To zwykła pomyłka czy zdrada? Są pierwsze ofiary
Skandal na Litwie, gdzie rząd wydał reżimowi w Mińsku dane bankowe działaczy białoruskiej opozycji, zbiera pierwsze żniwo. Aresztowano Alesia Bialackiego, szefa białoruskiego centrum obrony praw człowieka "Wiasna", które pomagało represjonowanym i ich rodzinom. Działacze białoruscy posądzają Wilno o zdradę, zaś opozycja litewska - o współpracę władz kraju z Łukaszenką. Czy prezydent Litwy przeprosi Białorusinów? - pyta retorycznie litewski opiniotwórczy dziennik "Lietuvos Rytas".
Chodzi o świeży skandal, wywołany informacją o przekazaniu białoruskim organom ścigania wyciągów z kont bankowych obywateli Białorusi. Były wśród nich dane Alesia Bialackiego - przewodniczącego organizacji "Wiasna", wiceprezydenta Międzynarodowej Federacji Praw Człowieka (FIDH). W piątek aresztował go białoruski Departament Dochodzeń Finansowych.
Nielegalna "Wiosna"
Centrum obrony praw człowieka "Wiasna” działa na Białorusi od 1996 roku, kiedy to zaczęły się pierwsze poważne represje i wyroki dla opozycjonistów za rządów Aleksandra Łukaszenki. Władze kraju stale próbowały przeszkodzić organizacji w działaniach, doprowadzając w 2003 roku do jej delegalizacji. "Wiasna” niejednokrotnie starała się o przywrócenie oficjalnego statusu, jednak bez skutku.
Niemniej jednak obrońcy praw kontynuowali swoją działalność, nie bacząc na brak rejestracji. Po sfałszowanych wyborach w grudniu 2010 roku i fali represji, która nastąpiła po nich, to właśnie "Wiasna” niosła największą pomoc represjonowanym, więźniom politycznym i ich rodzinom - w tym finansową, opłacając procesy, grzywny, załatwiając adwokatów.
"To zdrada!”
Jednym ze źródeł tej pomocy były środki od amerykańskich i europejskich fundacji, przekazywane na konta bankowe w krajach ościennych. Działacze białoruscy tłumaczą, że organizacje pozarządowe w tym kraju nie mają innego wyjścia.
- Organizacja, która chce otrzymać pomoc z zagranicy, według obecnego prawa białoruskiego musi koło 70% tych środków oddać państwu - mówi były przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi Mieczysłau Hryb. - Sami donorzy, wiedząc, że tak się dzieje, nie chcą przekazywać pieniędzy na wsparcie białoruskiego reżimu - wyjaśnia polityk. Organizacje pozarządowe są więc zmuszone do wykorzystywania opcji alternatywnych. Większość zachodnich środków na wsparcie białoruskiej opozycji płynie właśnie przez Litwę. - Litwa świetnie zna warunki, w których przyszło pracować organizacjom pozarządowym na Białorusi. Według mnie przekazanie informacji o tych kontach bankowych jest po prostu zdradą - reasumuje Mieczysłau Hryb.
"Nie zwróciliśmy na to uwagi”
Na razie Wilno przyznało się nie do zdrady, lecz do błędu. Wiceminister sprawiedliwości kraju Tomas Vaitkeviczius potwierdził, że jego resort przekazał Mińskowi dane o kontach obywateli Białorusi w bankach litewskich. Zrobiono to w ramach "międzynarodowej pomocy prawnej”, na prośbę białoruskich organów ścigania.
- Niestety nie zidentyfikowaliśmy nazwiska Alesia Bialackiego jako nazwiska osoby, która jest liderem organizacji opozycyjnej na Białorusi. Nie zwróciliśmy na to uwagi - tłumaczy się wiceminister.
Z kolei biuro prasowe prezydenta Litwy Dalii Grybauskaite wydało oświadczenie, że prezydent "nie była poinformowana” o przekazaniu władzom Białorusi wyciągów z kont bankowych centrum obrony praw człowieka "Wiasna”.
Jednak z naszych anonimowych źródeł w polskim MSZ wynika, iż jeszcze miesiąc temu o tym, że banki litewskie wydały poufne dane białoruskich opozycjonistów, wiedziano nawet w Polsce.
Wierna Dalia
Litewscy politolodzy i opozycjoniści domagają się wyjaśnienia, czy o fakcie przekazania tych dokumentów wiedzieli najwyższej rangi urzędnicy, w tym szefowie MSW i MSZ. I przyjęcia przez nich odpowiedzialności, łącznie z dymisją. Białorusini zaś snują spiskowe teorie odnośnie powodów ewentualnego działania władz Litwy z premedytacją.
Przed wyborami na Białorusi w 2010 roku prezydent Litwy Dalia Grybauskaite zasłynęła z przychylności wobec Aleksandra Łukaszenki i opinii, że jest on "gwarantem stabilności gospodarczej i politycznej Białorusi”. Po brutalnej fali represji w tym kraju jest niemal jedynym liderem w Unii Europejskiej, który konsekwentnie sprzeciwia się wszelkim sankcjom wobec reżimu w Mińsku.
Kosztowny błąd
Alesiowi Bialackiemu jeszcze nie postawiono zarzutów, ale widocznie będzie to "uchylanie od płacenia podatków w szczególnie dużej wysokości”. Z tego artykułu grozi mu do siedmiu lat więzienia.
Nawet jeżeli przyjąć za prawdziwą wersję, że to był zwykły "błąd” litewskich organów państwowych, to będzie on bardzo drogo kosztował opozycję białoruską. Areszt Bialackiego może być jedynie wierzchołkiem góry lodowej nowych represji w tym kraju, bowiem na liście, przekazanej Mińskowi przez Wilno,a były nazwiska 400 obywateli Białorusi.
Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski