Tarcza za wizy
Za zgodę na tarczę Czesi mogą dostać to, o co Polacy od lat bezskutecznie walczą w Waszyngtonie: zniesienie wiz. Polskie władze mnożą żądania za tarczę i za dwa lata mogą zostać z niczym.
Ten złom zablokuje wam odbiór ulubionych programów, a na wasze głowy zaczną spadać samoloty, w których wysiadło całe oprzyrządowanie” – straszy ogłoszenie na jednej z kilkudziesięciu czeskich stron internetowych poświęconych „kolejnemu pomnikowi amerykańskiego imperializmu”, który ma stanąć w Czechach.
Ten „pomnik” to potężny amerykański radar, który wraz z 10 wyrzutniami antyrakiet schowanych w silosach gdzieś w północnej Polsce ma stworzyć wschodnioeuropejski element amerykańskiego systemu tarczy antyrakietowej. Radar stanie 70 kilometrów od Pragi, na terenie starej bazy wojskowej Brdy.
Tak naprawdę nie tyle stanie, ile zostanie przeniesiony z Wysp Marshalla, gdzie Amerykanie postawili go 10 lat temu. Do obsługi wystarczy 200 Amerykanów, w tym 150 żołnierzy. Będzie to największy radar w tej części Europy. Jeśli tylko Czesi wyrażą ostateczną zgodę na jego budowę.
Organizacja pozarządowa
Prawicowy rząd Mirka Topolanka już zgodził się na tarczę, a premier zachodzi teraz w głowę, jak przekonać do swojej decyzji społeczeństwo. Nie będzie to łatwe, zważywszy na wyniki lokalnych referendów w powiatach sąsiadujących z przyszłą amerykańską bazą. Skorice – 164 głosy „przeciw”, jeden „za”; Trokavec – 70 do 1; Visky – wszyscy przeciw.
Te wyniki rodem z Korei Północnej nie są żadnym zaskoczeniem, bo ludzie naprawdę się przestraszyli– śmieje się Jír i Schneider z praskiego Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem. Zastanawiają mnie raczej ci dwaj rządowi tajniacy, którzy głosowali „za” w Skoricach i Trokavcu.
Czesi zaczęli oficjalne negocjacje w sprawie amerykańskiej tarczy antyrakietowej pod koniec stycznia, tydzień wcześniej niż polski rząd. Amerykanie chcieli, by negocjacje w Czechach i Polsce zaczęły się jednocześnie. Polska musiała poczekać, bo prawicowa Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS), która wygrała czeskie wybory w czerwcu ubiegłego roku, przez siedem miesięcy nie potrafiła stworzyć większościowej koalicji w czeskim parlamencie.
Przez siedem miesięcy Czesi śmiali się, że ich państwo jest największą organizacją pozarządową na świecie. Dziś o istnieniu koalicji decyduje dwóch posłów, których Topolanek wyłuskał z opozycji. Rząd trzyma się dzięki dwóm socjalistom, którzy nagle odkryli u siebie prawicowe poglądy– mówi Schneider.
Ale to właśnie oparty na tak znikomej większości czeski rząd okazał się stabilniejszym partnerem Amerykanów. Z poparciem kruchej większości parlamentarnej Topolanek dziarsko zabrał się do rozmów o radarze i od razu zgodził się na wszystko. Jesteśmy zdecydowanie za tym, aby amerykański radar powstał w Czechach jak najszybciej. To dla nas sprawa prestiżowa– oświadczył kilka dni po zawiązaniu koalicji.
Do Stanów bez wizy
Gdy emocje opadły, czescy dyplomaci zaczęli wszystko odkręcać. I wpadli na doskonały pomysł. Zamiast za naszym przykładem domagać się systemów obrony antyrakietowej Patriot, 200 milionów dolarów na modernizację armii, kontraktów na sprzedaż rodzimego sprzętu wojskowego i współkontroli nad bazą, poprosili tylko o jedno – zniesienie amerykańskich wiz.
Gdy pod koniec stycznia do Pragi przyjechał Daniel Fried odpowiedzialny w Departamencie Stanu USA za kontakty z Europą Wschodnią, czeska prasa była przekonana, że celem wizyty jest przyspieszenie rozmów o tarczy. Tymczasem na konferencji prasowej Fried oświadczył, że Czesi mogą liczyć na zniesienie wiz do USA w ciągu najbliższych dwóch lat. Dopiero później dorzucił, że temat tarczy również był poruszany.
19 stycznia Amerykanie oficjalnie zwrócili się do Czechów z zapytaniem, czy przyjmą na swoim terytorium element tarczy rakietowej. „Przypadkiem” pięć dni później w Pradze odbyło się spotkanie przedstawicieli amerykańskiego Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego z urzędnikami państw, które mają szanse na zniesienie wiz. Czeska delegacja jako pierwsza została zaproszona do USA w celu omówienia szczegółów. Amerykanie sugerują, że w przypadku Czech mogą zrezygnować z podstawowego warunku zniesienia wiz, czyli zejścia poniżej trzech procent odrzuconych wniosków wizowych– mówi „Przekrojowi” Kim Ashton z „The Prague Post”. Zamiast całej litanii żądań pod adresem Amerykanów Czesi skupili się tylko na wizach i za dwa lata będą latać do Nowego Jorku jedynie z paszportem.
