PolskaTrąd w pałacu sprawiedliwości

Trąd w pałacu sprawiedliwości

Prokuratorom przetrącano kręgosłupy, mieliśmy do czynienia z naciskami i ręcznym sterowaniem

Z prof. Andrzejem Zollem rozmawia Andrzej Dryszel

07.11.2007 | aktual.: 07.11.2007 10:44

- Jak ocenia pan sposób kierowania prokuraturą przez Zbigniewa Ziobrę?
- Najważniejszą cechą prokuratury stało się ogromne upolitycznienie czy wręcz upartyjnienie. Minister i prokurator generalny do maksimum wykorzystał możliwości wywierania wpływu na jej działalność. Efekty widzimy dziś. Ciśnienie było tak wielkie, że po wyborach, gdy zawór bezpieczeństwa osłabł, musiało dojść do eksplozji, co stało się w warszawskiej prokuraturze okręgowej, gdzie doszło do swoistego buntu.

- Prokuratorzy protestowali przeciw naciskom, jakie wywierała na nich szefowa prokuratury okręgowej mianowana przez ministra. Może obsadzanie kierowniczych stanowisk własnymi ludźmi było przejawem troski o lepsze funkcjonowanie prokuratur?

- Nie chodziło o lepsze funkcjonowanie prokuratury, lecz o jej działania podejmowane z pobudek politycznych. Na stanowiskach kierowniczych zmieniono praktycznie wszystkich. W prokuraturze dochodziło do szybkich awansów prokuratorów wprawdzie początkujących – ale znajomych prokuratora generalnego. Dla mnie był to rodzaj korupcji. Dostawali sygnał – będziesz uległy, wtedy możesz liczyć na wyższą funkcję, zostaniesz np. szefem prokuratury rejonowej, będziesz zarabiać dwa razy więcej.

- Trąd w pałacu sprawiedliwości. Czy naprawdę groźny?

- Konsekwencje tych działań są wyjątkowo poważne. Spójność prokuratury została bardzo poważnie nadwerężona. Odbudowanie właściwych zależności i odpowiednich relacji będzie bardzo trudne. Wielu prokuratorom przetrącano kręgosłupy, mieliśmy do czynienia z naciskami, ręcznym sterowaniem.

- Czy Zbigniew Ziobro łamał prawo?

- Nie można wykluczyć, że doszło do nadużycia władzy. Ważna jest nie tylko litera, ale i duch prawa, sens przepisu. Prokuratorzy mają działać samodzielnie, ustawa o prokuraturze mówi, że są niezależni w swoich decyzjach. Tę regułę wielokrotnie łamano, prokuratorzy dostawali dyrektywę, że mają stosować areszt, żądać tylu i tylu lat – i musieli to robić, choćby akt oskarżenia rozsypywał się na sali sądowej. Prokurator generalny sam oceniał, co jest przestępstwem, a co nie jest. Akcja CBA i przejęcie dokumentów w szpitalu, w którym pracował dr Mirosław G., były zatem według Zbigniewa Ziobry, legalne i usprawiedliwione; propozycje składane Renacie Beger przez polityków PiS nie miały charakteru korupcyjnego. W sprawie linczu we Włodowej prokurator generalny polecił, by wobec sprawców nie stosowano aresztu tymczasowego, podstawy do aresztowania ministra Tomasza Lipca były już wcześniej, ale nie zatrzymano go, bo zbliżały się wybory. Takich przykładów jest wiele. A gdy w wielu innych sprawach śledztwa umarzano,
prokurator generalny przekazywał je innym prokuraturom. Zapewne miały zajmować się nimi tak długo, aż coś znajdą.

- Bo min. Ziobro nie tylko bronił interesów politycznych PiS. Potrzebował efektownych sukcesów, pokazania w telewizji, jak sprawnie łapie przestępców.

- Te spektakle medialne z zatrzymań godziły w podstawowe wolności i prawa człowieka. Wołano telewizję na szóstą rano, by nakręciła efektowne sceny... Przestępcy też mają godność, a tu zresztą chodziło zawsze o osoby niewinne, którym jeszcze niczego nie udowodniono. Mam na myśli nie tylko sprawę pani Blidy, ale i zatrzymanie pana Czarzastego oraz inne przypadki. Minister jest zwolennikiem bardzo daleko posuniętej represyjności. Ma do tego prawo – ale powinien stworzyć warunki, by jego poczynania były skuteczne. Tymczasem zakłady karne są przepełnione, przekroczono wszelkie normy zatłoczenia, prawie 50 tys. skazanych nie odbywa kar, bo brakuje miejsc w więzieniach. W tych warunkach zwiększanie represyjności jest nieodpowiedzialną polityką.

- Więc co zrobić ze skazanymi? Jeżeli nie wykonuje się kar, to prawo nie jest szanowane?

- Można szukać dróg wyjścia z tej sytuacji. Szersze stosowanie probacji, odbywanie kary poza więzieniem, rozmaite działania resocjalizacyjne. Tyle że to bardziej skomplikowane niż proste zaostrzanie kar.

- Min. Ziobro nie wierzy w skuteczność resocjalizacji, mówi, że ważniejsze jest dla niego dobro ofiary niż przestępcy.

