Tomasz Nałęcz: UP ma już niewiele posagu

(RadioZet)

25.02.2004 | aktual.: 25.02.2004 15:06

Obraz
© (RadioZet)

Gościem Radia Zet jest Tomasz Nałęcz, wicemarszałek Sejmu. Unia Pracy, Panie Marszałku, westchnął Pan – o Boże! - patrząc na dzisiejszą publikację „Rzeczpospolitej”, która dotyczy szefa gabinetu politycznego wicepremiera Marka Pola. Tenże Pan czerpie korzyści dzięki temu, że ma udziały w pewnej spółce, a ta spółka „Rzeczpospolita” dotarła do dokumentów, z których wynika, że pracownicy spółki Sotel dostaną ok. 3 mln złotych za opracowanie koncepcji informatyzacji Poczty. Pregiel naciskał też na podległych mu urzędników, żeby wpłacali na konto spółki pieniądze za udziały w sympozjum pocztowym.” Chyba chodzi o to, że Pan Pregiel robi niezbyt dobre interesy dla państwa. Pani Redaktor, ja nie znam tej sprawy, chociaż czytuję systematycznie „Rzeczpospolitą”, i wiem, że jest to pismo, którego doniesienia są w większości prawdziwe. Ta rzecz wymaga sprawdzenia i wyciągnięcia określonych konsekwencji. Unia Pracy jest taką partią, która ma już nie wiele posagu. Posagiem jest brak uwikłania w afery i przyzwoita opinia
ludzi, którzy są z tym środowiskiem związani, więc gdyby ta afera okazała się prawdziwa, to znaczy, że resztka naszego posagu ulega roztrwonieniu. Zachowanie naszego środowiska powinno być w takiej sytuacji bezwzględne i bezlitosne. Jak to możliwe, że wicepremier Marek Pol nie wiedział o tym czym zajmuje się szef jego gabinetu? Mówię w trybie warunkowym, bo nie znam sprawy. Przeczytałem ten artykuł dzięki Pani uprzejmości, chociaż pewnie bym go przeczytał parę godzin później, gdyby nie wizyta w Radiu Zet. Sprawy nie znam, natomiast współczuję Markowi Polowi, bo potrzebuje on bardzo wiele wiarygodności. Tego typu historia z jego najbliższego otoczenia na pewno mu tej wiarygodności nie przyda. No ale cóż ja mogę powiedzieć... Pierwsze co może zrobić, jeżeli to prawda, to wyrzucić pana Pregiela. Myślę, że przede wszystkim rzecz powinna być wyjaśniona, ale jeśliby się okazało, ze te wyjaśnienia jeszcze nie są wyjaśnione do końca a są w jakiejś mierze prawdopodobne to powinny nastąpić zdecydowane kroki
personalne. „Rzeczpospolitej” udało się dotrzeć do dokumentów. Ze swojego sekretariatu pan Pregiel wysyłał odpowiednie formularze naciskając na to, żeby zapłacono na przykład za udział różnych panów w sympozjum pocztowym. Pani redaktor, nie potrafię ocenić wiarygodności tego tekstu, ale chciałbym jedną rzecz podkreślić: jak patrzę na życie polityczne, to uważam, że powinno się absolutnie położyć tamę przechodzeniu ludzi z biznesu do polityki, bo ludzie, którzy zajmują się biznesem, a potem uprawiają politykę niejednokrotnie nie potrafią rozdzielić dwóch sfer aktywności. W ogóle mam wątpliwości czy to jest możliwe do rozdzielenia. Myślę, że jak ktoś wybiera drogę biznesu, to politykę powinien już sobie darować i polityką nie powinien już się zajmować – w wymiarze czynnego uprawiania, nie mówię o zainteresowaniu polityką. Gościem Radia Zet jest Tomasz Nałęcz, szef komisji śledczej. Wczoraj w sądzie Aleksandra Jakubowska i Włodzimierz Czarzasty powiedzieli, że grupą trzymającą władzę są media, a Włodzimierz
Czarzasty powiedział, że jest to Adam Michnik i „Gazeta Wyborcza”. Trudno mi komentować te słowa, bo ja je odczytuję jako słabo udany dowcip sądu, przecież sąd nie pytał kto zdaniem świadków jest grupą trzymającą władzę w Polsce, tylko sąd pytał o osoby, o których mówił Lew Rywin, kto wysłał Lwa Rywina i czy takie osoby były, więc stwierdzenie, że dziennikarze są grupą trzymającą władzę, bo mają wpływ na sprawy publiczne jest, moim zdaniem, żartem sądu. Rząd chyba nie odebrał tego jako żart, bo jakoś nie wykazywał aktywności. Ja inaczej tych słów nie oceniam, ponieważ grupa trzymająca władzę to nie jest określenie konstytucyjne i sąd nie robił egzaminu świadkom z wychowania obywatelskiego i nie pytał o udział w życiu publicznym poszczególnych środowisk, tylko pytał o to określenie, którego użył Lew Rywin i o to czy świadkom jest coś wiadomo na ten temat, a świadkowie zamiast na to odpowiedzieć – z sądu zażartowali. Włodzimierz Czarzasty i Aleksandra Jakubowska nie wysłali Lwa Rywina. Jak to się ma do raportu
sejmowej komisji śledczej? Kończymy pisanie raportu dzięki pracy kolegów. Jesteśmy już bardzo bliscy formułowania ostatecznej redakcji. Ja sam jestem mile zaskoczony, że dzięki ogromnej pracowitości moich kolegów, mozolnemu zestawieniu różnych faktów, różnych dokumentów, będziemy w stanie bardzo dużo powiedzieć. Ale jak to się ma do mojego pytania? Tak, że jak ukaże się ten tekst, to teza o zażartowaniu z sądu przez świadków będzie jeszcze bardziej wiarygodna. Czy osoby, które zeznawały wczoraj przed sądem są w grupie trzymającej władzę? Nie chcę mówić, nawet w tak sympatycznym towarzystwie, jak Pani, o treści sprawozdania, bo nie mogę. Ten tekst najpierw muszą poznać posłowie, ich kluby, środowiska. Nie mogą o tak ważnym dokumencie dowiadywać się ludzie z paplania przewodniczącego komisji. Dobrze, ale nie zaprosiłam tu Pana, żeby pan paplał, ale żeby Pan powiedział czy są dowody na to, że jest grupa trzymająca władzę i czy są dowody na to, że Lew Rywin nie działał sam i czy te dowody będą zawarte w raporcie
komisji śledczej? Na jakie sformułowania w raporcie zdecyduje się dziesięciu członków to ja nie wiem. Ja mogę mówić o tym jak będzie wyglądała moja wersja sprawozdania. Tak, w mojej wersji sprawozdania będzie udowodniona teza, że Lew Rywin nie był sam, że była grupa osób, którą Lew Rywin w rozmowie z Adamem Michnikiem określił jako grupę trzymającą władzę. Te osoby będą wymienione z imienia i nazwiska. A jak to jest możliwe, że komisja śledcza, przynajmniej jej część, jest w innym świecie, niż pani prokurator Kwiatkowska, która udowadniała wczoraj, że nie było grupy trzymającej władzę, i że Lew Rywin działał sam? Nie chcę komentować zachowań sądu, bo sąd jest suwerenny, ale myślę, że mogę komentować zachowania pani prokurator Kwiatkowskiej. Myślę, że mamy do czynienia z niefortunną sytuacją. Pani Kwiatkowska postawiła tezę w oparciu o niepełny materiał dowodowy, bo Prokuratura zakończyła śledztwo pod koniec maja, a pani prokurator postawiła tezę, że Lew Rywin był sam i dzisiaj w sądzie, moim zdaniem, dosyć
