"To jest kraj, w którym pracują tylko frajerzy"
Trzy na cztery nowe miejsca pracy na Wyspach biorą emigranci - lamentuje minister pracy i emerytur Iain Duncan Smith. Bo Brytyjczycy są leniwi i niewykształceni - odpowiadają pracodawcy.
O niekorzystnych proporcjach zatrudnienia minister alarmował już wcześniej, a teraz potwierdziło je Office for National Statistics (ONS), tutejszy odpowiednik polskiego GUS-u. Temat od razu podchwycił kochający inaczej emigrantów tabloid "Daily Mail". Statystycy dostarczyli amunicji zwolennikom tezy, że emigranci zabierają miejscowym pracę. Tym razem z precyzyjnym wyliczeniem - do końca marca tego roku zatrudnienie na Wyspach znalazło 334 tysiące emigrantów i 77 tysięcy obywateli Zjednoczonego Królestwa. Miejsca pracy powstały głównie w sektorze prywatnym, sfera budżetowa nadal zaś tnie etaty.
Minister Iain Duncan Smith niedawno apelował do pracodawców, aby preferowali przy zatrudnieniu obywateli brytyjskich. W przeciwnym razie, całe pokolenia będą żyły na zasiłkach. Biznes odpowiedział dość bezceremonialnie - młodzi Brytyjczycy są leniwi, źle wyedukowani i mają zbyt luzackie podejście do pracy.
Za paradoks trzeba uznać też to, że choć w pierwszym kwartale tego roku bezrobocie spadło o 26 tysięcy osób (czyli zmniejszyło się o 0,1%, z 7,8 na 7,7), to ilość ubiegających się o zasiłek dla bezrobotnych wzrosła niemalże tyle samo - o 24 tysiące osób.
ONS podaje, że w ubiegłym roku liczba mieszkańców Wielkiej Brytanii zwiększyła się o pół miliona. Statystykę również poprawili napływający emigranci oraz zwiększona liczba nowych narodzin, w czym Polacy mają niezaprzeczalny udział - ok. 20 tysięcy dzieci rocznie.
Opublikowane właśnie wyliczenia są wodą na młyn w kampanii na rzecz ograniczenia emigracji do Wielkiej Brytanii prowadzonej przez obecny rząd. Stale mówi się o przybyszach spoza krajów Unii Europejskiej. Powszechnie jednak wiadomo, że akurat, gdy idzie o miejsca pracy, to największą konkurencję dla miejscowych stanową właśnie emigranci z nowych krajów Unii. Chociaż, czy jest to konkurencja? Niestety, statystki nie mówią nic o rodzaju stanowisk pracy, jakie zajęli imigranci. Można jednak przypuszczać, że większość z tych prac nie należała do wysokopłatnych, po które ustawiały się kolejki chętnych.
Minister Duncan Smith ma niewątpliwie trudne zadanie. Z urzędu musi zachęcać do zatrudniania obywateli własnego kraju, a z drugiej strony być może zetknął się ze sloganem reklamującym usługi jedna agencji pośredniczącej w załatwianiu zasiłków: "Wielka Brytania to kraj, w którym pracują tylko frajerzy".
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy