PublicystykaTerlikowscy: na spacerze z dziećmi również mamy radykalne poglądy

Terlikowscy: na spacerze z dziećmi również mamy radykalne poglądy

- Nie jest żadną tajemnicą, że na śniadanie jemy ateistę, a na kolację feministkę popitą krwią z agnostyków. Tak wygląda nasza dieta. Dzieciom również bardzo smakuje. A poważnie mówiąc, mamy odmienne poglądy od bardzo wielu osób, ale nie chodzimy za nimi, życząc im śmierci czy trollując ich strony. Jesteśmy chrześcijanami, ale to nie znaczy, że jesteśmy z innej planety – mówią Małgorzata i Tomasz Terlikowscy w rozmowie z Wirtualną Polską.

Terlikowscy: na spacerze z dziećmi również mamy radykalne poglądy
Źródło zdjęć: © Eastnews | Mariusz Gaczyński
Grzegorz Wysocki

- Nie jest żadną tajemnicą, że na śniadanie jemy ateistę, a na kolację feministkę popitą krwią z agnostyków. Tak wygląda nasza dieta. Dzieciom również bardzo smakuje. A poważnie mówiąc, mamy odmienne poglądy od bardzo wielu osób, ale nie chodzimy za nimi, życząc im śmierci czy trollując ich strony internetowe. Jesteśmy chrześcijanami, ale to nie znaczy, że jesteśmy z innej planety – mówią Małgorzata i Tomasz Terlikowscy w rozmowie z Wirtualną Polską. Terlikowscy, "najbardziej znienawidzona para w Polsce", opowiadają m.in. o tym, jak radzą sobie z internetowym hejtem, czy chcą narzucać swoje racje innym, czy poszliby do studia TV z Jerzym Urbanem oraz czy możliwe jest porozumienie także z kimś, kto kompletnie się z nami nie zgadza.

WP: Grzegorz Wysocki: Bałem się do was przyjechać.

Tomasz Terlikowski: Nie dziwi nas to. Wiadomo, że my tutaj mamy strzelby przygotowane, kosy na sztorc zawsze w gotowości.

Małgorzata Terlikowska: Przecież od początku, jak tylko pan się z nami umawiał na rozmowę, miło z panem rozmawiałam. Nie warczałam na pana, nie wyzywałam.

WP: Zdążyłem się też odpowiednio wcześniej pochwalić na Facebooku, że jadę do Terlikowskich na wywiad.

Małgorzata: I co, znajomi panu współczuli czy od razu wyrzucali ze znajomych za sam pomysł rozmowy z nami?

WP: Wychodzi na to, że w ogóle nie powinniśmy ze sobą rozmawiać. Czy macie świadomość, że jesteście być może najbardziej znienawidzoną parą w Polsce?

Razem: Mamy.

WP: I jak się z tym czujecie? Czy taka świadomość nie jest przerażająca? Pytam, bo nie wyglądacie mi na szczególnie tym faktem zmartwionych.

Tomasz: Nawet czekolady nie lubią wszyscy, to niby dlaczego nas mieliby wszyscy kochać?

Małgorzata:Gdybym się tym przejmowała, to bym nie wychodziła z domu. A wychodzę i, proszę sobie wyobrazić, nic złego się nie dzieje, nikt na mnie nie napada. Czasami tylko ktoś mnie zapyta, czy radzę sobie z piątką dzieci, ale ogólnie spotykamy się z bardzo pozytywnymi i przychylnymi komentarzami, ludzie się do nas uśmiechają… My również się uśmiechamy.

WP: Tak, tylko myślę o waszym, nazwijmy to, elektoracie negatywnym, a nie miłych przechodniach. Sam czuję się tutaj jak przybysz z jednej planety, który niespodziewanie odwiedził mieszkańców innej, odległej i bliżej mi nieznanej, planety.

Małgorzata:Czyli w zasadzie jak wszyscy, którzy widzą nas z piątką dzieci na ulicy.

WP: Na mojej planecie żyją głównie kawalerowie i panny. Na waszej – małżeństwa z krótszym lub dłuższym stażem. Na mojej mieszkańcy są najczęściej bezdzietni, na waszej dominują rodziny wielodzietne. Na mojej głównie bezbożnicy i heretycy, na waszej – wierzący i „katotalibowie”. Na mojej wielu mieszkańców wciąż wynajmuje mieszkania i marzy o stałej umowie o pracę, a co za tym idzie – o bezpieczeństwie i stabilizacji…

Tomasz: Ale my też mamy kredyt!

Małgorzata:I nie jesteśmy na etacie, tylko mamy własną działalność gospodarczą.

WP: Już na wstępie chcecie zepsuć moją sugestywną metaforę z planetami.

Małgorzata:(śmiech) Przepraszamy.

WP: Wróćmy więc na nasze planety. Przyjechałem do was po to, by dowiedzieć się, czy między naszymi światami możliwe jest jeszcze jakiekolwiek porozumienie. Czy potrafimy się jeszcze wzajemnie słuchać i czy możemy się dogadać? Mam co do tego poważne wątpliwości, ale wpuściliście mnie do swojego domu i zgodziliście się porozmawiać, więc może nie jest jeszcze tak źle…

Małgorzata: Jak pan widzi, nie żyjemy w okopach.

Tomasz: Nie zbudowaliśmy tutaj muru i nie postawiliśmy zasieków.

WP: Ale miałem świadomość, że jadę do jaskini lwa. Zadawałem sobie tylko pytanie, czy najpierw mnie ogłuszycie i dopiero potem zjecie, czy od razu zostanę przez was rozszarpany na żywca.

Tomasz: Nie jest żadną tajemnicą, że na śniadanie jemy ateistę, a na kolację feministkę popitą krwią z agnostyków. Tak właśnie wygląda nasza dieta. Dzieciom również bardzo smakuje.

WP: Czyli dobry ateista to smaczny ateista?

Tomasz:(śmiech) Można to tak ująć.

WP: A poważnie mówiąc – skądś ten mój strach się jednak wziął. Skąd bierze się ten rozziew pomiędzy tym, jak tutaj sobie rozmawiamy lub przypadkowym spotkaniem z wami na chodniku, a tym podkręconym, radykalnym wizerunkiem medialnym?

Tomasz: Ale my mamy radykalne poglądy! Na spacerze z dziećmi również mamy radykalne poglądy.

Małgorzata: Nie wiem, czy radykalne… Zdarza mi się czytać komentarze pod tekstami Tomasza. Pod swoimi nie czytam, bo i tak wiem, co tam znajdę. Ludzi kompletnie nie interesuje to, co Tomasz napisał. Mógłby napisać cokolwiek, wystarczy, że jest podpisane „Terlikowski”. Ludzie nie chcą dyskutować z poglądami. Ot, wyrzucą z siebie co im na wątrobie leży. Często bez ładu i składu, za to z błędami ortograficznymi.

WP: Dlaczego tak jest?

Małgorzata:Moim zdaniem ludzie często myślą sobie tak: my tego Terlikowskiego tak nienawidzimy, bo – przykładowo - mamy problem z pracą, rozpadła się nam rodzina, a jemu, cholera, wszystko wychodzi.

WP: Czyli zawiść?

Małgorzata: Ma jedną żonę od 17 lat, która go na domiar złego kocha i którą on kocha, ma pięcioro dzieci, jest szczęśliwy i zadowolony, ma poukładane pewne sprawy. I ludzi już to drażni. Poukładane, uporządkowane życie działa jak płachta na byka na tych, którym nie wyszło.

WP: Czyli sugerujecie, że internetowy hejt pod waszymi tekstami wcale nie bierze się stąd, że ludzie mają odmienne od waszych poglądy?

