ŚwiatTo one tak naprawdę rządzą światem

To one tak naprawdę rządzą światem

Rasowy polityk wie, że dla ocieplenie wizerunku nie wystarczy fotografia z rodziną. Obecnie konieczny do tego jest pies, kot albo nawet delfin - czytamy w "Newsweeku".

To one tak naprawdę rządzą światem
Źródło zdjęć: © AFP / NIKOLAY DOYCHINO

Premier Rosji Władimir Putin ma na codzień opinię polityka, który rządzi żelazną ręką. Jeździ konno z nagim torsem, odważnie podchodzi do niedźwiedzia polarnego i strzela środkiem usypiającym do tygrysa, który zaatakował ekipę telewizyjną.

Od czasu do czasu Putin pokazuje jednak łagodne oblicze. Pływa z delfinami, czule przemawia do psa albo karmi mlekiem z butelki małego łosia. Jego pupile - owczarek otrzymany w listopadzie od premiera Bułgarii Bojko Borisowa imieniem Buffy i labradorka Koni - też ocieplają wizerunek byłego KGB-isty.

Zwierzaka na etacie PR-owca ma większość liczących się polityków na świecie. Przykład dała panująca w XIX wieku brytyjska królowa Wiktoria. Jej miniaturowy spaniel Tilco i terier Islay były prawdopodobnie pierwszymi zwierzętami władzy, które poddani poznali z imienia. Elżbieta II wzorowo kontynuuje tradycję. W 1944 roku dostała na 18. urodziny suczkę Susan. Od tej pory nieprzerwanie towarzyszą jej psy.

Prezydent USA Franklin D. Roosevelt w 1944 roku ubiegał się o czwarta kadencję. Pojawiły się pogłoski, że z podróży na Aleuty zapomniał zabrać Falę - swojego teriera szkockiego. Po psa rzekomo wysłano statek, co miało narazić amerykańskich podatników na poważne koszty. Roosevelt odpowiedział: "Możecie krytykować mnie, moją żonę i rodzinę, ale nie mojego psa. Jest Szkotem i te oskarżenia o rozrzutność doprowadziły go do szewskiej pasji". Zabawną ripostą Roosevelt nie tylko się wybronił, ale jeszcze otrzymał dodatkowe punkty.

Również obecny prezydent USA Barack Obama nie mógł być gorszy. Po wygranych wyborach w listopadzie 2008 roku równie ważnym zadaniem jak skompletowanie prezydenckiej administracji stał się wybór prezydenckiego psa. Sprawa nie była prosta, bo Malia - starsza córka prezydenta - jest uczulona na sierść. Wybór padł więc na portugalskiego wodołaza, przedstawiciela jednej z nielicznych ras, których sierść nie zawiera alergenów. Podczas niedawnej wizyty w Lizbonie Obama mógł zażartować, że jeden z członków jego rodziny ma portugalskie korzenie. Znakomicie wpłynęło to na atmosferę spotkania.

Bywa jednak, że zwierzęta stają się powodem dyplomatycznych zgrzytów. W 2007 roku Władimir Putin podejmował w Soczi nad Morzem Czarnym Angelę Merkel. Niemiecka kanclerz skamieniała z przerażenia, gdy do pokoju wbiegła labradorka Koni. Jako dziecko Merkel została ugryziona przez psa i do dziś został jej uraz. Pojawiły się nawet pogłoski, że Putin doskonale o tym wiedział, a Koni swoją obecnością miała wymóc na Merkle ustępstwa w polityce energetycznej.

władimir putinBarack Obamapies
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (51)