- Łatwo mówić, że resocjalizacja nie ma sensu. Przestępca kiedyś jednak wyjdzie po wyroku, znowu może stworzyć zagrożenie. A dziś nie ma żadnych programów postpenitencjarnych, to zupełnie biała plama. Nie zauważyłem, by traktowanie ofiar przestępstw jakoś się poprawiło. Długo nie powstawał fundusz rekompensacyjny, mający wypłacać odszkodowania ofiarom niektórych przestępstw – mimo że jego utworzenie wynikało z międzynarodowych zobowiązań Polski.

- Czy zmiany w procedurze i w kodeksie karnym nie były podejmowane właśnie w interesie poszkodowanych?

- Zmiany bywały niefortunne. Zaostrzono kary za zabójstwo kwalifikowane, skreślając orzekanie od 12 do 20 lat i zostawiając tylko 25 lat oraz dożywocie – ale zapomniano o nadzwyczajnym złagodzenia kary. Czyli, jeśli np. policjant ścigający bandytę popełni błąd, użyje broni niezgodnie z przepisami i strzeli do przestępcy, musi dostać 25 lat, nawet gdy go nie zabije. Polskie prawo karze usiłowanie zabójstwa jak dokonanie, a możliwości nadzwyczajnego złagodzenia nie ma. Inny przykład – zmieniono właściwość sądów, tak że część spraw (rozboje, przestępstwa gospodarcze) trafia do sądu okręgowego zamiast do rejonowego. Nie dodano jednak zapisu, że sprawy, które już się toczą w sądzie rejonowym, należy w nim doprowadzić do końca. W rezultacie przerwano bieg wielu postępowań, sądy okręgowe potrzebowały czasu, by zapoznać się z tymi sprawami, często trzeba było zaczynać od początku. Gdy zorientowano się w zamieszaniu, znowelizowano przepis – i sprawy przekazane z sądu rejonowego do okręgowego znowu wróciły do rejonu.
To źle wpłynęło na sprawność postępowania. Wszystko to jest kompromitujące dla legislatora.

- Ministerstwo za sukces uznaje sądy 24-godzinne, działające od ośmiu miesięcy.

- Trudno tu mówić o sukcesie. Nie chodzi o to, że są to sądy głównie dla pijanych rowerzystów, ale o to, że ten tryb postępowania jest bardzo kosztowny, skomplikowany organizacyjnie. Ludzi stających przed sądami 24-godzinnymi można w taki sam sposób osądzać w normalnym trybie.

- Skąd te błędy legislacyjne? Czy minister nie korzystał z pomocy bardziej doświadczonych prawników?
- Minister zerwał kontakty ze środowiskiem prawniczym, nie uczestniczył w sympozjach, nie spotykał się ze zgromadzeniami sędziów. To pierwszy szef resortu, który nie odwiedził Trybunału Konstytucyjnego. Gdy został zaproszony na konferencję poświęconą dziesięcioleciu kodeksu karnego, nawet nie odpowiedział. Gdy w Sądzie Najwyższym prezentowano wyniki dużej ankiety wśród prawników na temat zaostrzenia represji karnej, nie zjawił się nikt z ministerstwa.

- Czym tłumaczyć takie zachowanie ministra?

- Nie chcę formułować daleko idących wniosków, ale to chyba jakieś problemy osobowościowe. Prawo musi tworzyć zaporę przed podejmowaniem szkodliwych działań. Dlatego jedną z pierwszych ustaw przyjętych przez nowy parlament powinno być rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. A także zmiana ustawy o ustroju sądów powszechnych, umożliwiającej ministrowi ograniczanie niezawisłości sędziów.

Prof. Andrzej Zoll, kieruje katedrą prawa karnego UJ. Był rzecznikiem praw obywatelskich, sędzią i prezesem Trybunału Konstytucyjnego.


Co grozi Zbigniewowi Ziobrze

Jeśli Sejm uchyli immunitet poselski ministra, może on stanąć przed sądem oskarżony o przestępstwo nadużycia władzy (art. 231 kk). Będzie też można zastosować wobec niego środek zapobiegawczy w postaci aresztu tymczasowego, by uniknąć ewentualnego mataczenia i utrudniania postępowania (co w przypadku osoby mającej do niedawna tak rozległe kompetencje jest zagrożeniem dla biegu sprawy). Art. 231 kk stanowi:
§ 1. Funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
Wykorzystywanie organów ścigania do działań politycznych stanowi jaskrawy przykład szkodzenia interesowi publicznemu i interesom osób prywatnych. W przypadku ministra okoliczność obciążającą stanowi fakt, iż swą działalność prowadził niemal przez dwa lata i zdawał sobie sprawę z jej charakteru jako specjalista prawnik. Może to być przesłanką wyroku pozbawienia wolności bez zawieszenia.
Powodem zaostrzenia kary może stać się też paragraf drugi art. 231, wskazujący na korupcję. Trudno sobie wyobrazić, by można było zarzucić Zbigniewowi Ziobrze branie łapówek. Komentarze do art. 231 kk stwierdzają jednak, że:
1) chodzi nie tylko o korzyść majątkową, ale i o osobistą, która nie musi mieć charakteru majątkowego (korzyścią taką może być np. wzrost znaczenia sprawcy w partii i układzie decyzyjnym, rozwinięcie formalnej i nieformalnej sieci wpływów, zwiększenie własnego prestiżu itd.);
2) wspomniana korzyść osobista może zostać przysporzona także innej osobie, nie samemu sprawcy (a więc np. liderom partii, która desygnowała go na stanowisko, czy współpracującym z nim urzędnikom państwowym, którym zależy na umocnieniu władzy).

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)