Terroryści w Manchesterze uderzyli tam, gdzie boli. Odpowiedź musi być stanowcza
Wyładowana gwoździami bomba w Manchesterze zabiła przynajmniej 22 osoby i raniła dziesiątki. Osoby? Nie, to zbyt bezosobowe. Wiele ofiar to dzieciaki z rodzicami przed salą koncertową. Terroryści uderzyli tam, gdzie naprawdę boli.
W tym przypadku kompletnie nieistotne jest, czy zamachowcem był samobójca czy nie. Nawet, jeżeli terrorysta miał bombę na sobie, to pełnił rolę "środka przekoszenia". Takich, niestety, jest wielu, a ich życie nie jest cenne. To drony, zombi, których setki wysyła się przeciwko wojskom koalicji w Iraku czy Syrii.
Brytyjscy saperzy szybko określą rodzaj materiału wybuchowego. Bomba pewnie nie okaże się dziełem inżynieryjnej sztuki. To nie ładunek, który Izraelczycy w 1996 r. umieścili w baterii telefonu komórkowego kluczowego, palestyńskiego terrorysty Yahyi Ayasha, „Inżyniera”, odpowiedzialnego za budowę bomb i wysyłanie terrorystów samobójców. Krótka rozmowa Ayasha z ojcem wystarczyła, żeby go jednoznacznie zidentyfikować, a przyłożony do ucha ładunek nie musiał być duży.
Terrorysta zaatakował przed salą koncertową w Manchesterze. Bomba zabiła i raniła wielu młodych ludzi
Za każdym zamachem ktoś stoi
Tak, za każdym zamachem ktoś stoi. Ludzie, organizacja, która określa cel, bo terror ma czemuś służyć i musi boleć. To drugie już osiągnęli, tak jak podczas ataku na klub Bataclan w Paryżu 13 listopada 2015 r. Miejsce beztroskiej rozrywki młodych ludzi. Rodzice odwożący pociechy na koncert. Wszyscy znamy te rozmowy: "spotkajmy się tu, na parkingu", "zadzwoń" i kluczowe "uważaj na siebie". Na bombę wypełnioną gwoździami nie można uważać. To losowanie niewinnych ofiar. Koszmar w czystej postaci.
Organizatorów, ludzi, którzy wysyłają samobójców i budują bomby trzeba tropić i eliminować. Mogą to być bezpośredni zleceniodawcy, "dowódcy", ale też ci, którzy tworzą atmosferę dla "samotnych wilków", szerzą zbrodniczą ideologię i udostępniają instrukcje działania. Ich po prostu trzeba dopaść i wymierzyć im sprawiedliwość.
Emocje nie pomagą eliminować morderców
Od tego są policje, wywiady, siły specjalne. Rzesze ludzi, którzy zawodowo się tym zajmują i odnoszą sukcesy. Oczywiście kłopot w tym, że do opinii publicznej docierają informacje o porażkach, czyli zamachach takich, jak ten w Manchesterze. Sukcesami nikt się nie chwali choćby po to, by nie ujawniać źródeł informacji i metod działania.
Z pewnością nie służy temu gorączkowanie się i wychodzenie na ulice pod wpływem emocji. Atakowanie cudzoziemców, wybijanie szyb w oknach, ani wykrzykiwanie czy wypisywanie na ścianach nienawistnych haseł nie pomoże pokonać zbrodniarzy.
Bezpośrednią walką z mordercami zajmują się ludzie, którzy wiedzą, albo przynajmniej powinni wiedzieć, co robią. Nie oznacza to, że trzeba pozostać całkowicie biernym. Przecież każdy może dowiedzieć się, jak reagować i co robić w sytuacji zagrożenia. Nie zaszkodzi nawet odświeżyć umiejętności udzielania pierwszej pomocy. Kilka prostych czynności, które mogą uratować życie.
Liczą się nawet proste rzeczy
W tej wojnie uczestniczymy też, często nie zdając sobie z tego sprawy. Narzekamy na rejestrację kart telefonicznych? Żyjemy w poczuciu bezpieczeństwa, które we współczesnym świecie jest luksusem i nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nawet tak prosta czynność zapobiega zamachom. Niezarejestrowane karty SIM pozwalają anonimowo i z bezpiecznej odległości detonować bomby. Dlatego w bardzo wielu krajach na świecie nikogo nie dziwi konieczność skopiowania dokumentu tożsamości ze zdjęciem przy zakupie karty SIM.
Elementem wojny z terrorem stały się nawet nasze domowe apteczki, z których znika najzwyklejsza woda utleniona, czyli nadtlenek wodoru o bardzo niskim stężeniu. Konstruktorzy chałupniczych bomb wykorzystują tę substancję o dużym stężeniu jako utleniacza do produkcji materiałów wybuchowych. Ograniczenia produkcji i dystrybucji nadtlenku wodoru mają utrudnić im zadanie.
Skutecznym i bardzo mało efektownym polem bitwy z terrorystami jest bankowość. Kontrola przepływów finansowych podcięła skrzydła starej Al Kaidzie i uniemożliwiła organizowanie dużych i drogich zamachów. Bezpieczeństwo na lotniskach jest oczywistością, o której nie trzeba już nawet wspominać. Nikogo nie dziwi czas spędzany w kolejnych kolejkach do kontroli. Tu każdy wie, że chodzi o jego życie, a każda pomyłka może doprowadzić do tragedii.
Polityczne rozgrywki przeszkadzają
Nadal nie wiemy dokładnie, kto stał za tym ostatnim atakiem. Wiemy natomiast, że zamachowiec z Westminsteru, który w marcu samochodem taranował ludzi, był Brytyjczykiem. Nie był ani imigrantem, ani uchodźcą. W przypadku Wielkiej Brytanii i innych krajów Europy, wielonarodowość i różnorodność religijna wynika z historii dokładnie tak samo, jak nasza homogeniczność religijna i etniczna.
To tylko jeden z elementów tej bardzo skomplikowanej rozgrywki. Wrogiem są jednak terroryści, fanatycy ukrywający się wśród zwykłych obywateli, którzy tak samo padają ich ofiarami. Odłamki bomby w Manchesterze nie wybierały ofiar z powodu koloru skóry czy wyznania. Wojna z terroryzmem szybko się nie skończy i w ten, czy inny sposób już nas dotyka.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
To czy przyjmiemy bądź nie przyjmiemy grupy uchodźców, nie ma tu nic do rzeczy. Posługiwanie się tym argumentem w kontekście terroryzmu jest najzwyczajniej w świecie niesmaczne, a może być szkodliwe, jeżeli utrudnia współpracę między sojusznikami. W tej chwili konieczna jest przede wszystkim mobilizacja i koordynacja działań służb odpowiedzialnych za zwalczanie terrorystów. Bez niej konflikt, w którym chcąc, nie chcąc uczestniczymy, będzie kosztował coraz więcej ofiar. Niestety możemy być jedynie pewni, że szybko się nie skończy i należy mieć nadzieję, że przynajmniej na czas jakiś spory ideologiczne uda się odłożyć na bok, bo wbrew pozorom jesteśmy po tej samej stronie barykady.