"Chcemy walczyć z gadem". Rodzice 8‑latki apelują o wsparcie w walce z rakiem kości
• Rodzice: pragniemy walczyć z gadem, który chce zabrać nam dziecko
• Każdego roku na raka kości zapada 300 Polaków
• Leczenie może kosztować nawet 50 tys. zł
• Rodzice apelują o pomoc
25.03.2016 | aktual.: 19.04.2016 19:08
- Na początku stycznia pojechaliśmy z rodziną na urlop. Pewnego dnia Natalka spadła z łóżka i uderzyła się w rękę. Żona podała jej lek na opuchliznę, który z początku zdawał się pomagać. Jednak 21 stycznia rączka znowu zaczęła boleć i puchnąć. Nie myślałem wtedy, że to dopiero początek naszych problemów - mówi Wirtualnej Polsce Grzegorz Przedborski, tata 8-letniej Natalii.
Obolała ręka Natalki nie dawała spokoju rodzicom dziewczynki. Czterokrotnie przyjeżdżali na konsultacje do słupskiego szpitala, gdzie, na podstawie zdjęcia rentgenowskiego, lekarze przedstawiali im różne diagnozy - twierdzili, że u dziecka nastąpiło przesunięcia chrząstki, a nawet mikropęknięcie kości. Mimo założenia specjalnej szyny, ból nie ustępował. Rodzice poprosili więc o wykonanie nowego zdjęcia rentgenowskiego i badania USG. Na to ostatnie mieli czekać aż siedem dni. To przelało czarę goryczy.
- Moja żona załatwiła szybsze badanie w prywatnej klinice. Wyniki mieliśmy w ciągu dwóch godzin. Przyjął nas doktor Krzysztof Mazur. To on najprawdopodobniej uratował moje dziecko. Od razu rozpoznał, że nie jest to złamanie, tylko poważna choroba. Natychmiast wystawił córce skierowanie na leczenie szpitalne - relacjonuje ojciec Natalii.
Dziewczynka trafiła początkowo do Centrum Zdrowia Dziecka. Jednak ostatecznej diagnozy dokonano 13 lutego w Instytucie Zdrowia Matki i Dziecka w Warszawie, gdzie dziecko przebywa do dziś. U Natalki rozpoznano nowotwór kości. Każdego roku w Polsce na ten typ raka zapada ok. 300 pacjentów. Udaje się uratować co drugiego z nich. To jednocześnie jeden z najrzadziej występujących u dzieci rodzajów raka - cierpi na niego 7 proc. małoletnich chorych.
- To był najgorszy dzień w naszym życiu. Gdy usłyszeliśmy diagnozę był płacz, łzy i załamanie. Teraz jesteśmy na innym etapie. Będziemy z żoną walczyć z gadem, który chce zabrać nam dziecko. Jesteśmy w stałym kontakcie z lekarzami, którzy podkreślają, że chorobę, choć śmiertelną, można pokonać. Rak krwi jest wyleczalny - dodaje Przedborski.
Natalii podano już pierwszą dawkę chemioterapii. W czwartek dziewczynkę odwiedziła fryzjerka, która ścięła jej długie włosy - sam proces ich wypadania jest bowiem bardzo nieprzyjemny. To jednak nie wszystkie skutki uboczne leczenia - u ośmiolatki pojawiły się naturalne powikłania: kilkudniowa wysoka temperatura oraz osłabienie organizmu. Przez kilka dni Natalia nic nie jadła, a w ciągu dwóch tygodni schudła aż trzy kilogramy. Na razie nie było potrzeby przetaczania jej krwi.
- Nikt nie wie, jak będzie wyglądać dalsze leczenie. Lekarze przewidują, że Natalka otrzyma sześć cykli chemii. Co 21 dni będzie musiała poddać się też kilku zabiegom wszczepienia endoprotez w rękę, nogę i być może żebro. A później to, czego boimy się najbardziej - nierefundowana chemia celowana. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to nasza walka zakończy się autoprzeszczepem szpiku kostnego. Zabieg ten chcielibyśmy przeprowadzić we Wrocławiu - mówi tata Natalki.
O chorobie dziewczynki zrobiło się głośno także w jej szkole. Z pomocą rodzinie przyszedł Adam Gołębiowski, który koordynuje akcję wsparcia dla Natalki i jej rodziców. Jak sam podkreśla, o chorobie dziewczynki dowiedział się od syna - kolegi Natalii z klasy.
- Żaden rodzic nie chciałby znaleźć się w podobnej sytuacji. Czuję się w obowiązku pomóc rodzicom Natalii. W takich sytuacjach priorytety zmieniają się całkowicie. Gdy Przedborscy wraz z córką pojechali do Warszawy, zostawili tutaj praktycznie wszystko. Ktoś musiał zostać na miejscu i pomóc w organizacji. Chciałem ich wesprzeć - mówi Wirtualnej Polsce Gołębiowski.
Natalię wspierają także jej szkolni koledzy i koleżanki. Dziewczynka otrzymała już od nich pierwszy pakiet życzeń i listów. Uczniowie planują też wysłać chorej kartki z życzeniami świątecznymi. 21 marca w szkole odbył się festyn, podczas którego została przeprowadzona licytacja i kiermasz fantów na rzecz dziewczynki. Zbiórki pieniędzy organizowane są również w zakładach pracy i innych szkołach.
- Chemia i leczenie, które przyjmuje teraz Natalka są refundowane przez NFZ. Kolejne etapy trzeba będzie jednak opłacić samodzielnie. Chemia celowana to koszt od 12 do 15 tys. złotych miesięcznie. Jednak może to ulec zmianie w zależności od kondycji organizmu i efektów leczenia. Cena zabiegów może wzrosnąć nawet do 50 tys. złotych - dodaje Gołębiowski.
Rodzice Natalii początkowo nie planowali nagłaśniać sprawy choroby córki i organizować zbiórek pieniędzy. Przekonał ich jednak argument, że mogą co prawda spróbować pokryć koszty leczenia, np. sprzedając dom, ale wówczas nie będą mieli dokąd wracać. Dlatego, jak podkreślają, datki są im potrzebne jako zabezpieczenie chemii celowanej, protonoterapii oraz rehabilitacji. Jeśli okaże się, że zebrane fundusze będą niepotrzebne, trafią na konto fundacji. - Jeżeli będę mógł przekazać te pieniądze innym potrzebującym, to będę najszczęśliwszym ojcem na świecie - zapewnia Przedborski.
Natalia znajduje się obecnie pod opieką Fundacji "United Way". Stowarzyszenie apeluje o przekazywanie 1% podatku na rzecz dziewczynki. Wystarczy na zeznaniu podatkowym PIT wpisać numer: KRS 0000071715 z dopiskiem "dla Natalii Przedborskiej". Uruchomiono również specjalne konta, na które można wpłacać dowolne kwoty, które zostaną przeznaczone na leczenie dziewczynki. Polska: 19 1030 15820000 0005 0102 1091; USD: PL 07103015820000000501021016; EUR: PL 85103015820000000501021067; SWIFT: CITIPLPX, z dopiskiem "Natalia Przedborska".
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .