Tomasz Nałęcz: Polacy chcą zobaczyć listę agentów, a nie inwentarz IPN
Wielu Polaków chce listę z IPN obejrzeć, tylko że wielu Polaków chce obejrzeć listę agentów, a nie inwentarz archiwalny IPN. Na tym polega największa nieuczciwość pana redaktora Wildsteina, że Wildstein skopiował pomoc archiwalną, natomiast to będzie publicznie funkcjonowało jako lista agentów z całym morzem krzywdy ludzkiej, która się z tym będzie wiązała - powiedział w "Sygnałach Dnia" marszałek Sejmu, Tomasz Nałęcz.
Br> **Sygnały Dnia**: Czy wie pan, jakie jest, panie marszałku, jedno z najczęściej powtarzanych pytań na forach internetowych obecnie, mniej więcej od soboty?
Tomasz Nałęcz: Nie wiem.
Sygnały Dnia: Czy ktoś zna adres, pod którym można znaleźć tak zwaną listę Wildsteina?
Tomasz Nałęcz: Domyślałem się, że tak będzie. Kiedy dowiedziałem się, że pan redaktor Wildstein skopiował tę listę, domyślałem się, że to będzie dobro bardzo pożądane.
Sygnały Dnia: Ktoś się w końcu zdecyduje i opublikuje w Internecie? Wszystko jest kwestią czasu.
Tomasz Nałęcz: Myślę, że to jest nieuniknione. Moje doświadczenie historyka mówi, że jeśli jest jakieś dobro pożądane i w mnożącej się ilości egzemplarzy, to ono szybko wykracza poza...
Sygnały Dnia: Pan powiedział „dobro pożądane”?
Tomasz Nałęcz: Tak, bo wielu Polaków chce tę listę obejrzeć, tylko że wielu Polaków chce obejrzeć listę agentów, a nie inwentarz archiwalny dotyczący materiałów personalnych przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej. I, moim zdaniem, na tym polega największa nieuczciwość pana redaktora Wildsteina, że on skopiował i upowszechniał w gronie znajomych, oczywiście, świetnie, moim zdaniem, zdając sobie sprawę, że to w dobie Internetu prędzej czy później zakończy się zawieszeniem tego w Internecie przez kogoś, kto ma tę listę. I pan redaktor Wildstein skopiował pomoc archiwalną, natomiast to będzie publicznie funkcjonowało jako lista agentów z całym morzem krzywdy ludzkiej, która się z tym będzie wiązała.
Sygnały Dnia: A właśnie, tu chciałem pana zapytać jako naukowca: co to jest osobowy indeks archiwum?
Tomasz Nałęcz: Panie redaktorze, najkrócej mówiąc, tak jak w książce, najłatwiej... Tak jak każda dobra książka ma indeks osób, które w tej książce występują, tak samo w każdym dobrym archiwum czy bibliotece jest indeks osobowy, zwłaszcza w takim archiwum, jak IPN, gdzie są teczki osobowe, bo w tym morzu informacji, jakim potrafi być książka dla człowieka czy dla historyka archiwum, trudno się poruszać. I taką najłatwiejszą nicią przewodnią są informacje personalne. Ta informacja, która jest w IPN-ie to jest informacja dosyć specyficzna, bo to jest informacja o tajnych agentach, o pracownikach, o kandydatach na tajnych agentów, o innych formach uzależnienia od służby bezpieczeństwa. Ale miejmy świadomość, że kandydat na tajnego współpracownika nieraz nie miał nic wspólnego ze służbami bezpieczeństwa. Na przykład służba bezpieczeństwa chciała dotrzeć do dziewczyny, która działała w podziemiu, a jako kandydata typowała jej chłopaka. Robiono taka rozmowę, chłopak się dzielnie stawiał, mówiąc, że on,
oczywiście, na żadną współpracę nie pójdzie, ale teczka kandydata pozostawała. A ten przykład, o którym opowiedziałem to nie jest przykład wymyślony, to jest przykład z życia wzięty.
Sygnały Dnia: Ale taki indeks jest, był jawny.
Tomasz Nałęcz: Ależ oczywiście.
Sygnały Dnia: Dla osób zainteresowanych, także historyków, jak pan, czy także dziennikarzy, jak ja.
Tomasz Nałęcz: Ależ oczywiście, tylko że, panie redaktorze, skoro tak jak pan twierdzi, że to jest najbardziej dzisiaj pożądane dobro w Internecie, to przecież te osoby nie chcą poznać inwentarza archiwalnego IPN-u, tylko chcą poznać listę agentów. A człowiek o takiej inteligencji, bo to jest przecież jeden z najbardziej inteligentnych polskich dziennikarzy, jak pan redaktor Wildstein, świetnie sobie zdawał sprawę, że pomoc archiwalna, którą on wniesie, dokonując, co tu dużo mówić, kradzieży i upowszechni, będzie żyła już własnym życiem.
Sygnały Dnia: No dobrze, ale czy to jest wina Bronisław Wildsteina, że tak to się traktuje, to, co jest, czy ewentualnie...
Tomasz Nałęcz: Ależ oczywiście, że tak.
Sygnały Dnia: A jak komentuje w takim razie tytuł z sobotniej Wyborczej: „Ubecka lista krąży po Polsce”?
Tomasz Nałęcz: No, to jest przesada. Rzeczywiście to jest określenie nieprecyzyjne, to jest lista przecież sporządzona przez Instytut Pamięci Narodowej, a nie przez ubecję. Chociaż bądźmy tutaj uczciwi, to jest lista sporządzona przez IPN w oparciu o materiały ubeckie. Natomiast myślę, że o tyle Gazetę może usprawiedliwiać pewna zaszłość — Liga Polskich Rodzin domagała się sporządzenia takiej listy i Gazeta dokonała pewnego skrótu myślowego, niefortunnego, niedobrego, aczkolwiek coraz więcej...
Sygnały Dnia: To tak jak opinia publiczna może dokonać skrótu myślowego, że nie indeks, tylko lista.
Tomasz Nałęcz: To prawda. Tutaj Gazeta poszła tropem pewnej zbitki pojęciowej, która niechybnie nastąpi w opinii publicznej.