"To bardzo ważny sygnał po tragedii z 10 kwietnia"
Zawiadomienie prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez załogę Jaka-40, która lądowała poniżej minimów pogodowych, to właściwy sygnał dla załóg, dowódców i dysponentów lotów - ocenił w rozmowie były pilot wojskowy.
25.02.2011 19:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Nie zdarzyło się to chyba do tej pory, choć były naruszenia regulaminu. To bardzo ważny sygnał, że po tragicznych doświadczeniach z 10 kwietnia tego typu zachowania nie będą tolerowane - powiedział rozmówca Polskiej Agencji Prasowej, który zastrzegł sobie anonimowość.
- Jest to sygnał pod adresem załóg, wykonawców lotów, ale także - i z tego się cieszę - pod adresem dowódców i osób zlecających loty - podkreślił. - Istotne, że jest to sygnał dla dysponentów transportu powietrznego, bo obok możliwego zarzutu sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w grę może wchodzić także sprawstwo kierownicze - dodał.
- Należy to traktować także jako przypomnienie, że posiadany stopień, pełniona funkcja nikogo nie uprawniają do łamania przepisów bezpieczeństwa; to bodziec, by pamiętać o odpowiedzialności za podwładnych i o tym, że to nie prywatny folwark - dodał były pilot wojskowy.
Jak zaznaczył, "lotnik nie lata sam dla siebie, ma postawione zadania do wykonania". Zwrócił też uwagę, że doniesienie do prokuratury to reakcja na konkretne wydarzenie. - Druga sprawa to, czy i w jaki sposób dowództwo planuje zmienić sposób traktowania ludzi i wykonywania zadań, tak aby pożądane zmiany wprowadzać nie działaniami doraźnymi i strachem przed prokuraturą, ale z przekonania, że tak trzeba. Jakie działania o charakterze systemowym zamierzają podjąć Siły Powietrzne, Sztab Generalny i MON - dodał.
Do prokuratury wojskowej wpłynęło w piątek zawiadomienie dowódcy Sił Powietrznych gen. broni Lecha Majewskiego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez załogę Jaka-40, który 10 kwietnia ub. r. lądował kilkadziesiąt minut przed katastrofą Tu-154 w Smoleńsku.
W uzasadnieniu wskazano, że komisja badająca incydent stwierdziła, iż załoga wykonała lądowanie w warunkach atmosferycznych poniżej minimalnych.
Gdy Jak-40 z dziennikarzami na pokładzie lądował w Smoleńsku 10 kwietnia ubiegłego roku, warunki na lotnisku były już bardzo trudne. Stenogramy rozmów świadczą, że kontrolerzy nie widzieli samolotu i zamierzali go skierować na drugi krąg.