Tatar jak złoto
W zakładach mięsnych "wołowe szaleństwo" za sprawą cen, które ucieszyły producentów i rolników: "Tak wysokie nie były jeszcze nigdy!" - zacierają ręce. Mniej powodów do radości mają klienci, tym bardziej że na obniżkę nie ma co liczyć - pisze "Gazeta Pomorska".
27.05.2004 07:00
Jak mówią w sklepie firmowym "Viola" przy ul. Gdańskiej i tak z wołowiną nie jest tragicznie, bo "są komunie" i mięso schodzi. Chociaż ceny rzeczywiście wzrosły. Jeszcze tydzień temu kilogram ligawy wołowej sprzedawali po 14,40 zł. Teraz trzeba za nią zapłacić 15,60 zł.
Klienci podwyżek raczej nie odczują, bo już od dawna kupują mało. "Poza tym latem zawsze mniej mięsa schodzi. Ludzie wolą bułkę z serkiem i sałatą" - przyznaje ekspedientka z "Violi".
"Wołowe szaleństwo" wywołali nabywcy z Zachodu, wykupujący masowo polską wołowinę, której cena - mimo podwyżek - jest dla nich wciąż konkurencyjna. "Zainteresowanie naszym mięsem zawsze było duże, a teraz wzrosło, bo nie ma już kontyngentów, które ograniczały eksport do krajów Unii Europejskiej" - tłumaczy Henryk Cieśliński, prezes Zakładów Mięsnych Polmeat w Brodnicy.
Zakłady mięsne pracują pełną parą. "Ubijamy dwa razy więcej bydła niż zazwyczaj" - mówi Cieśliński. Dostawcy zachęceni wysoką ceną, wyprzedają zwierzęta. Obecnie półtusze krów kosztują 5,5-6,5 zł/kg. Jeszcze droższe są ćwierćtusze byków: 7,5 -8,5 zł/kg. Szacuje się, że lada dzień ceny krajowe dogonią unijne i szanse, że po jakimś czasie spadną są niewielkie.
Spadnie za to popyt, ponieważ kupowanie w Polsce przestanie się zachodnim firmom opłacać (polskim krowom daleko jest do umięśnionych koleżanek z Niemiec, Włoch, czy Anglii). Nie oznacza to, że Unia przestanie importować wołowinę (od wielu lat kraje "starej" Wspólnoty borykają się z brakiem tego mięsa na rynku). Jednak zamiast do Polski skieruje się do Argentyny, gdzie produkowane jest tanie i smaczne mięso. Wołowina z Ameryki Południowej trafi także do Polski. (PAP)