Zniesienie wiz ma przekonać czeskie społeczeństwo, które jest przeciwne budowie amerykańskiego radaru. Według różnych sondaży od 60 do 70 procent Czechów nie chce amerykańskiej bazy w swoim kraju. To państwo zawsze musi całować kogoś w dupę– powiedział Radiu Wolna Europa uczestnik jednej z „antyradarowych” demonstracji, które systematycznie blokują centrum Pragi.
Radar USA w barakach Sowietów
Głównym argumentem przeciwników umowy z Amerykanami jest obawa, że Czechy zostaną wciągnięte w konflikt nuklearny. Czesi uważają, że radar ściągnie na nich pierwsze uderzenie, bo w wojnie rakietowej najpierw atakuje się radary wroga. Demonstranci odwołują się też do inwazji państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację. „1968 – Iwan do domu!, 2007 – John do domu!” – głosi popularne hasło demonstrantów. Smaczku sprawie dodaje fakt, że w bazie Brdy, gdzie ma stanąć radar, stacjonowała wcześniej Armia Czerwona. W Pradze działa już organizacja Ne Základnám (Nie dla Baz), która zarzuca polityków e-mailami z apelem o przerwanie negocjacji z Waszyngtonem. Bo to właśnie politycy, a nie społeczeństwo, zdecydują o radarze.
W Czechach nie można przeprowadzić ogólnonarodowego referendum na wniosek grupy obywateli, a lokalne referenda w powiatach nie mają żadnego znaczenia prawnego. Decyzję w sprawie radaru podejmie samodzielnie czeski rząd. Zgodnie z konstytucją parlament mógł jeszcze utrudnić zadanie premierowi Topolankowi, ale 11 maja ostatecznie sam pozbawił się wpływu na negocjacje z Amerykanami.
Debatę o radarze rozpoczęła opozycja, która wnioskowała, aby rząd przedstawił posłom wszystkie warunki umowy. Gdy ten wniosek upadł, komuniści zażądali przeprowadzenia referendum, na co koalicja również się nie zgodziła. Obrażeni komuniści nie chcieli już wracać do tematu i parlament nie uchwalił żadnych instrukcji dla rządu. W ten sposób premier Mirek Topolanek dostał wolną rękę w rozmowach z Amerykanami.
Jeżdżą po Europie i wyjaśniają
Czeski rząd bardziej przejmuje się opinią międzynarodową niż zdaniem czeskich posłów. Z tego powodu Topolanek postawił na nogi całą służbę dyplomatyczną– mówi „Przekrojowi” Ondrej Ditrych z Instytutu Stosunków Międzynarodowych w Pradze. Polskie władze przyjęły bierną postawę. Rosyjskie i europejskie zastrzeżenia do tarczy wrzucają do jednego worka i zamiast przekonywać do swoich racji, protestują przeciw wtrącaniu się w wewnętrzne sprawy kraju.
Pod koniec kwietnia prezydent Vaclav Klaus był w Moskwie i przekonywał Władimira Putina, że amerykańska tarcza w Europie Wschodniej w żaden sposób nie narusza rosyjskich interesów. Dwa tygodnie później w Berlinie czeski minister spraw zagranicznych Karel Schwarzenberg tłumaczył Angeli Merkel, że radar będzie w przyszłości elementem wspólnego, europejskiego systemu obronnego. Po spotkaniu ze Schwarzenbergiem kanclerz Merkel z uznaniem wyrażała się o wysiłkach dyplomatycznych czeskiego rządu.
Wizyty Klausa w Moskwie i Schwarzenberga w Berlinie bardzo poprawiły atmosferę wokół czeskich negocjacji z Amerykanami w sprawie radaru. Ale Schwarzenberg, a tym bardziej prezydent Klaus, potraktowali te wizyty kurtuazyjnie, bo obydwaj podkreślają, że decyzja w sprawie radaru zapadnie wyłącznie w Pradze– mówi Ditrych.
Polski rząd nie informuje
Międzynarodowe zabiegi Czechów dostrzegają również Amerykanie. Dwa tygodnie temu jedna z komisji amerykańskiego senatu ograniczyła Departamentowi Obrony fundusze na budowę wschodnioeuropejskiego elementu tarczy antyrakietowej. Z 310 milionów dolarów zostało tylko 160. Wstrzymane pieniądze były przeznaczone na bazę w Polsce. Amerykański senat może je z łatwością odblokować, ale sygnał ostrzegawczy dla Warszawy został wysłany.
Działania czeskiego rządu w sprawie amerykańskiej tarczy antyrakietowej nie spotkały się jak na razie z uznaniem polskiego rządu, nie mówiąc już o naśladownictwie. Wielostronne konsultacje z sąsiadami podpadają raczej pod definicję ukróconej przez PiS „polityki zagranicznej prowadzonej na kolanach”.
Polski rząd ma również inne zdanie, jeśli chodzi o wewnętrzną debatę w sprawie tarczy antyrakietowej. W Polsce ma ona wciąż wymiar ogólnikowy i hipotetyczny. Z prostej przyczyny: polscy obywatele wciąż niewiele wiedzą o negocjacjach z Amerykanami.
Bo w odróżnieniu do czeskiego rządu polski nie informuje, gdzie dokładnie będzie amerykańska baza, jakie trudności mogą spotkać mieszkańców okolicznych miejscowości i jaki będzie status prawny amerykańskich żołnierzy w Polsce. Polski rząd milczy, bo oficjalnie sam nie posiada takich informacji. Ale być może nie informuje społeczeństwa, dlatego że takie działania podpadałyby pod definicję „polityki wewnętrznej prowadzonej na kolanach”. Wobec obywateli.
Łukasz Wójcik