięcia byłaby dostrzeżona w przypadku kontroli liny przed każdym skokiem. Takich kontroli nie stwierdzono. Błąd organizatora skoków polegał również na braku zastosowaniu dodatkowego zabezpieczenia dla skaczącego" - poinformowała Wawryniuk.
55-letni instruktor skoków na bungee nie przyznał się i odmówił złożenia wyjaśnień. Za zarzucone mu przestępstwo grozi kara pozbawienia wolności do lat 3.