To ona rozdaje karty u prezydenta. Kim jest Małgorzata Sadurska?
- Nigdy niczego precyzyjnie dla siebie nie planowałam. Skupiałam się na pracy w zespole, w którym działałam - mówi Wirtualnej Polsce Małgorzata Sadurska, szefowa prezydenckiej kancelarii. Przyznaje, że ta nominacja była dla niej zaskoczeniem. Ludzie, którzy ją znają, nie mają wątpliwości - Małgosia sprosta temu zadaniu. Ma predyspozycje - mówią zarówno polityczni sojusznicy, jak i przeciwnicy. Z kolei osoby, które pracowały z nią w przeszłości, wspominają, że kiedyś nie była tytanem pracy. A jak jest teraz? Kim jest kobieta, która rozdaje karty w pałacu prezydenckim?
26.08.2015 | aktual.: 27.08.2015 11:49
Urodziła się w Puławach, pochodzi z Końskowoli. Jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Nie zrobiła jednak aplikacji. Odbyła natomiast studia podyplomowe w Lubelskiej Szkole Biznesu na kierunku Zarządzanie i Organizacja. Pierwszą pracę podjęła w Miejskim Urzędzie Pracy w Lublinie, gdzie od 2000 roku była referentem w wydziale finansowo-księgowym. - Wypełniałam RP-7 dla osób bezrobotnych. Początkowo byłam zatrudniona na pół etatu, po pewnym okresie przeszłam na cały - wspomina w rozmowie z Wirtualną Polską. Z czasem zmieniła też otoczenie i awansowała do działu prawnego, a przez moment pełniła nawet funkcję rzecznika prasowego. Wtedy też pierwszy raz wystąpiła w mediach.
- To było w Telewizji Lublin. Wypowiadałam się na temat jakiejś sprawy urzędowej. Pamiętam, że bardzo się bałam i uważałam na każde słowo. Kiedy to wspominam, myślę, że wyszło bardzo nienaturalnie, ponieważ byłam nieruchomą postacią, która tylko mówiła. Tak wyglądał mój medialny debiut, a później było już tylko lepiej - tłumaczy Sadurska. Zamiast bronić polityków przed dziennikarzami jako rzecznik prasowy, postanowiła zostać jednym z nich. W 2002 roku wystartowała w wyborach samorządowych do rady powiatu puławskiego.
- Chciałam zobaczyć, jak wygląda ta praca. Radną nie zostałam, mimo że zdobyłam najwięcej punktów na liście, ponieważ Porozumienie Samorządowe Prawicy Puławskiej, z którego startowałam, nie zdobyło mandatu w tym okręgu - tłumaczy szefowa prezydenckiej kancelarii. Jej ugrupowanie zdołało jednak utworzyć koalicję, a Sadurska z rekomendacji tego komitetu została członkiem zarządu powiatu.
- Została nominowana na tę funkcję dość niespodziewanie. Nikt jej nie znał. Była jak królik wyciągnięty z kapelusza - wspomina Paweł Nakonieczny, członek zarządu województwa lubelskiego, a wtedy radny powiatu puławskiego. W dniu objęcia funkcji Sadurska miała niespełna 27 lat. W zarządzie powiatu puławskiego odpowiadała za służbę zdrowia i opiekę społeczną. Zdaniem Nakoniecznego w starostwie Sadurska nie miała opinii tytana pracy. Ten przydomek uzyskała dopiero kilka lat później w Sejmie, już jako posłanka.
W czasie, gdy była zatrudniona w samorządzie, obecna szefowa prezydenckiej kancelarii wstąpiła do Prawa i Sprawiedliwości. Dlaczego zdecydowała się właśnie na tę partię? W rozmowie z WP Sadurska przyznaje, że zarówno w liceum, jak i na studiach nie interesowała się polityką. Ogromne wrażenie zrobił jednak na niej ówczesny minister sprawiedliwości prof. Lech Kaczyński. - Spodobała mi się jego działalność oraz pogląd na prawo. Dlatego kiedy podejmowałam decyzję o tym, z jakiego ugrupowania chcę kandydować w wyborach samorządowych, wybrałam Prawo i Sprawiedliwość. Z racji tego, że PiS nie wystawiał w moim okręgu własnej listy, tylko wspierał lokalny komitet, to znalazłam się w tym komitecie - opowiada Sadurska.
W 2004 roku już z ramienia PiS-u ubiegała się o mandat europosła. Do europarlamentu jednak się nie dostała. - Dopiero uczyłam się, jak należy robić kampanię wyborczą. Nie miałam wtedy żadnego wsparcia, poza tym, co wymyśliliśmy wspólnie ze znajomymi - wyjaśnia rozmówczyni WP. Mimo że zdobyła ponad pięć tysięcy głosów, doznała drugiej w życiu wyborczej porażki. Sama widzi to jednak trochę inaczej.
- To nie były porażki. Po wyborach samorządowych weszłam do organu wykonawczego powiatu, a w wyborach europarlamentarnych dostałam duży mandat zaufania społecznego. To pozwoliło mi uzyskać wysokie miejsce w wyborach do Sejmu - wyjaśnia szefowa prezydenckiej kancelarii. Mandat poselski uzyskała trzykrotnie: w 2005, 2007 i 2011 roku.
Za swojego politycznego mentora uznaje Lecha Kaczyńskiego. Wzorem męża stanu jest dla niej również Jarosław Kaczyński. Jednak to nie im zawdzięcza najwięcej. Osobą, która wprowadziła ją do wielkiej polityki, był Przemysław Gosiewski. - Poznaliśmy się w Sejmie. Zauważył mnie w grupie posłów i zabrał do kancelarii premiera, gdzie zostałam sekretarzem stanu - mówi Sadurska. I dodaje, że pod jego okiem przeszła polityczny poligon. - On był tytanem pracy. Całym sercem poświęcał się danej sprawie. Jako jego współpracownicy też tego doświadczaliśmy - wspomina Sadurska.
Podobne opinie, ale tym razem pod jej adresem, słychać na sejmowych korytarzach z ust polityków. - Pracowita i energiczna - mówi posłanka PiS Małgorzata Gosiewska. Miłych słów o koleżance z sejmowych ław nie szczędzi również inny polityk tej partii, Andrzej Jaworski. - Była jedną z najbardziej pracowitych posłanek. Bardzo merytoryczna i skrupulatna, idealnie wywiązywała się ze wszystkich zadań, których się podjęła - tłumaczy przewodniczący parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski, którego członkinią była również Sadurska.
O szefowej prezydenckiej kancelarii pozytywnie mówią nawet jej polityczni przeciwnicy. - Pracowałyśmy razem w komisji nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach. Różnice były i niejednokrotnie się spierałyśmy, ale zawsze był to spór kulturalny i merytoryczny. Umiała przedstawić swoje argumenty oraz je uzasadnić - wspomina w rozmowie z Wirtualną Polską posłanka Platformy Obywatelskiej Izabela Katarzyna Mrzygłocka.
Politycznych przeciwników Sadurskiej nie brakuje. To z racji jej konserwatywnych poglądów. W parlamencie była członkinią między innymi zespołów na rzecz: Katolickiej Nauki Społecznej, Ochrony Życia i Nauki Wiary, Członków i Sympatyków Ruchu Światło-Życie, Akcji Katolickiej oraz Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. W mediach szerokim echem odbiły się jej krytyczne wypowiedzi pod adresem konwencji antyprzemocowej, metody in vitro oraz przedstawienia "Golgota Picnic". W tej ostatniej sprawie złożyła nawet zawiadomienie do prokuratury. Od śledczych domagała się ścigania osób zaangażowanych w propagowanie tej sztuki w Polsce. - Opierałam się na prawie i artykule 196. kodeksu karnego, mówiącym o tym, że uczucia religijne oraz symbole kultu religijnego są pod szczególną ochroną prawną - opisuje sprawę Sadurska.
Jej światopogląd, z powodu którego znalazła się na celowniku środowisk lewicowych, doceniany jest w kręgach konserwatywnych. Sadurska jest częstym gościem mediów ojca Tadeusza Rydzyka. Podobno należy do grona polityków, których dyrektor Radia Maryja darzy największą sympatią. W rozmowie z WP przyznaje, że zna się z szefem rozgłośni i wiele razy z nim rozmawiała. A o swoich wizytach na antenie toruńskich mediów mówi tak: - Uważam, że każdy słuchacz lub telewidz ma prawo do informacji i parlamentarzyści z racji swoich funkcji są upoważnieni do ich przekazywania - tłumaczy szefowa prezydenckiej kancelarii. Jej zdaniem politycy nie powinni być stygmatyzowani ze względu na to, do jakiej stacji chodzą.
Choć jest konserwatystką i wyznaje światopogląd, w którym rodzina zajmuje centralne miejsce, to sama wciąż jej nie założyła. Jest 39-letnią singielką. - Nieraz tak się życie układa. Uważam jednak, że każdy ma prawo mówić o rodzinie i dbać o tę wartość, niezależnie od statusu społecznego, materialnego i zawodowego - wyjaśnia rozmówczyni Wirtualnej Polsce.
Na pytanie o to, jakie wartości są dla niej w życiu najważniejsze, odpowiada, że te, które wyrosły na gruncie wiary chrześcijańskiej. I dodaje, że w relacjach międzyludzkich najbardziej ceni przyjaźń i lojalność. Bliskich znajomych ma zarówno w polityce, jak i poza nią. Czym zjednuje sobie ludzi? - Małgosia jest sympatyczna, ciepła i radosna. Nie jest typem parlamentarzystki-celebrytki. W ławach poselskich będzie nam brakować jej poczucia humoru i energii - tłumaczy Gosiewska. I wspomina pierwsze lata sejmowej działalności Sadurskiej. Warto wiedzieć, że szefowa prezydenckiej kancelarii była najmłodszą posłanką PiS-u.
- Pamiętam, że w pierwszej kadencji starsze koleżanki trochę jej matkowały. Starały się pomagać i doradzać w różnych dziedzinach, ale z czasem zaczęła radzić sobie w pełni samodzielnie i podejmować własne inicjatywy - tłumaczy Gosiewska. Z kolei Andrzej Jaworski, z którym Sadurska interweniowała chociażby w sprawie przedstawienia "Golgota Picnic", dodaje: - W naszym klubie Małgosia chętnie zajmowała się sprawami społecznymi. Ma dużą wiedzę z tego zakresu, co w połączeniu z prawniczym wykształceniem czyni ją fachowcem w tych tematach - tłumaczy poseł PiS. I dodaje, że jej nieobecność w parlamencie będzie odczuwana zarówno na sali plenarnej, jak i w zespole, w którym wspólnie pracowali.
O inicjatywach Sadurskiej głośno było również w województwie, z którego się wywodzi. Nie wszyscy oceniają tę działalność pozytywnie. - Przed wyborami samorządowymi była jednym z animatorów społecznego komitetu obrony szpitala. Negował on jakiekolwiek pomysły jego restrukturyzacji - mówi WP Nakonieczny. Inny przykład jej poselskiej działalności na Lubelszczyźnie, który poróżnił lokalną władzę i społeczeństwo, to sprawa elektrowni wiatrowych. - Wójtowie z powiatu puławskiego znaleźli fajny teren i chcieli wybudować tam elektrownie wiatrowe. Wtedy pani poseł zorganizowała akcję i poinformowała o zagrożeniach w postaci ultradźwięków, przez co projekt upadł - wspomina członek zarządu województwa lubelskiego. Jego zdaniem Sadurska umie przekonywać ludzi do swoich racji.
Jednocześnie jest oddana swoim politycznym patronom. W partii należy do grona polityków wiernych Jarosławowi Kaczyńskiemu. Nigdy nie miała ambicji budowy frakcji, która mogłaby zagrozić pozycji prezesa PiS-u. Z partii dotarły do nas informacje, że to właśnie były premier był zwolennikiem jej kandydatury na stanowisko szefowej kancelarii prezydenta. Sadurska ma być w pałacu "oczami i uszami" prezesa. W rozmowie z WP nie dementuje tej opinii. Mówi jedynie: - Jestem wdzięczna Jarosławowi Kaczyńskiemu za to, że mogłam przez 10 lat być posłem w klubie Prawa i Sprawiedliwości - tłumaczy Sadurska.
Przyznaje, że nominacja na szefową prezydenckiej kancelarii była dla niej radosnym zaskoczeniem. - Praca z pierwszym obywatelem RP dla każdego jest ogromnym zaszczytem. Jednocześnie czuję na swoich barkach ogromną odpowiedzialność, ponieważ nie chciałabym zawieść pana prezydenta i Polaków - wyjaśnia rozmówczyni WP.
Jakie cele wyznaczyła sobie w nowym miejscu pracy? - Chcę pomagać panu prezydentowi w wizji jego prezydentury, a jednocześnie sprawnie zarządzać urzędem - tłumaczy była już posłanka PiS-u. Czy sprosta temu wyzwaniu? Na ocenę jej pracy jest jeszcze za wcześnie, ale ci, którzy ją znają, nie mają wątpliwości - Gosia da radę.