Trwa ładowanie...
28-07-2006 13:03

Teczki wiecznie żywe

Akta komunistycznej bezpieki od lat zatruwają nasze życie. Hasło „zakończyć grę teczkami” postanowiono zrealizować metodą „raz kozie śmierć”.

Teczki wiecznie żyweŹródło: WP.PL
d4jb8rh
d4jb8rh

Przyjęta w ubiegłym tygodniu przez Sejm ustawa przesądziła, że lustracją będzie zajmował się Instytut Pamięci Narodowej. Wszystkie dokumenty osób pełniących funkcje publiczne będą dostępne dla każdego w czytelniach IPN, a informacje o ich aktach znajdą się w Internecie. Do pozostałych dokumentów będą mieć dostęp naukowcy i dziennikarze. Każdy będzie mógł dowiedzieć się, co jest w jego teczce, jeżeli nie był funkcjonariuszem bądź tajnym współpracownikiem bezpieki. Ci otrzymają jedynie dane ewidencyjne na swój temat. Pracodawca będzie mógł zwolnić pracownika, który w przeszłości był pracownikiem bądź tajnym współpracownikiem komunistycznej tajnej policji. IPN opublikuje spis funkcjonariuszy bezpieki oraz wykaz tzw. osobowych źródeł informacji, czyli tajnych współpracowników, kontaktów operacyjnych i służbowych.

Bez Sądu Lustracyjnego

Obowiązujący do tej pory model lustracji zakładał ograniczony krąg osób, ok. 25 tys., zobowiązanych do składania oświadczeń lustracyjnych, w których musiały się zdeklarować, czy były funkcjonariuszami organów bezpieczeństwa PRL lub ich współpracownikami. Prawdziwość tych oświadczeń badał Rzecznik Interesu Publicznego, konfrontując ich treść z zachowanymi dokumentami. Jeśli miał wątpliwości, czy oświadczenie jest zgodne z prawdą, kierował sprawę do Sądu Lustracyjnego, którego wyrok był ostateczny. Jeżeli uznano, że osoba składająca oświadczenie lustracyjne skłamała, była czasowo pozbawiona prawa do pełnienia funkcji publicznych. Twórcy przyjętej obecnie nowelizacji ustawy o IPN wyszli z założenia, że dotychczas obowiązujące procedury lustracyjne nie są skuteczne. Problem ma rozwiązać powszechna jawność i dostępność dokumentacji zgromadzonej w archiwach IPN. Zlikwidowane zostały Urząd Rzecznika Interesu Publicznego oraz Sąd Lustracyjny.

Ćwierć miliona zaświadczeń

Obecnie każdy ubiegający się lub sprawujący urząd publiczny będzie musiał wystąpić o stosowne zaświadczenie z IPN. Znacznie rozszerzono także katalog osób objętych lustracją. Są to m.in. radni i osoby pełniące funkcje w samorządach, pracownicy urzędów państwowych, dyplomaci, członkowie władz spółek z udziałem skarbu państwa oraz przedsiębiorstw państwowych, rektorzy wszystkich szkół wyższych, pracownicy naukowi, dyrektorzy szkół publicznych i prywatnych, szefowie związków sportowych, radcy prawni, notariusze, szefowie i wydawcy mediów publicznych oraz ogół dziennikarzy. W przypadku mediów prywatnych nie jest to jednak oczywiste. Jerzy Urban oraz redakcja „Nie” mogą zlekceważyć przepisy ustawy i nikt nic im nie zrobi.

Szacuje się, że procedurę lustracyjną będzie musiało podjąć ok. 250 tys. osób. W zaświadczeniu znajdą się informacje, w jakim charakterze dana osoba występuje oraz charakterystyka i sygnatury tych dokumentów. Zaświadczenia będą udostępniane danej osobie oraz publikowane w specjalnym rejestrze w Internecie. Istnieje możliwość zaskarżania treści zaświadczenia do mających powstać wydziałów lustracyjnych cywilnych sądów okręgowych. O ile jednak w poprzedniej procedurze to Rzecznik Interesu Publicznego miał obowiązek udowodnić przed sądem, że oświadczenie lustracyjne jest nieprawdziwe, teraz sam zainteresowany będzie musiał dowodzić swej niewinności. To zupełna zmiana całej filozofii lustracyjnej. Bez pokrzywdzonych

d4jb8rh

Nowa ustawa likwiduje status osoby pokrzywdzonej, nadawany do tej pory przez IPN osobom, które przez komunistyczną bezpiekę były zwalczane. Cztery lata temu wystąpiłem do IPN z wnioskiem o dostęp do swych materiałów i nadany mi został status pokrzywdzonego, z którego jestem dumny. Sądzę, że jego likwidacja nie jest dobrym pomysłem. Dzięki niemu bowiem nie tylko poznawaliśmy ludzi, którzy w przeszłości pomagali policji politycznej PRL, ale także tych, którzy z totalitarnym systemem walczyli. Oczywiście także dzisiaj osoby, które były zwalczane przez bezpiekę, będą mogły otrzymywać dokumenty na swój temat. Nie będzie się to jednak już wiązało z nadaniem specjalnego statusu. W 1999 r. IPN został powołany w dużej mierze właśnie z myślą o ludziach pokrzywdzonych przez system. Przekazując akta, jakie na ich temat gromadziła tajna policja polityczna PRL, państwo wyrównywało z obywatelem rachunki. Obecnie Instytut zajmować się będzie głównie lustracją. Obawiam się, że może to osłabić aktywność Instytutu na innych
polach – badań naukowych, działań edukacyjnych oraz ścigania zbrodni nazistowskich i komunistycznych.

Będzie bolało

Rozliczenie z państwem policyjnym, a takim zawsze była PRL, musi być zabiegiem bolesnym. Trzeba przypomnieć, że w ciągu 45 lat tajna policja zarejestrowała około miliona 250 tys. ludzi jako swych tajnych współpracowników. W ramach ujawniania list tajnych współpracowników szok będziemy więc przeżywali wiele razy. Zmarli nie będą już mogli nic powiedzieć na swoją obronę, żyjącym pozostaje, być może, długa droga dochodzenia sądowego swego dobrego imienia. Ale nawet ludzie, którzy byli pokrzywdzeni, a więc rozpracowywani przez SB, a będą chcieli uczestniczyć w życiu publicznym, muszą liczyć się z tym, że media – mając dostęp do ich teczek – będą w różny sposób interpretowały esbeckie notatki na ich temat. Do tej pory akta pokrzywdzonego były wyłącznie jego własnością. Teraz staną się powszechnie dostępne, o ile taka osoba będzie chciała działać publicznie. Ludzie inwigilowani i krzywdzeni przez bezpiekę będą po raz kolejny pokrzywdzeni, jeśli zagmatwane ludzkie życiorysy będą dostępne dla brukowych mediów.
Zadowoleni mogą być jedynie ci, którzy wówczas nic nie robili i nikomu się nie narażali albo należeli do PZPR i bratnich stronnictw. Nimi bowiem bezpieka się nie interesowała.

Ostatni dzwonek

Nowa sytuacja jest także wyzwaniem dla Kościoła. Wprawdzie nie powiodły się plany SLD, aby do składania zaświadczeń lustracyjnych zmusić także księży, ale przecież obecna koalicja nie będzie rządzić wiecznie. Gdy na wierzchołkach władzy nastąpi zmiana, nie będzie trudno o drobną nowelizację, która taki zapis wprowadzi. Trzeba się także liczyć z presją opinii publicznej, umiejętnie podgrzewaną przez media, aby zajrzeć do teczek księżowskich. Zwłaszcza że IPN ma teraz obowiązek publikacji list wszystkich tajnych współpracowników. Nigdzie nie wspomniano, że duchowni, którzy w tej roli zostali zarejestrowani, mają z tego zbioru zostać wyłączeni. Sądzę, że środowiska kościelne nie mogą marnować dalej czasu i, w ramach poważnych studiów naukowych, powinny spróbować zmierzyć się z tym niezwykle trudnym i delikatnym problemem.

W jednym worku

Klasa polityczna, nie tylko rządząca koalicja, ale i znaczna część opozycji, wyszła z założenia, że lepiej w sposób radykalny ujawnić wszystkie dokumenty bezpieki, dotyczące osób publicznych, i zakończyć na ten temat dyskusję, aniżeli chronić ich dobra osobiste, prawo do prywatności czy prawo do uczciwego sądu i miotać się między kolejnymi aferami lustracyjnymi. Obywatele, jeśli mają problem, niech się sami tłumaczą, albo włóczą po sądach. Zawsze głosiłem konieczność podjęcia rozrachunku z przeszłością i poznania pełnej prawdy o roli tajnej policji w życiu PRL. Jednocześnie byłem zdecydowanym przeciwnikiem wrzucania wszystkich do jednego worka. Każdy przypadek był inny, a także rodził zupełnie inne konsekwencje. Dramatu wielu Polaków oraz pełnej o nim prawdy z zaświadczeń wydawanych przez IPN odczytać się nie da.

Andrzej Grajewski

d4jb8rh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4jb8rh
Więcej tematów