To miały być najdroższe działki w Polsce. Działkowcy mówią o swoich podejrzeniach
Pojechaliśmy zobaczyć gdańskie ogrody działkowe "Kaczeńce", które jeszcze niedawno miały zostać sprzedane deweloperowi w ramach precedensowej transakcji. Działkowcom oferowane były niebotyczne pieniądze. Ze sprzedaży najprawdopodobniej nic jednak nie wyjdzie, a sprawa ma trafić do prokuratury.
O kontrowersjach związanych z tym tematem pisaliśmy na początku grudnia. "Kaczeńce" nie podlegają pod Polski Związek Działkowców. Prowadzi je stowarzyszenie. Znajdują się na Stogach, we wschodniej części Gdańska. Są świetnie usytuowane, pieszo można iść na spacer zarówno do centrum, jak i nad morze.
Deweloper zaoferował stowarzyszeniu 70 mln zł za przejęcie ROD. Dodatkowo miał zagwarantować jego członkom inne działki, dalej od centrum, na Wyspie Sobieszewskiej. Zarząd stowarzyszenia zawarł nawet umowę przedwstępną. Wszyscy działkowcy mieli dostać równo po 450 tys. za działkę. Niezależnie od tego, czy stoi pusta, czy jest na niej zwykła altana, czy murowany dom, bo na "Kaczeńcach" mieszka na stałe kilkadziesiąt osób.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obecnie wszystko wskazuje na to, że na transakcję nie zgodzi się właściciel gruntu, czyli miasto. Mimo że dzięki tej precedensowej na skalę kraju transakcji działkowcy wzbogaciliby się o kwoty, za jakie nikt jeszcze nigdy nie kupował działek. Mimo że działki w tej okolicy do najtańszych nie należą, to wciąż większość ofert nie wykracza poza 100 tys. zł.
Działkowcy już w to wszystko nie wierzą
"Kaczeńce" ani z zewnątrz, ani z wewnątrz nie wyglądają, jak najdroższe działki w kraju. Najważniejsze jest ich atrakcyjne położenie. Z wąskich, nieraz zarośniętych alei widać przeważnie zwykłe altany, blaszaki, czasem drewniane budki. Są w większości zadbane, ale bez przepychu. W ogrodach można znaleźć kilkadziesiąt murowanych budynków. Część działkowców parkuje za lub przed bramami, natomiast kilka osób na specjalnie do tego wyznaczonym miejscu na terenie ROD. Niektóre słupy są oklejone reklamami firm, oferujących np. sprzedaż oborników, montaż szamb, zakładanie kamer lub transport ziemi.
- Ja mieszkam na czyjejś działce, więc i tak nie podejmowałbym decyzji, ale każdy tutaj wie, że 450 tys. zł to duża kwota. Można powiedzieć, że nieadekwatna do wartości tych działek. Tyle że wiele osób naprawdę włożyło w to duży wkład. Moim zdaniem lepiej, żeby te działki tu zostały. Znam ludzi, którzy wychowali tu swoje dzieci. I to dobrze wychowali! - podkreśla Andrzej, przechadzający się główną drogą w ROD. - Poza tym pogłoski o sprzedaży tych działek krążą już od czterech lub pięciu lat, więc ludzie już w to słabo wierzą.
- Gdy tylko o tym usłyszałem, to od razu pomyślałem, że to jakiś przekręt. Przecież nikt normalny nam nie da takiej kasy. Słyszałem też, że ten deweloper to spółka powiązana z Cyprem. Jak się dowiedziałem, to pomyślałem, że to jakaś mafia, która odchodzi od narkotyków i idzie w nieruchomości. To jest za piękne. Przecież pod Warszawą mafia pruszkowska ma swoje osiedla – mówi mężczyzna w średnim wieku, dopalając papierosa przed swoim samochodem.
Opowiada, jak przez wiele lat musiał wynajmować mieszkanie i płacić wynajmującemu tyle pieniędzy, ile normalnie spłacałby w ratach bankowi. Tyle że bank nie chciał mu dać kredytu, bo nie miał zdolności. Zdecydował więc, że zamieszka na działkach.
- Ja bym sobie chętnie gdzieś do bloku poszedł – nie ukrywa. - Nie musiałbym ogrzewać, martwić się o opał, gaz. Gdyby prezes działek mi powiedział, że można dostać mieszkanie za działkę, to by dużo ludzi to wzięło. Ale my już wiemy, że to się nie uda. Ja już od kilku miesięcy w to nie wierzę i się już tym nie interesuję.
