Traktat UE to dla brytyjskiej opozycji twardy orzech do zgryzienia
Lider opozycyjnej Partii Konserwatywnej (torysów) David Cameron będzie musiał się bardzo starać, żeby nie dopuścić do tego, by na rozpoczynającej się w poniedziałek dorocznej konferencji partii w Manchesterze ujawniły się wewnątrzpartyjne podziały w sprawie UE - pisze tygodnik "Observer".
04.10.2009 | aktual.: 04.10.2009 17:34
"Podczas gdy członkowie partii jadą do Manchesteru, by pokazać, że są zjednoczeni i gotowi do przejęcia rządów po 12 latach bycia w opozycji, są sygnały, że te same podziały wewnątrzpartyjne w sprawie Europy, które rozdarły partię pod rządami Margaret Thatcher i Johna Majora, w następstwie irlandzkiego referendum znów dają o sobie znać" - zauważa pismo.
Konserwatywny polityk, a zarazem burmistrz Londynu Boris Johnson, należący do prawicowego eurosceptycznego nurtu w partii, powiedział tygodnikowi "Sunday Times", że chce, by Cameron zobowiązał się do rozpisania referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego, nawet jeśli przed spodziewanym wyborczym zwycięstwem torysów wejdzie on w życie.
Izba Gmin ratyfikowała Traktat Lizboński, ale torysi argumentują, że rząd Gordona Browna nie wywiązał się z obietnicy rozpisania referendum na jego temat, którą złożył jego poprzednik Tony Blair.
Wybory w W. Brytanii muszą odbyć się najpóźniej na początku czerwca 2010 r. Sondaże opinii wskazują na przewagę torysów o ok. 12-15 pkt. proc.
Dotychczasowe stanowisko Camerona, które polityk podtrzymuje, zakłada, że referendum w sprawie Traktatu rozpisze tylko wówczas, gdy konserwatyści wygrają w wyborach, a Traktat do tego czasu nie wejdzie w życie. Cameron nie mówi, co zrobi, jeśli dojdzie do władzy już po wejściu w życie Traktatu.
"Jeżeli Cameron poważnie myśli o tym, by zostać premierem, to musi pokazać, że ma zdolności przywódcze i ogłosić, że rozpisze retrospektywne referendum po dojściu do władzy" - cytuje "Observer" stanowisko eurosceptycznej grupy wewnątrzpartyjnej - Bruges Group.
"Rozpisywanie referendum w sprawie Traktatu ratyfikowanego przez 27 państw UE byłoby niedorzeczne. Trudno się spodziewać, by inni zaczęli cały dokument rozmontowywać. Byłoby wielkim błędem, gdyby nowy rząd (w domyśle konserwatywny - PAP) znalazł się w tym położeniu" - sądzi cytowany przez "Observera" były komisarz UE i konserwatywny szef MSW Leon Brittan.
O presji, której poddany jest Cameron, świadczy sondaż opublikowany przez sobotni "Independent". Wynika z niego, że ośmiu na dziesięciu członków Partii Konserwatywnej chce referendum na temat Traktatu, nawet jeśli zaakceptują go wszyscy członkowie UE. 39 proc. ankietowanych torysów chce wystąpienia z UE.