"To sanitariusze, a nie lekarze skazani są za morderstwa"
Wiceszef Naczelnej Rady Lekarskiej (NRL)
Andrzej Włodarczyk, odnosząc się do wyroku w aferze
"łowców skór" podkreślił, że to sanitariusze, a nie lekarze
zostali skazani za morderstwa. Według niego, to ważne z punktu
widzenia "delikatnej sfery zaufania w relacji pacjent-lekarz".
19.01.2007 | aktual.: 19.01.2007 17:17
Dwaj lekarze zostali skazani przez Sąd Okręgowy w Łodzi: Janusz K. - na sześć lat więzienia, a Paweł W. - na pięć. Obaj dostali też 10-letni zakaz wykonywania zawodu. Sąd skazał też dwóch b. sanitariuszy łódzkiego pogotowia, oskarżonych o zabójstwo łącznie pięciu pacjentów. Otrzymali kary dożywocia i 25 lat więzienia, a także 10-letni zakaz wykonywania zawodu. Wyrok nie jest prawomocny.
Zdaniem wiceszefa NRL, na sprawiedliwy jego zdaniem wyrok i na całą sprawę można popatrzeć w kilku aspektach.
Jak powiedział, w sprawie ważne jest, że sąd skazał lekarzy nie za zabijanie, ale za narażanie życia pacjentów i wyłudzanie pieniędzy. To sanitariusze zostali skazani za morderstwa- podkreślił. Pokazuje to - mówił - że wyroki ferowane przed media tuż po wybuchu afery w łódzkim pogotowiu - "że lekarze mordowali" - były niesprawiedliwe.
Oczywiście nie bronię tych lekarzy, całkowicie potępiam ich zachowanie. Ale to pokazuje, że jest różnica między lekarzami i sanitariuszami - tłumaczył. Sąd wykazał, że mordowali sanitariusze, ludzie również szkoleni do niesienia pomocy, ale tacy, którzy nie kończyli wyższych studiów, nie składali przysięgi lekarskiej, nie mają takiego poziomu etycznego, jaki powinni mieć lekarze - mówił.
Jego zdaniem, należałoby na tę sprawę popatrzeć również w kontekście obowiązującej od początku roku ustawy o ratownictwie medycznym. Zgodnie z tym aktem prawym, w Polsce mają być dwa rodzaje karetek pogotowia - z lekarzami, i bez nich - z samymi ratownikami medycznymi.
My - jako samorząd lekarski - zastanawialiśmy się nad tym i uważamy, że można było wprowadzić takie zapisy, by w zespołach ratunkowych jeździli wyszkoleni lekarze, a nie jedynie ratownicy- powiedział.
W ocenie Włodarczyka, sprawa ma jeszcze jeden wymiar - dotyczący "sfery zaufania w relacji pacjent-lekarz".
Wiem, że w okresie "nagonki prasowej" wielu pacjentów, głównie starszych osób, bało się wzywać pogotowie. Mógłbym zadać przewrotne pytanie: ilu z tych ludzi mogłoby żyć, gdyby się nie bało? - tłumaczył Włodarczyk. Jak mówił, to nadwątlenie zaufania w pewnym okresie "miało wpływ na wiele historii ludzkich".
Mam nadzieję, że wiele osób wyciągnie wniosek z tej sprawy i może organizacja całego systemu się trochę poprawi - powiedział Włodarczyk.
Podkreślił, że podstawowym błędem w całej sprawie było to, iż w karetkach jeździli lekarze innych specjalności niż anestezjolodzy. Dla mnie jako chirurga jest rzeczą niezrozumiałą, wręcz kuriozalną, że ktoś w łódzkim pogotowiu pozwolił, by w karetce jeździł ginekolog-położnik. To powodowało, że pewnych zadań anestezjologicznych nie mógł on wypełnić, bo się ich nigdy nie nauczył - mówił Włodarczyk.
Przypomniał, że jeden z dwóch skazanych lekarzy - Janusz K. - już wcześniej został dożywotnio pozbawiony prawa wykonywania zawodu przez Okręgowy Sąd Lekarski w Łodzi. Wobec drugiego ze skazanych lekarzy, Pawła W., toczy się postępowanie przed tym sądem.
Postępowanie wobec Pawła W. jest utrudnione z powodu niestawiania się tego lekarza przed sądem lekarskim - wyjaśnił Włodarczyk. Dodał, że opóźnia to przeprowadzenie całego procesu sądowego. Wyrok Sądu Lekarskiego wobec pierwszego lekarza jest już prawomocny.
Spojrzałbym na to w kontekście proponowanych przez NRL zmian w ustawie o zawodzie lekarza. Rada, wiedząc o takich przypadkach (niestawiania się lekarzy przed sądami lekarskimi), przygotowała nowelizację, która wyeliminowałaby m.in. takie sytuacje - tłumaczył Włodarczyk.