- Starsi ludzie się cieszyli, że to może dojść do skutku, ale wie pan, starsi ludzie wierzą we wszystko – komentuje jedna z kobiet, która wąską alejką zmierza ku swojej altanie. - A my wiemy, że ta sprzedaż nie jest możliwa. Zresztą teraz nie ma żadnych informacji, nie ma kogo o to spytać. Teraz dowiadujemy się o tym już tylko z internetu.
Sprawa ma trafić do śledczych
Blisko dwie trzecie ze 150 właścicieli działek wyrażało chęć na sprzedaż. Byli jednak też i tacy, którzy od początku oponowali. Ich wrogiem stał się prezes, który według nich, mocno nakręcał całą sprawę, tak by doszło do transakcji.
- Moim zdaniem ta sprawa to oszustwo, ponieważ działkowiec, który ma działkę, a nie należy do stowarzyszenia, w ogóle nie ma głosu. To absurd! – nie kryje swoich poglądów Wojciech Rutkowski, właściciel murowanego, zadbanego domu. - Nigdy nie wierzyłem, że dostaniemy po 450 tys. zł.
Rutkowski rozważa poinformowanie o sprawie prokuratury. Jest w trakcie pisania zawiadomienia. Jego zdaniem, mogło dojść do próby oszustwa lub kradzieży majątku działkowców i śledczy powinni to zbadać.
Miasto ma decydujący głos
Z naszych rozmów z działkowcami jasno wynika, że temat jest już dla nich zamknięty. Jednak Ryszard Wenzel, prezes ROD Kaczeńce, nadal sto na stanowisku, że to byłby doskonały interes dla działkowców, którzy mogliby np. dołożyć trochę i kupić mieszkanie za otrzymaną kwotę.
- Nie widzę jeszcze, żeby ta sprawa się zakończyła – komentował niedawno w rozmowie z WP. - Wciąż jesteśmy między młotem a kowadłem. Ale powiedziałem ludziom jedno: dopóki nie będzie na koncie pieniędzy, to my nie wchodzimy w ten temat.
Wszystko mogą jeszcze łatwo zablokować władze miasta (grunt jest miejski) i zapowiadają, że tak się stanie, jeśli stowarzyszenie dalej będzie chciało zbyć teren.
- Jeżeli miałoby dojść do sprzedaży terenów ROD "Kaczeńce", miasto skorzysta z prawa pierwokupu, ponieważ chcemy zachować ogrody działkowe na tym terenie - deklaruje Dariusz Wołodźko z gdańskiego urzędu miasta. - Ustawa daje nam możliwość nabycia prawa użytkowania wieczystego, w tym wypadku za jeden procent wartości.
Czy obawy działkowców są słuszne?
Gdański radny PiS Andrzej Skiba, który od dawna monitoruję tę sprawę, uzyskał opinię prawną warszawskiego adwokata Piotra Urbanka, który zwrócił uwagę na szereg zagrożeń i niejasności związanych z transakcją.
"Działkowcowi nie będzie przysługiwać roszczenie wobec inwestora, który nie będzie odpowiedzialny za sposób rozdysponowania środków przez stowarzyszenie. Brak jest także wyraźnych podstaw prawnych dla roszczeń działkowców wobec stowarzyszenia" - czytamy w opinii prawnika.
- Prezes twierdzi, że każdy miał dostać po równo za działkę, ale nie ma na to żadnego dowodu w postaci zapisu, który nie zostawiałby najmniejszych kontrowersji. Poza tym projekt umowy, jaka miała zostać zawarta, nie zabezpiecza praw działkowców z szeregu innych powodów. Wskazaliśmy na to w argumentacji prawnej - dodaje radny Skiba.
Coraz ciekawiej w "republice deweloperów"
Gdańsk jest czasem złośliwie nazywany "republiką deweloperów", ponieważ ceny nieruchomości, zwłaszcza w pobliżu morza, są jednymi z najwyższych w kraju, a wokół niektórych inwestycji pojawiło się sporo kontrowersji.
To nie pierwsze ogrody działkowe w Trójmieście, którymi mocno interesują się inwestorzy budowlani, ale ich pierwszy tak odważny ruch, by zaproponować działkowcom aż tak olbrzymie pieniądze.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski