Tragedia w Darłówku. Świadkowie przeczą sobie nawzajem

Z jednej strony słychać: "wina matki", z drugiej - "odpowiedzialność ratowników". Sprawa utonięcia w Darłówku trójki dzieci wciąż budzi ogromne emocje. Cały czas na dziejesie.wp.pl spływają relacje świadków. Nie układają się jednak w logiczną całość.

Tragedia w Darłówku. Świadkowie przeczą sobie nawzajem
Źródło zdjęć: © WP.PL
Anna Kozińska

20.08.2018 | aktual.: 20.08.2018 14:03

Tragedią rodziny z Sulmierzyc żyje cała Polska. We wtorek przy falochronie w Darłówku zaginęli 14- i 13-latek oraz ich 11-letnia siostra. Po kilku dniach poszukiwań wszystkie trzy ciała zostały odnalezione. Prokuratura potwierdziła WP, że to poszukiwane rodzeństwo. Są różne wersje wydarzeń.

Przed godz. 15 kobieta oddaliła się nieco od trójki, poszła do czwartego, najmłodszego dziecka. Gdy wróciła, nie dostrzegła w wodzie nastolatków. Wówczas natychmiast rozpoczęła się akcja ratunkowa. Poza służbami, włączyli się w nią ludzie wypoczywający na plaży. Utworzyli tak zwany "żywy łańcuch" i szukali dzieci wśród fal. Akcja przyniosła skutki. Przy gwiazdoblokach znaleziono nieprzytomnego 14-latka. Był reanimowany i został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, nie udało się go jednak uratować.

Poszukiwania pozostałej dwójki ratownicy i nurkowie przerywali ze względu na złe warunki pogodowe i wznawiali. W piątek odnaleźli dryfujące ciało dziewczynki, a dzień później - chłopca.

Biel czy czerwień

Co do faktów przedstawionych wyżej nie ma wątpliwości. Nieścisłości pojawiają się w relacjach świadków zdarzenia. Konkretnie mowa o działaniach ratowników.

- Byliśmy w momencie tragedii i nadal tu jesteśmy. W dniu zdarzenia flagi na wszystkich stanowiskach ratowniczych na plaży Darłówko zachodnie były białe. Weszliśmy na plażę na wysokości jednostki wojskowej i szliśmy brzegiem morza prawie do samego portu. Mijaliśmy grupy kolonistów w wodzie, a fale naprawdę były silne. Ratownicy jednak nie wyganiali ludzi z wody. Zaczęli to robić dopiero po tragedii. Wtedy pojawiły się patrole na lądzie i morzu, a ratownicy przez megafony wyganiali ludzi z wody - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską pani Justyna.

Według WOPR flagi w momencie zdarzenia były czerowne. Jak dodaje pani Justyna, w Darłówku jest od 11 sierpnia, i ani razu przez cztery dni, do momentu tragedii, nie słyszała, by ratownicy używali megafonu, gwizdali, upominali czy wypraszali plażowiczów z wody. - Dopiero po tragedii zaczęli wprowadzać środki zaradcze - twierdzi.

- Rozumiem euforię i zapomnienie się rodziny przy zabawie w wodzie, ale czy ratownicy nie powinni być mądrzejsi? - pyta. Jej zdaniem czerwone flagi powinny być wywieszone z samego rana. - Jak słyszeliśmy nadjeżdżającą karetkę, były jeszcze białe. Ratownicy dopiero zaczęli coś robić, jak matka podbiegła i powiedziała, że nie widzi dzieci - podkreśla pani Justyna.

Zwraca też uwagę, że znak zakazu kąpieli leży wśród kamieni.

Obraz
© WP.PL

Co więcej, pyta o informację o "55 metrach": Metrem mam odmierzać, w którym miejscu mogę się kąpać?

Obraz
© WP.PL

Plażowicze chcą przechytrzyć ratowników

Inna nasza czytelniczka broni ratowników.

- Jak co roku, wakacje spędziliśmy w Sarbinowie. W dniu, kiedy były mocne fale i wywieszona była czerwona flaga, wiele osób, zwłaszcza dorosłych, ignorowało zakaz kąpieli, pokazując tym samym dzieciom, że przepisy można łamać. Ratownik pilnował nie tylko swojego terenu. Bez przerwy biegał, gwizdał, prosił o wyjście z wody. Kiedy wracał na swoje stanowisko, dorośli mężczyźni siedzący obok nas mówili: 'biegniemy do wody, teraz nas nie widzi, najwyżej na nas zagwiżdże'. Nie mieściło się to w mojej głowie. Kiedy ratownik podszedł do innej grupy mężczyzn z dziećmi i poprosił o wyjście, tamten odpowiedział,że nie po to przyjechał nad morze, żeby się na nie patrzeć. Do tego zwyzywał ratownika. Ratownik tego dnia nabiegał się chyba jak nigdy dotąd. Gdyby miał możliwość wystawienia mandatu na kwotę 500 zł, to może by się co poniektórzy nauczyli zasad - napisała do nas pani Ani za pośrednictwem dziejsie.wp.pl.

Wirtualna Polska rozmawiała po tragedii z szefem ratowników z Darłówka. - To nieprawda, że ratownicy zmienili flagę na czerwoną, czyli oznaczającą całkowity zakaz wchodzenia do wody, dopiero po tym, jak rozpoczęto poszukiwania. O 12:45 konsultowałem się z chłopakami, jakie są warunki. Każdy sektor wysłał ratownika do wody, by sprawdził, czy są prądy wsteczne, jak silna jest fala. Warunki były złe i na mój sygnał o 13:00 wszystkie sektory zmieniły flagę na czerwoną - zapewnił Sylwester Kowalski.

Dodał też, że kolor flagi nie miał znaczenia. Dzieci były bowiem w miejscu, gdzie jest całkowity zakaz wchodzenia do wody bez względu na pogodę. Jest tam tzw. czarny punkt, o którym informuje specjalna tablica. Blisko znajduje się budowa hydrotechniczna, a w takich miejscach nie można się kąpać w promieniu 50 metrów.

Kowalski przyznał, że ludzie ignorują takie znaki. - Bardzo ciężko ich upilnować, tym bardziej, że w miejscu zaginięcia dzieci plaża jest niestrzeżona. Ale i tak staramy się zwracać uwagę turystom, którzy wchodzą do wody mimo zakazu. Potrafią nas za to zwyzywać, opluć. Taka tragedia powinna zmienić punkt widzenia, ale nic z tego. Dzień po zaginięciu dzieci, gdy nadal była wysoka fala, rodzice puścili dwulatka samego do wody. Gdy zwróciliśmy im uwagę, zaczęły się przekleństwa i zarzuty, że podglądami ich dziecko - mówił.

Przypomnijmy, że adwokat rodziców, którzy w tragicznych okolicznościach stracili w Darłówku trójkę dzieci, zapowiedział złożenie zawiadomienia do prokuratury. Na ratowników, którzy jego zdaniem mogli nie dopełnić swoich obowiązków. Szef ratowników w Darłówku był zaskoczony takim obrotem sprawy. - Nie chcę atakować rodziców, bo spotkała ich wielka tragedia, ale nie dopilnowali dzieci - mówił Wirtualnej Polsce.

W czwartek pełniąca obowiązki prokuratora rejonowego w Koszalinie Alicja Kowal poinformowała, że wszczęte zostanie śledztwo w sprawie. W kierunku narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia trójki dzieci przez osoby, na których ciążył obowiązek opieki nad nimi. Śledztwo dotyczyć będzie także nieumyślnego spowodowania śmierci jednego z dzieci. Dodała, że nikt nie usłyszał zarzutów. Wielu świadków zdarzenia zostało już przesłychanych, tak jak rodzice dzieci.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:dziejesie.wp.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (609)