Tomasz:Wie Pan, ja mam odmienne poglądy od wielu osób, nawet bardzo wielu, ale nie chodzę za tymi osobami, życząc im śmierci czy trollując ich strony. Godzę się z tym, że ludzie są różni i prezentuję swoje zdanie, zamiast zajmować się hejtowaniem.

WP: Ale macie poczucie, że żyjecie na innej planecie niż ja i moi rówieśnicy?

Małgorzata: Niekoniecznie. Przecież część naszej rodziny jest młodsza, a część starsza. Część żyje tak jak my, ale większa część żyje zupełnie inaczej. To nie jest tak, że żyjemy w getcie czy amiszowej wiosce bez kontaktu z innymi. Jesteśmy tak samo zanurzeni w codzienności, mamy takie same problemy i walczymy z tymi samymi słabościami. Jesteśmy chrześcijanami, ale to nie znaczy, że jesteśmy z innej planety.

Tomasz: Nie wiem, czy tak jest również gdzie indziej, ale na pewno w Polsce głównym przykazaniem jest „Nie wychylaj się”. Kiedyś na oknach w pociągach był taki ostrzegający napis: „Nie wychylać się”. I w Polsce aż za bardzo sobie to przykazanie wzięliśmy do serca.

Jeśli ktoś jest feministką, to natychmiast będzie hejt, że pewnie baba brzydka i nikt jej nie lubi. I dokładnie tak samo jest, jeśli ktoś jest katolikiem i konserwatystą. Od razu pojawiają się sugestie, że pewnie ma nieudane życie seksualne i dlatego innym też chce zakazywać. I tak to się kręci. Ale, gdybym miał się tym przejmować, to bym musiał robotę zmienić i wtedy – ku uciesze wielu osób – mógłbym mieć już poglądy „jak wszyscy”.

WP: To wam raczej nie grozi.

Tomasz: Bo nie lubię mieć poglądów „jak wszyscy”. Mam takie poglądy, jakie mam. Naprawdę, radzę sobie z tym, że mnie pewna grupa ludzi nienawidzi. W publicznych sytuacjach nigdy nie spotkałem się z objawami nienawiści wobec mnie. Na ulicy nikt do mnie nigdy nie podszedł z awanturą, a raz tylko jakiś pijaczek próbował mnie zwymyślać, ale jakoś mu nie szło składanie wyrazów. Internet jest miejscem specyficznym i nie należy według niego kształtować swojego życia.

WP: Zgadzam się, ale dlaczego jesteście tak atakowani, wręcz znienawidzeni? Dlaczego jeden ze znajomych mówi mi przed naszym spotkaniem: „Naubliżaj im w moim imieniu”? Dlaczego drugi mówi: „Dosyp im czegoś do herbaty”? To, wbrew pozorom, nie są opinie jakichś patologicznych nienawistników, ale na dźwięk nazwiska „Terlikowscy” wiele osób reaguje tak, a nie inaczej. Takie zdania i tak silne emocje nie powstają w próżni, nie biorą się znikąd.

Tomasz:Nie mam pojęcia, dlaczego tak uważają. Niektórym się wydaje, że my ich osobiście atakujemy, bo oceniamy ich styl życia. My krytykujemy konkubinaty czy związki homoseksualne, a oni w takich żyją – i to sprawia, że reagują nerwowo na samą myśl, że komuś może się to nie podobać. Tyle, że to w istocie oznacza, że oni sami mają do swojego stylu życia stosunek niepoukładany. Mnie kompletnie nie obchodzi, jak kto ocenia małżeństwo. Żyję w nim i tyle. A ich to jednak strasznie rusza, co znaczy, że jednak mają z tym jakiś własny, wewnętrzny problem.

WP: Nie zgadzam się. Wydaje mi się, że aż tak silne negatywne emocje na wasz temat biorą się stąd, że bardzo często przesadnie radykalizujecie swoje opinie – czy to w tytułach, czy to paroma mocniejszymi zdaniami w tekście, które napisane zostały po to, by o tekście było odpowiednio głośniej, by był bardziej „szerowany”, cytowany, komentowany.

Małgorzata:Ale przecież sam pan pracuje w portalu internetowym i wie pan doskonale, jak to działa. Jak coś będzie nijakie i niewyraźne, to pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje.

WP: Wiem jak to działa, ale to nie znaczy, że mi się podoba. W efekcie macie więcej udostępnień i polemik, owszem, ale także dużo więcej hejtów i wyrazów nienawiści, większą radykalizację, jak również wysyp internetowych inicjatyw w rodzaju „Ruch wypier…nia Terlika w kosmos” czy „Odebrać dzieci Terlikowskiemu i oddać parze homoseksualnej!!!”. Warto?

Małgorzata: Przecież sam robił pan niedawno wywiad z Szymonem Hołownią, który jest dużo bardziej centrowy niż ja czy Tomasz, i co? Też się hejt leje, z jednej i z drugiej strony.

Tomasz: Pan mówi akurat o jednej grupie, ale mnie spotyka hejt z różnych stron. Część narodowej prawicy hejtuje mnie za filosemityzm. Część mnie hejtuje za to, że napisałem…

WP: Ale to takie kłótnie w rodzinie!

Tomasz:Kłótnie w rodzinie czasami bolą bardziej niż poza nią. Jeśli ktoś chce mieć wyraziste poglądy, to musi się liczyć z tym, że jakaś grupa będzie go hejtować. Wynika to w dużej mierze ze specyfiki współczesnej komunikacji i kształtu mediów, które bazują na konflikcie i plemienności.

WP: I wy się w to idealnie wpisujecie, prawda?

Tomasz:Nie wiem, czy idealnie, bo potrafimy narazić się również własnemu plemieniu. Moje opinie na temat Izraela i wsparcie, jakiego udzielam jego polityce na Bliskim Wschodzie, nie cieszą się szczególną popularnością, tak jak w pewnych środowiskach nie cieszyły się nią moje opinie na temat homolobby w Kościele czy lustracji.

WP: Zastanawiam się, czy wasze teksty - gdyby były one nieco inaczej napisane, gdyby były choć trochę łagodniejsze i mniej konfrontacyjne - czy wtedy – owszem, kosztem mniejszej klikalności i cytowalności, kosztem tego, że nie byłoby o nich tak głośno – nie budziłyby aż tak skrajnych emocji? I druga rzecz: czy nie kierujecie się z waszymi tekstami, ze swoimi przekazem, do wyłącznie już przekonanych? Czy, gdybyście nieco stępili pazury i język, nie bylibyście uważnie czytani również przez drugą stronę, która teraz tych tekstów nie traktuje poważnie i reaguje na nie, delikatnie mówiąc, dość alergicznie?

Małgorzata:Raz jeszcze odwołam się do przykładu Hołowni. Szymon cały czas mówi o tym, że nie wolno radykalizować i trzeba trafiać do tych nieprzekonanych, ale przecież na niego również wylewa się wciąż nowe kubły pomyj. Tak działa internet. Ci sami ludzie, którzy oplują go w internecie, w realu ustawią się po autograf i powiedzą, że to fajny gość (którym rzeczywiście jest).

Tomasz:Trzy rzeczy. Po pierwsze, każdy ma swój styl. Po drugie, przekaz odgrywa swoją rolę, gdy trafia szeroko, a nie wąsko. I po trzecie, są ludzie, i naprawdę bardzo cenię ich pracę, których rolą jest łagodne przekazywanie pewnych rzeczy. A są tacy, których rolą jest wkładanie kija w mrowisko. I my taką decyzję podjęliśmy.

WP: Ale dlaczego?

Tomasz:Dlatego, że aby się przebić przez chmurę informacyjną trzeba mocnych środków. Bez nich informacja czy przekaz do nikogo nie dotrze.

WP: Zapytam inaczej: czy to jest miłe, gdy reakcją na to, co piszecie i mówicie publicznie, jest nienawiść, hejt, skrajne emocje?

Małgorzata:Miłe na pewno nie. Tyle że to cena, jaką płacimy za wyrazistość. Zresztą nie ma chyba dziś osoby, czy to z prawa, czy z lewa, która nie doświadczałaby hejtu. Więc dlaczego mielibyśmy być wyjątkiem?

WP: Nawet mi, choć bardzo często się z wami nie zgadzam, było trochę przykro, gdy słyszałem od znajomych: „po co w ogóle chcesz z nimi rozmawiać?!”. Na waszym miejscu bym się załamał. *Tomasz:* (śmiech) Radzimy sobie z tym, proszę się o nas tak nie martwić.

WP: Załamałbym się i chyba zacząłbym myśleć, że może coś jest nie tak, może muszę coś zmienić, skoro reakcją na to, w jaki sposób nagłaśniam swoje poglądy, często jest nienawiść.

Tomasz:Życie toczy się także poza pana i moim Facebookiem. I zapewniam, że przyjaciół czy znajomych – z różnych zresztą stron – mamy w świecie realnym. Nie musimy ich koniecznie szukać w internecie.

Nie wciągnie nas pan w użalanie się nad sobą. Wyjątkowo tego nie lubię. Powiem tak: gdybym chciał, żeby mnie wszyscy lubili, to bym został leśniczym. Siedziałbym w lesie, nikt by o mnie nie słyszał, fajna robota.

WP: I byłby pan jak Bronisław Komorowski.

Tomasz: On jest myśliwym, proszę tego nie mylić z leśniczym. Nie mam akurat nic przeciwko myśliwym, jem mięso, ale osobiście nie lubię strzelać do żywych istot. Wolę sobie potrenować na strzelnicy. Natomiast jeżeli decyduję się na bycie „liderem opinii”, to liczę się z tym, że różnie mnie będą oceniać.

Małgorzata:Wie pan, jestem mało biegła w różnych nowinkach technicznych, i nie wiedziałam, że jest na Facebooku taki folder jak „Inne”. I któregoś dnia to otworzyłam. I znalazłam tam jeden wielki bluzg.

WP: Powinna pani poodpisywać.

Małgorzata: Ale po co? To nie ma sensu.

Tomasz:Ja czasami odpisuję, ale nie przy bluzgu. Gdy ktoś mi życzy śmierci, to nie nawiązuję z nim dialogu.

WP: Uparcie i może naiwnie wydaje mi się wciąż, że nie do końca chodzi o wasze poglądy. Przecież w Polsce mamy mnóstwo osób o poglądach prawicowych, konserwatywnych, mamy mnóstwo katolików. Upieram się, że chodzi o język, o formę tego przekazu, o radykalizację, o dociskanie gazu do dechy. Gdybyście byli „cywilizowaną” prawicą…

Tomasz:To by pana tutaj z nami dzisiaj nie było i nikt by o nas nie słyszał. A zresztą Fundacja Mamy i Taty zrobiła grzeczny spot („Nie zdążyłam zostać mamą”), w którym nie ma rąbnięcia i ostrości, a i tak spotkali się z mega hejtem.

Małgorzata: W wielu naszych tekstach też tego rąbnięcia nie ma. Naprawdę. Są miłe i grzeczne.

WP: Ale słychać tylko o tych, w których jest.

Tomasz:Mam świadomość, że podkręcanie powoduje pewne konkretne reakcje. I mam świadomość, że czym innym jest tekst pisany, a czym innym rozmowa w cztery oczy. Nie polemizuję z panem, że czasami problemem jest też forma. Ale głównym problemem jest to, że niemała część naszego otwartego i liberalnego społeczeństwa nie akceptuje prostego faktu, że ktoś ma inne poglądy.

WP: W drugą stronę jest tak samo. Niemała część naszego katolickiego i konserwatywnego społeczeństwa nie akceptuje prostego faktu, że ktoś ma inne poglądy.

Tomasz:I tak, i nie. Na czym polega różnica? My zakładamy, że Prawda jednak istnieje. I ona jest jakaś. To nie znaczy, że zawsze mamy rację.

WP: Ale swoje racje chcecie narzucić innym.

Tomasz: Nie. Ale zakładamy, że jesteśmy bliżej prawdy od tych, którzy twierdzą, że prawdy nie ma. Jeżeli ja zakładam, że prawda istnieje, to rozmowa z każdym jest sensowna, bowiem może przybliżać nas do poznania prawdy. Stwierdzenie jednak, że prawda nie istnieje, czyni debatę bezsensowną. Skoro jej nie ma, to cała rozmowa może nas prowadzić tylko do tego, że każdy ma swoją prawdę, i że w istocie wszystko to g… prawda. Zostaje nam więc tylko bełkot.

WP: To jest to, od czego zacząłem naszą rozmowę. Czy możemy się, mimo różnic, porozumieć? Czy rozmowa, a przynajmniej uważne wysłuchanie oponenta, jest możliwe?

Tomasz: Tak, oczywiście, ale dopiero, gdy wyłączymy kamery, mikrofony i dyktafony. Musimy zacząć od ustalenia założeń, z których wychodzimy. Musimy ustalić język, którym się posługujemy.

WP: I on nie powinien być tak radykalny.

Tomasz: Pan znów mówi o tym, co zrobić, żeby sobie fajnie pogadać. A ja mówię o tym, co zrobić, żeby przekroczyć tę granicę.

WP: Ale jaką granicę? Że ktoś przeciąga kogoś na swoją stronę?

Tomasz: Nie, żebyśmy się wzajemnie zrozumieli. Zrozumieli naprawdę. I, oczywiście, to nie oznacza, że my tak samo zaczniemy rozumieć rzeczywistość. Gdy rozmawiam z Tomkiem Stawiszyńskim, ateistą, to dochodzimy w pewnym momencie do miejsca, w którym, nie chcę powiedzieć, że rozmowa się kończy, bo rozmawiać możemy bez końca, ale nie ma już intelektualnie dokąd dalej iść.

WP: Dochodzicie do ściany.

Tomasz: Nie, nie o to chodzi. Dochodzimy do momentu, w którym ja się go pytam o sens. I on mi mówi, że jest sens rzeczy małych. Więc ja się pytam - jeżeli nie ma sensu rzeczy wielkich, to dlaczego miałby być sens rzeczy małych? A on na to, że dlatego, że wszystko nie może być absurdalne.

I teraz nie pójdziemy ani kroku dalej, nawet nie dlatego, że ja wierzę, a on nie, tylko dlatego, że w pewnym momencie nie ma dalej wspólnoty założeń. Możemy się dalej lubić, może nam się świetnie rozmawiać, możemy ze sobą współpracować, możemy się nawet zgadzać w jakichś cząstkowych sprawach. Ale kroku dalej nie zrobimy.

WP: Czyli w studiu możecie się dalej spotykać i ze sobą dyskutować, ale to będzie naskórkowe?

Tomasz: Media zawsze są naskórkowe.

WP: Niekończący się ping-pong.

Tomasz:Ping-pong to by jeszcze było pół biedy. Powiedziałbym raczej, że tajski boks. Natomiast tak naprawdę rozmawiamy ze sobą dopiero poza kontekstem studia telewizyjnego, poza kontekstem wywiadu.

WP: A czy macie tak, że z pewnymi rozmówcami, publicystami z drugiej strony, nie idziecie do studia i odmawiacie rozmowy?

Tomasz: Nie, my tak nie robimy. To raczej rozmowy z nami odmawiają różne osoby. Maria Czubaszek wręcz wciągnęła mnie na krótką listę osób, z którymi nie rozmawia. Nie inaczej jest z Magdaleną Środą.

Małgorzata:Ja raz odmówiłam. Odmówiłam występu z Marią Czubaszek, która publicznie zadeklarowała, że jedyną osobą, z którą ona by nigdy nie rozmawiała jest Tomasz, więc ja uznałam, że skoro ona nie chce rozmawiać z moim mężem, to ja nie bardzo chcę rozmawiać z nią.

WP: Czyli na przykład z Jerzym Urbanem byście do studia poszli?

Tomasz: A, racja, przepraszam. To jedyna osoba, z którą ja z kolei odmówiłem pójścia do studia. Ale odmówiłem nawet nie z powodu samego Urbana. Otóż zaproponowano mi rozmowę o Kościele z Jerzym Urbanem. To tak, jakby mi zaproponowano rozmowę o Żydach z Josephem Goebbelsem.

Małgorzata:A moja rozmowa z Marią Czubaszek miała być o macierzyństwie. Miałam rozmawiać o byciu matką z kobietą, która publicznie mówi o swoich aborcjach.

Tomasz: Ale generalnie nie odmawiamy, bo uważamy, że naprawdę z każdym warto rozmawiać.

WP: Rozmawiać czy się naparzać?

Tomasz:No właśnie. Uważam również, że rozmowa ma sens tylko wtedy, kiedy mówimy sobie to, co myślimy, a nie to, co druga strona chciałaby usłyszeć.

WP: Czyli – w praktyce – się naparzamy.

Tomasz:Czasami tak, czasami się naparzamy. To oznacza, że jeżeli ja uważam – a tak uważam, jestem głęboko o tym przekonany - że zarodek jest dokładnie tak samo człowiekiem jak ja, to będę o tym mówił. I będę mówił o tym, że zabicie zarodka jest tak samo zabiciem człowieka, jak zabicie osoby dorosłej. I nie będę tego ubierał w język, który nic nie mówi, by przypadkiem kogoś nie urazić.

WP: Tylko druga strona odpowie na to, że tak nie uważa i że pan się myli. I mamy koniec rozmowy albo coraz głośniejsze przerzucanie się inwektywami.

Tomasz: Niekoniecznie, bo teraz możemy zacząć wymieniać się argumentami. Możemy przejść do pytania, dlaczego ty tak uważasz, dlaczego nie uważasz tak i tak. Mamy ileś możliwości, a na końcu jest ten słynny argument, czyli paradoks myśliwego – jeżeli nie wiem, co się rusza w krzakach, czy to jeleń czy myśliwy, to nie strzelam. Jeżeli nie wiem, czy to jest człowiek czy nie, to nie wykonuję działań, które mogą go pozbawić życia.

Jest cała przestrzeń do rozmowy. Miałem kilka takich rozmów, na przykład z panią doktor Barbarą Czerską, filozofem, etykiem. Zaproszono nas do studia, żebyśmy się naparzali. I nie naparzaliśmy się. Mogliśmy rozmawiać, chociaż założenia i poglądy mieliśmy skrajnie odmienne.

Ale podkreślam raz jeszcze – rozmowa ma sens tylko wtedy, kiedy prezentujemy swoje poglądy, a nie poglądy, które uważamy, że są do zaakceptowania przez naszych rozmówców.

Rozmawiał: Grzegorz Wysocki, Wirtualna Polska.

*

Małgorzata Terlikowska - ur. 1976, etyk, redaktor, absolwentka Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej UKSW. Publikuje na portalu Fronda.pl. W tym roku opublikowała wraz z mężem książkę "Masakra piłą mechaniczną w domu Terlikowskich" (Wyd. Czerwone i Czarne).

Tomasz P. Terlikowski - ur. 1974, filozof, dziennikarz i publicysta, specjalizujący się w tematyce religijnej i bioetycznej. Redaktor naczelny Telewizji Republika, publicysta tygodników "Do Rzeczy" i "Gazeta Polska". Felietonista "Rzeczpospolitej". Autor ponad trzydziestu książek. Prywatnie mąż jednej żony i ojciec piątki dzieci. Mieszka w Warszawie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (928)