jednostronnie, ocenia materiał dowodowy zgromadzony po tym jak Prokuratura zakończyła śledztwo i co tu dużo mówić, częściej jest obrońcą swojej tezy, niż prokuratorem Rzeczpospolitej. Jak słucham pytań pani prokurator Kwiatkowskiej, to często uśmiecham się przez łzy, bo pani Kwiatkowska, no właśnie, występuje jako obrońca tezy, że Lew Rywin był sam, a więc w gruncie rzeczy jako obrońca grupy trzymającej władzę. Czyli jako obrońca Włodzimierza Czarzastego, Aleksandry Jakubowskiej, itd.? Nie, nie. Żadnych nazwisk nie powiem. Jak widzę i słucham panią prokurator Kwiatkowską, to jej sprawia satysfakcję udowadnianie przed sądem, że grupy trzymającej władzę nie było. Tymczasem ja rozumiem rolę prokuratora, że ma on zadać każde dociekliwe pytanie, także te w świetle materiału dowodowego, które zgromadziła komisja, które by świadczyły, że grupa trzymająca władzę jest. Obiecywał Pan, że raport będzie gotowy do końca lutego. I jak to będzie? Czy będzie gotowy do magicznej daty 6 marca? Rozumiem, że magiczny wymiar tej
daty wiąże się z konwencją SLD. To jest dla mnie pewien kłopot, bo rzeczywiście tak się pewnie stanie, że pierwsza wersja raportu pojawi się parę dni przed konwencją SLD, co pewnie niektórzy uznają za pewnego rodzaju manipulację, ale ja mam do wyboru albo opóźnić przekazanie kolegom tego tekstu o dziesięć dni albo oddać go tak jak on będzie gotowy na początku przyszłego tygodnia. Nie będę tu kombinował, bo nie wolno kombinować. Jak tekst będzie gotowy, to oddam go kolegom nie zważając na to, że za trzy cztery dni będzie konwencja SLD. Gromko krzyczał Pan na panią Jakubowską mówiąc, że powinna być zdymisjonowana za to, że wniosła poprawki antykoncentracyjne do ustawy medialnej. Tymczasem premier nie jest chyba tym oburzony, a wręcz przeciwnie, mówi, że powinna je wycofać, jeżeli klub SLD ich nie poprze, ale klub SLD dojrzewa do tego, żeby poprzeć te poprawki. I co Pan na to, Panie Marszałku? Mówiłem o tym zdecydowanym tonem, bo leży mi na sercu dobro tego rządu kierowanego przez Leszka Millera. Posunięcie
pani Jakubowskiej kompromituje ten rząd i kompromituje premiera. Nie odmawiam posłowi prawa do składania poprawek. Premier nie czuje, że jest skompromitowany. Ale tak obiektywnie jest. Przypomnę, że kiedy doszło do wielkiej kompromitacji z tym projektem ustawy, który wniosła pani Jakubowska, rząd Rzeczpospolitej Polskiej kierowany przez Leszka Millera zadeklarował, że nowelizujemy ustawę o radiofonii i telewizji w dwóch etapach. Wiemy o tym Panie Marszałku, wiemy. Jak się o tym nie przypomni, to nie wiadomo skąd jest moje oburzenie. Pan premier pamięta o tym. Mówi, że klub nie przyjmie, a klub z kolei, że prawdopodobnie przyjmie. Co się stanie jeśli klub SLD przyjmie tę poprawkę? Już raz klub SLD i cała lewica doznała wpadki, kiedy zanurzyła się, z powodu kilku osób w to zaangażowanych, w całą tą awanturę. Ja się dziwię, że tak mądre i rozważne środowisko jak środowisko SLD po raz drugi, dobrowolnie zanurza się w tę awanturę. Przestrzegam zdecydowanym tonem, może nawet nadmiernie emocjonalnym tonem. Bolą
mnie błędy moich przyjaciół. Jesteśmy w koalicji. Błąd koalicjanta jest moim błędem. A premier marszałka nie słucha, nie słucha marszałka Nałęcza. Dziękuję bardzo. Gościem był Tomasz Nałęcz, którego słuchali słuchacze Radia Zet.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)