Tomasz Janik: Sąd Najwyższy nie jest sądem, czyli efekty "reformy" sądów w praktyce (Opinia)
Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego uznała w czwartek, że Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego nie jest sądem w rozumieniu prawa Unii Europejskiej, a przez to nie jest sądem w rozumieniu prawa krajowego. To, o czym większość organizacji prawniczych mówiła od dawna, uzyskało dzisiaj potwierdzenie w orzeczeniu najwyższej instancji sądowej. To rozstrzygnięcie oczywiście nie rozwiązuje problemu ani nowych izb SN, ani KRS, ale stawia konkretną i bardzo mocną diagnozę.
05.12.2019 | aktual.: 05.12.2019 18:06
Sytuacja, w której jedna izba Sądu Najwyższego stwierdza, że druga izba tego sądu nie jest sądem, to sytuacja bez precedensu. Bez precedensu jest także stwierdzenie Sądu Najwyższego, że obecna Krajowa Rada Sądownictwa (organ przecież konstytucyjny) posiada cechy zależności od polityków i nie jest instytucją mogącą stać na straży niezawisłości sędziów i niezależności sądów.
Sąd Najwyższy wytknął KRS brak reakcji na działania dyscyplinarne wobec sędziów za ich czynności orzecznicze, brak stanowiska względem nielegalnie przenoszonych w stan spoczynku sędziów SN i NSA, ale też wskazał, że "sędziowie członkowie KRS są beneficjentami zmian w wymiarze sprawiedliwości". Trudno o lepszą "laurkę" dla organu, który ma dbać o to, aby sędziowie mieli zapewnione odpowiednie warunki do orzekania, do bycia niezawisłymi i niezależnymi.
Sądy dostały mocną broń
Wszystko to oznacza, że sądy powszechne mają teraz mocną broń i mogą - powołując się na dzisiejsze orzeczenie - kwestionować legalność Izby Dyscyplinarnej i Krajowej Rady Sądownictwa. Choć decyzja Sądu Najwyższego nie wiąże w sensie prawnym sądów niższych instancji i formalnie rzecz biorąc mogą one orzekać według swojego uznania, jednak z reguły kierują się one poglądami Sądu Najwyższego na daną kwestię, a na pewno w tak ważnej sprawie kierować się powinny. Skoro sądy są zobowiązane do badania, czy sędzia orzekający w danej sprawie był powołany w sposób odpowiadający regułom Konstytucji i prawa Unii Europejskiej, nie mogą wobec dzisiejszego orzeczenia przejść obojętnie.
W świetle decyzji SN Krajowa Rada Sądownictwa jest zatem de facto nielegalna. Nie sądzę, aby jej członkowie będący sędziami podali się do dymisji, choć dla dobra społeczeństwa tak powinno być. Kontynuując działalność i obsadzając wolne stanowiska sędziowskie kolejnymi osobami będzie jedynie potęgować kryzys w wymiarze sprawiedliwości, a przede wszystkim narażać ludzi, którzy stają przed sądami, na ciągłą niepewność, czy osoba wydająca wyrok w ich sprawie na pewno jest sędzią i czy tego wyroku nie będzie można kiedyś podważyć. A przeciwna strona sporu sądowego, jeśli go przegra, będzie próbować każdej metody na odwrócenie rozstrzygnięcia na swoją korzyść.
"Początki chaosu na niespotykaną skalę"
Sytuacje takie, jak w Olsztynie, gdzie odważny sędzia Paweł Juszczyszyn jeszcze przed dzisiejszym orzeczeniem SN sam zdecydował się wykonać wyrok TSUE (i płaci za to ogromną cenę) będą się powtarzać. Będą też powtarzać się akty represjonowania sędziów za wydane orzeczenia, pytanie jednak, kto ma ich osądzić, skoro Izba Dyscyplinarna SN nie jest sądem. Izba oczywiście nie zawiesi dzisiaj swojej działalności i będzie dalej orzekać, problemem będzie jednak co zrobić z jej orzeczeniami.
Widać coraz wyraźniej ile zostało z "reformy" sądów dokonywanej przez aktualną władzę. W piątym roku jej rządów mamy praktycznie niedziałający Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa niebędącą Krajową Radą Sądownictwa i Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego niebędąca sądem w rozumieniu prawa unijnego. A przede wszystkim mamy początki chaosu prawnego na niespotykaną dotąd skalę. Wymiar sprawiedliwości zaczął wreszcie zachowywać się jak organizm, który broni się przed chorobą, szkoda tylko, że tak bardzo to boli.
Tomasz Janik dla WP Opinie. Autor jest adwokatem, członkiem Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku.