Telefon na stół, czyli jak wiceminister zapomina o bezpieczeństwie
Agent lub prowokator sięga po telefon polskiego wiceministra spraw zagranicznych. Używa oprogramowania szpiegowskiego. Kopiuje wszystkie dane. Pobiera korespondencję do rodziny, kontakty do najważniejszych polityków. Jest w posiadaniu informacji niejawnych, kluczowych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Ma hasła do kont na Facebooku, Twitterze, Messengerze. Prywatne wiadomości i zdjęcia. Niemożliwe? To właśnie mogło spotkać ministra polskiego rządu.
29.01.2020 | aktual.: 29.01.2020 15:24
Wtorek, poczekalnia dla gości w jednej z największych telewizji informacyjnych w Polsce. W pokoju pusto, na stole leżą dwa telefony. Co najmniej jeden z nich należy do wiceministra spraw zagranicznych, prof. Piotra Wawrzyka. Ten udziela właśnie wywiadu na żywo w telewizyjnym studiu.
Dostęp do telefonów – prywatnego (niezablokowanego, bez blokady ekranu, bez ustawionego hasła) i służbowego – sekretarza stanu w jednym z najważniejszych resortów w rządzie ma przez kilkanaście minut każdy, kto akurat jest w pobliżu.
Do poczekalni może wejść jeden z kilkuset pracowników przebywających w budynku telewizji. Sprzątaczka. Ochroniarz. Gość. Partner/asystent gościa. Dziennikarz. Współpracownik służb. Byle prowokator "pod przykryciem".
Prof. Piotr Wawrzyk jest wiceministrem ds. europejskich, prawnych, prawno-traktatowych, Narodów Zjednoczonych oraz konsularnych i parlamentarnych. Pełni zatem jedną z najważniejszych funkcji w swoim resorcie. Resorcie szczególnym z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Wokół którego "węszą" agenci wpływu i ludzie służb. Bynajmniej nie polskich.
Wiceminister najwyraźniej o tym zapomniał – być może nie pierwszy raz.
Minister zagrożony prowokacją
Podczas gdy Piotr Wawrzyk przebywa w studiu i udziela wywiadu, na ekranie jego prywatnego telefonu wyświetla się niezapisany numer (jak sprawdziliśmy później – przypisany do Uniwersytetu Warszawskiego). Okazało się, iż telefon członka polskiego rządu jest odblokowany i niezabezpieczony nawet blokadą ekranu, a odebrać może go każdy. I np. podszyć się pod osobę niepowołaną.
Kto wie, co znajdowało się na karcie pamięci telefonu polskiego wiceszefa resortu spraw zagranicznych. Przecież w takiej sytuacji można po ten telefon sięgnąć, sfałszować dane, przygotować kompromaty, przeprowadzić prowokację lub poznać i zdradzić kluczową z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa tajemnicę. Wystarczył jeden ruch palcem.
Pytania do MSZ
Zwróciliśmy się w tej sprawie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych z kilkoma pytaniami. Na oficjalną odpowiedź od MSZ nadal czekamy.
Gdy poprosiliśmy o komentarz samego wiceministra Piotra Wawrzyka, ten odpowiedział: "Trudno o komentarz. Jeżeli to jest temat wymagający dyskusji, w której uczestniczymy, to ok... Takie mamy zwyczaje. Ale nie wydaje mi się, żeby to był aż tak ważny temat. Aby uruchomić funkcję (w telefonie), trzeba skorzystać z linii papilarnych. Zablokowanie telefonu to jest jedno, a drugie – to dostęp do wrażliwych danych. Wrażliwe dane mogą być odblokowane tylko przy pomocy odcisku palca. Zablokowanie automatyczne telefonu następuje po 90 sekundach. Do danych wrażliwych nie może mieć dostępu nikt, kto nie ma mojego odcisku palca".
Tyle że wiceminister spraw zagranicznych miał na myśli swój telefon służbowy, również pozostawiony przez niego w poczekalni "bez opieki". Telefon prywatny, do którego dostęp mógł uzyskać każdy przebywający w poczekalni, nie był zabezpieczony żadną blokadą.
"Przerażająca ignorancja"
Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie specjalistę od technologii Jakuba Wątora. Dziennikarz WP TECH wyjaśnia: "Porzucony, niezablokowany telefon to marzenie każdego przestępcy. Oczywiście można zgrać z niego wszystkie dane, ale można też wysłać do wszystkich ze skrzynki kontaktowej SMS-y z wirusem – może uda się włamać też i na telefony tych osób. Albo wysłać komukolwiek groźby, a potem zrobić zdjęcie takiej wiadomości i postawić polityka w stan oskarżenia. Jeśli polityk miał na tym telefonie Messengera, wystarczy w rozmowach wyszukać na przykład frazę 'seks' lub 'pieniądze' i poszukać ewentualnych, być może kompromitujących polityka materiałów. Jeśli miał Twittera – zapewne powodzeniem cieszyłby się pozornie niewinny tweet wiceministra spraw zagranicznych np. o tym, że komuś należy wypowiedzieć wojnę. Gdy mamy w rękach niezablokowany cudzy telefon, możliwości są w zasadzie nieograniczone. Dlatego ignorancja Piotra Wawrzyka jest wręcz przerażająca".