Tomasz Majewski walczył z koronawirusem. I systemem. Ruszamy z Dziennikiem chorego na Covid-19
- Każdego dnia tworzył się kolejny odcinek kiepskiej komedii, czasami filmu grozy, gdy mogłem zarażać, nie przestrzegając kwarantanny i nikt mnie nie nadzorował - mówi Tomasz Majewski, który przechorował koronawirusa. Później, kiedy już wyzdrowiał, zaczęły się kontrole policji dotyczące jego kwarantanny. Tomasz opowie o systemie, w którym jego zdaniem nie da się działać efektywnie.
- Jest to opowieść o typowym Polaku-szaraku, który przez Covid-19 zderzył się z systemem - mówi WP Tomasz Majewski, obecnie - już oficjalnie - ozdrowieniec. Jego historia pokazuje jak "działają" procedury w sprawie koronawirusa w Polsce.
Jak wygląda walka chorego z koronawirusem i systemem? O tym, w kilku odcinkach "Dziennika chorego na Covid-19", opowie nam sam Tomasz Majewski. Każdego dnia opublikujemy jeden z nich.
Koronawirus w Polsce. Informacje, które przychodzą z opóźnieniem
Tomasz miał operację w Szpitalu Bródnowskim w Warszawie pod koniec marca. Kiedy go opuszczał, szpital nałożył na niego dwutygodniową kwarantannę. Bo mógł zakazić się koronawirusem.
Ale o tym, jaki ma wynik testu, i że jest on pozytywny, dowiedział się nieoficjalnie niemal tydzień później. Od lekarza, którego odnalazł na Facebooku. Gdyby wiedział wcześniej, być może zacząłby leczenie. Trafił do szpitala.
Później zaczęła się walka - z chorobą i z systemem. Tomasz Majewski leczył się w szpitalu, a w tym czasie pod jego domem pojawiała się policja, próbując przeprowadzić kontrolę kwarantanny. Ta trwała nawet wtedy, gdy bohater tej historii miał już dwa ujemne testy na koronawirusa. Był ozdrowieńcem, ale nieoficjalnie.
Spytaliśmy o to rzecznika prasowego Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwestra Marczaka. Czy policja kontroluje osoby będące w domowej kwarantannie nawet, kiedy są już zdrowe? Otrzymaliśmy odpowiedź: "Nas interesuje termin wskazany przez sanepid. To jest kluczowe".
Koronawirus w Polsce. "Jak matrix"
- To był miesiąc walki z chorobą i systemem. Mam żal, że to wszystko tak funkcjonuje. Ale nie mam żalu do tych ludzi będących w systemie. Wiem, że oni w tym całym matrixie są tak samo poturbowani jak ja - wyznaje Tomasz. - Policjantki i policjanci byli bardzo życzliwi i wspierający. Dawali radę w tej kłopotliwej dla nas sytuacji. Pracownicy sanepidu mieli chyba najgorzej. Widać było, że nigdy wcześniej w swojej pracy nie spotkali się z takim ‘kataklizmem’, że wrzucono na nich zbyt ciężki plecak - ocenia.
Po swoim doświadczeniu stwierdza, że "od początku dużo było w tym marnowania czasu i energii". Dlaczego? Dowiecie się z "Dziennika chorego na Covid-19", który na stronie Wirtualnej Polski pojawi się już jutro.
"Szpital nie przekazał pełnych danych"
Zwróciliśmy się do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej z prośbą o udzielenie informacji na temat sprawy pana Tomasza Majewskiego.
Rzeczniczka stacji przekazała nam: "Powiatowy Inspektor Sanitarny w Warszawie informacje o dodatnim wyniku testu w kierunku koronawirusa u pacjenta Tomasza Majewskiego dostał ze znacznym opóźnieniem, tzn.: przy wypisie pacjenta Mazowiecki Szpital Bródnowski nie poinformował Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w m.st. Warszawie o bezpośrednim kontakcie z osobami z pozytywnymi wynikami COVID-19. Wobec powyższego nie nałożono decyzji o objęciu tej osoby kwarantanną. Dopiero w dniu 6 kwietnia (sześć dni po wyniku pozytywnym - red.) do PPIS w Warszawie ze Szpitala Bródnowskiego wpłynął wykaz osób z pozytywnymi wynikami COVID-19."
Dodaje też, że "przesłana lista nie zawierała pełnych danych" - brakowało części adresu oraz numeru telefonu Tomasza. "To uniemożliwiło pracownikom Państwowej Inspekcji Sanitarnej w m.st. Warszawie podjęcie natychmiastowych działań". Sanepid otrzymał pełne dane od policji, 15 kwietnia, kiedy Tomasz przebywał już w szpitalu. Wtedy skontaktował się z mężczyzną.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl