Terroryści z Barcelony to już nie samotne wilki. Teraz do piekła trzeba posyłać całe watahy
Hiszpańscy policjanci zastrzelili 5 terrorystów. Zamachowcy staranowali punkt kontrolny na południe od Barcelony. Wcześniej w stolicy Katalonii terrorysta zamordował 13 ludzi i kilkadziesiąt ranił. Premier Mariano Rajoy mówi o "ataku dżihadystów", a Państwo Islamskie (ISIS) bierze na siebie odpowiedzialność, ale co to dokładnie znaczy?
18.08.2017 | aktual.: 18.08.2017 12:30
Lawina tragicznych zdarzeń zaczęła toczyć się już w środę, gdy terrorysta przygotowujący bombę zginął w "wypadku przy pracy" w miejscowości Alcanar na południe od Barcelony. Następnego dnia biały samochód dostawczy wpadł na słynny bulwar Las Rambla w stolicy Katalonii. Terrorysta uciekł drugim, zawczasu przygotowanym pojazdem. Policja łączy ze sobą oba te zdarzenia.
Nieco później inny samochód wpadł na punkt kontrolny na przedmieściu Barcelony. Kierowca poniósł śmierć, ale władze zaprzeczają, jakoby został zastrzelony. Trwa śledztwo i to zdarzenie można na razie pozostawić na boku. W sytuacjach ekstremalnych, w obliczu zagrożenia zamachami, nawet niepowiązane wypadki łatwo jest wiązać w jedną całość. Tutaj po prostu nie wiadomo.
Terroryści chcieli zginąć
Znacznie groźniejsze wydarzenie miało miejsce w piątek nad ranem. Grupa terrorystów staranowała punkt kontrolny na południe od Barcelony raniąc kilka osób. Samochód przewrócił się, a wychodzący zamachowcy zostali zastrzeleni przez policjantów. Mieli na sobie pasy szahida, czyli przymocowane do ciała ładunku wybuchowe.
Później okazało się, że to były atrapy, co jasno pokazuje intencje tych ludzi. Chcieli zaatakować ludzi a w przypadku konfrontacji z policją wymusić użycie broni. Po prostu chcieli zginąć i w swoim mniemaniu ponieść śmierć "za wiarę", czyli zostać męczennikami, szahidami.
Policja do tej pory zatrzymała trzy osoby w związku z zamachami. Ujawniono jedynie tożsamość Drissa Oubakira z Maroka, na którego nazwisko wynajęty został samochód użyty w morderczym zamachu w Barcelonie. Marokańczyk twierdzi, że nie miał nic wspólnego z atakiem, a dokumenty zostały mu skradzione. Oubakir sam zgłosił się na policję.
W drodze do raju fanatyków
Premier Rajoy ma rację wskazując na dżihadystów. Na pierwszy rzut oka widać związki z wcześniejszymi atakami z Londynu, Berlina czy Nicei. Wynajęcie samochodu jest zgodne z prawem a rozpędzona, dostawcza maszyna jest skutecznym narzędziem mordu. Cel również jest aż boleśnie oczywisty - zabić możliwie najwięcej przypadkowych ludzi w miejscu, które zapewni maksymalny rozgłos.
Zamachowiec zbiegł, ale zapewne nie po to, by na resztę życia zaszyć się w mysiej norze. Z pewnością dalej chce siać śmierć i zniszczenie aż trafi w objęcia hurys w raju islamistów. Celowo mówię przy tym o "raju islamistów" a nie "raju muzułmanów", gdyż wielu duchowych przywódców muzułmańskich wyraźnie podkreśla, że u boku Allaha nie ma miejsca dla morderców szerzących zbrodniczą interpretację Koranu. Niestety nie brakuje fundamentalistów, którzy rozumieją świętą księgę w sposób dosłowny i krwawy.
To już nie samotne wilki, tylko watahy
Najmniej istotne jest tutaj oświadczenie o wzięciu odpowiedzialności za zamachy przez ISIS. Islamiści rutynowo przyznają się do wszelkich ataków na "niewiernych" nawet, jeżeli nie stoi za nimi ani uporządkowana organizacja z łańcuchem dowodzenia, ani jasno wydane rozkazy. Sytuacja jest znacznie bardziej niebezpieczna.
Państwo Islamskie stworzyło atmosferę i ideologię, która przyciąga wszelkiego rodzaju frustratów, których nie brakuje wśród imigrantów i dzieci imigrantów. W Hiszpanii najczęściej są to ludzie z Afryki Północnej. Nie brakuje też konwertytów, jak otoczona niesławą Samantha Lewthwaite, brytyjska "Biała Wdowa".
Dzięki mediom społecznościowym mogą się komunikować i czerpać inspiracje. Najwyższej klasy fachowcy od manipulacji, ale także technicy, warunkują potencjalnych zamachowców, przygotowują ich mentalnie i podpowiadają metody działania i cele. Wielu z tych ludzi przeszło ponadto przeszkolenie wojskowe i nabrało doświadczenia w wojnach w Afryce czy na Bliskim Wschodzie.
Najbardziej niepokojąca jest skala ataku w Katalonii. Dotychczas mówiono o samotnych wilkach, czyli pojedynczych ludziach lub bardzo małych grupach, które uległy zbrodniczej ideologii. Tutaj terrorystów było kilku, a może kilkunastu. Ataki były wyraźnie planowane, o czym świadczy chociażby ucieczka z Barcelony. Najprawdopodobniej byli to jednak terroryści-amatorzy, a nie „profesjonaliści” z nowoczesną bronią i wysokiej jakości materiałami wybuchowymi.
Terrorystów trzeba słać do piekła i myśleć
Na szczęście w Katalonii, podobnie jak wcześniej w Londynie, pasy szahida okazały się atrapami, a jedyną ofiarą bomby był jej konstruktor. Dobrze zareagowali też hiszpańscy policjanci szybko odsyłając terrorystów do bram piekieł. To samo kilka miesięcy temu zrobili policjanci w Londynie. To sytuacje, które na nasze nieszczęście będą się powtarzać.
Musimy też pogodzić się z myślą o nowych barierach czy ograniczeniach, które pojawią się w naszym życiu. W Jerozolimie betonowe bloki tworzą bariery wokół szczególnie narażonych na samochodowe ataki przystanków komunikacji miejskiej. W Europie wkrótce zapewne okaże się, że bariery i barykady utrudniają dostęp do wielu atrakcji, a przy wejściach trzeba przejść kontrolę.
Wojna z ekstremistami szybko się nie skończy, ale żeby ją wygrać najpierw trzeba przestać tańczyć do melodii narzucanej przez ekstremistów, opanować emocje oraz w sposób racjonalny tropić i tępić zło. Warto też pamiętać, że w takiej sytuacji łatwo o nadużycia, na które także nie wolno zamykać oczu.
Konieczna jest też współpraca i jedność wewnątrz Europy. Obrzucanie się epitetami, obrażanie się czy podważanie swojej wiarygodności jedynie nas osłabia, a trzeba pamiętać, że wróg jest bardzo inteligentny, cierpliwy i potrafi adaptować się, by wykorzystać wszelkie słabości i nadarzające się okazje.
Jarosław Kociszewski dla WP Opinie