"To paranoja: noga zaginęła w akcji" - wyborcze wpadki
Pomyłki, zła wola albo zwykła głupota - wszystkie partie zaliczają przed wyborami kompromitujące wpadki - czytamy w "Rzeczpospolitej". Przykładem jest noga, a dokładnie jej brak, bo "zaginęła w akcji" wyborczej PiS.
27.09.2011 | aktual.: 27.09.2011 12:24
Noga zaginęła kandydatom PiS w Pile (woj. wielkopolskie). Już w lipcu chcieli rozpocząć partyjną agitację. Z Warszawy dostali potrzebne ulotki, ściągnęli nawet stoliki do ulicznych akcji. I zaniemówili. - To jakaś paranoja. Mamy ekipę, chcemy zaczynać, a Warszawa wysłała nam do trzech stolików tylko 11 nóg. Jedna noga zaginęła w akcji. Jak mamy działać - pytał poseł Maks Kraczkowski.
W momencie wielkiego rozczarowania zadzwonił akurat dziennikarz "Rzeczpospolitej", który słyszał w tle komentarze pozostałych działaczy. "To jakiś spisek, ktoś ukradł nogę", "Na pewno Ruscy, zadzwońcie po Macierewicza" - kpili działacze.
Noga jednak się znalazła, cała i nie w Rosji, tylko w Warszawie u ojca posła Kraczkowskiego, który pakował wyposażenie.
Billboardowy zawrót głowy
Ale nie tylko PiS zaliczyło wpadkę. SLD lubi "wieszać" swoich posłów tam, gdzie nikt na nich nie zagłosuje. Poseł Marek Wikiński, choć jest z Radomia, plakaty powieszono mu w Piotrkowie Trybunalskim. Z kolei poseł Leszek Aleksandrzak patrzy z wielkich billboardów na mieszkańców Poznania, choć startuje z Kalisza.
Waldy Dzikowski zdradza, że jeden z kandydatów PO także miał plakatowy faltstart. - W jednym z okręgów "brygady szturmowe" całą noc rozwieszały plakaty naszego kandydata. Namęczyły się co niemiara. Facet był bardzo zadowolony. Rano się okazało, że wiszą, ale nie na jego terenie wyborczym – opowiada poseł PO.
PiS także nie uniknął billboardowych nerwów. Plakaty posła Zbigniewa Girzyńskiego, kandydata z Torunia, zawisły w Częstochowie, gdzie także z list PiS startuje poseł o podobnym nazwisku - Szymon Giżyński. Do identycznej pomyłki doszło w 2005 r. - No to teraz obaj wisimy w Częstochowie. Tamtejsi wyborcy mają w czym wybierać - śmieje się Girzyński.
Wyrzeczenia
Kandydatka SLD Elżbieta Zakrzewska zobowiązała się, że jeśli nie spełni swoich obietnic wyborczych, to za karę schudnie 10 kg. To może się udać, bo wg wewnętrznej instrukcji sztabu SLD, elektoratu nie należy częstować alkoholem, ale czekoladą i kaszanką.
Niebezpieczne okazało się jedzenie także dla Donald Tuska. W gminie Klwów (woj. mazowieckie), gdzie premier miał zjeść śniadanie w towarzystwie jednej z rodzin, których uprawy zniszczyła nawałnica. Dziennikarze ujawnili jednak, że posiłek był ustawiony, śniadanie przywieziono z Warszawy, bo państwo Pańczakowie nie chcieli zaprosić premiera na śniadanie.
- Te wybory kosztują człowieka tyle nerwów i stresu, że ja już co najmniej dziesięć kilogramów schudłem - z koeli poseł Zbigniew Girzyński z PiS.