Tam nadal trwa Arabska Wiosna - utonie we krwi?
Syria stała się polem zażartej bitwy w geopolitycznej batalii, rozgrywanej o prymat na Bliskim Wschodzie między regionalnymi mocarstwami. W rozgrywce tej aktywnie uczestniczą również potęgi globalne spoza regionu - USA, Rosja, a nawet Chiny. Prezydent Syrii Baszar al-Asad ma wiele szczęścia, bo sytuacja międzynarodowa sprzyja trwaniu jego reżimu, mimo masowych protestów i demonstracji, które trwają od początku Arabskiej Wiosny. O tym, jak mogą potoczyć się losy syryjskiego powstania, pisze dla Wirtualnej Polski Jerzy T. Leszczyński.
Równo pół roku temu napisałem w komentarzu dla serwisu Konflikty.wp.pl, że Baszar al-Asad ma niezwykle dużo szczęścia, utrzymując się u władzy po kilku miesiącach masowych demonstracji i protestów, których nie waha się brutalnie tłumić przy użyciu wojska i służb bezpieczeństwa. Dziś, po pół roku od tamtej oceny widać, że reżim w Damaszku wciąż trzyma się nad podziw mocno i niestraszne są mu kolejne fale Arabskiej Wiosny, przetaczające się wzdłuż i wszerz regionu bliskowschodniego.
Reżim spajany strachem
Zarysowany wówczas, w czerwcu ubiegłego roku, obraz sytuacji w Syrii i wokół niej również wydaje się cały czas aktualny. Z jednej strony, wciąż mamy w tym kraju do czynienia z wyraźnym pokrywaniem się podziałów politycznych (a co za tym idzie sympatii i antypatii wobec reżimu) z podziałami wyznaniowymi i religijnymi. Władza Asada niezmiennie twardo opiera się na mniejszościowej grupie członków sekty Alawitów, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej spajanych strachem przed potencjalnymi represjami ze strony sunnickiej większości, bardzo prawdopodobnymi w sytuacji ewentualnego przejęcia przez nią władzy w kraju. Rząd w Damaszku skutecznie rozgrywa też obawy licznych w Syrii mniejszości chrześcijańskich przed "sunnickim fundamentalizmem". Działając w ten sposób, reżim Asada sprawia jednak tym samym, że kryzys wewnętrzny w Syrii w niepokojąco szybkim tempie zbacza na niebezpieczne obszary konfliktu o charakterze religijnym i wyznaniowym. A w tej części świata tego typu podłoże wszelkich kryzysów i niepokojów
zazwyczaj kończy się wyjątkowo nieprzyjemnie.
Z drugiej strony, dziś jeszcze wyraźniej niż kilka miesięcy temu widać, że Syria stała się polem zażartej bitwy w geopolitycznej batalii, rozgrywanej o prymat na Bliskim Wschodzie między regionalnymi mocarstwami. Uczestniczą w niej nie tylko szyicki Iran i sunnicka, konserwatywna Arabia Saudyjska (wspierana przez inne monarchie arabskie znad Zatoki Perskiej), ale też coraz bardziej asertywna na arenie międzynarodowej Turcja, szukający swego nowego miejsca w regionie Egipt, a nawet Izrael, dążący do wykorzystania sytuacji dla odzyskania choćby części inicjatywy strategicznej względem swych sąsiadów. Jakby tego wszystkiego było mało, w rozgrywce wokół Syrii aktywnie uczestniczą także mocarstwa globalne, spoza regionu - Stany Zjednoczone, Rosja, a nawet Chiny. Również i dla nich "kwestia syryjska" stała się w ostatnich miesiącach jeśli nie polem bitwy we wzajemnych rozgrywkach, to przynajmniej poligonem doświadczalnym, gdzie testuje się nowe rozwiązania polityczne i wykuwa przyszły kształt geopolityki Bliskiego
Wschodu.
Teheran, Moskwa i Pekin sprzyjają Asadowi
Tak, bez wątpienia młody Baszar al-Asad ma nadal dużo szczęścia. Skomplikowana sytuacja strategiczna regionu bliskowschodniego gra na korzyść satrapy z Damaszku i nic nie wskazuje na to, aby mogło się to zmienić w dającej się przewidzieć przyszłości. Pozornie izolowany na regionalnej arenie międzynarodowej, Asad niezmiennie cieszy się silnym poparciem Teheranu. Iran wspiera swego syryjskiego sojusznika nie tylko dobrym słowem i funduszami, lecz także dostawami uzbrojenia i obecnością w Syrii doświadczonych instruktorów i doradców z Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, którzy w 2009 r. skutecznie stłumili w zarodku rodzącą się prodemokratyczną rewoltę irańską. Co więcej, Irańczycy - być może zupełnie niechcący - w znaczący sposób przyczynili się w ostatnich tygodniach do zmniejszenia zainteresowania opinii światowej wydarzeniami w Syrii. Kwestia nałożenia przez USA i UE embarga na handel ropą z Iranem, eskalacja napięcia wokół strategicznej Cieśniny Ormuz i groźba wybuchu konfliktu w Zatoce Perskiej
sprawiły, że "ślimacząca się" rebelia syryjska zeszła nieuchronnie na dalsze miejsca w serwisach informacyjnych światowych mediów. Trudniej w tych niespokojnych czasach o lepszy prezent dla reżimu w Damaszku. Syryjski rząd ma też zapewnione silne i jednoznaczne poparcie ze strony Moskwy oraz Pekinu. Ta pierwsza za wszelką cenę chce uniknąć powtórki swego błędu sprzed dziewięciu miesięcy, gdy przez ewidentne niedopatrzenie nie zdążyła zablokować militarnych działań Zachodu przeciwko Muammarowi Kadafiemu. Dziś można być pewnym, że Rosja nie da się już przechytrzyć i będzie zażarcie bronić swego ostatniego na Bliskim Wschodzie sprawdzonego, tradycyjnego sojusznika. Z kolei dla Pekinu dążenie do utrzymania w Lewancie status quo ma szerszy wymiar geopolityczny - Państwo Środka nie jest wewnętrznie stabilnym monolitem (dość wymienić tu tlące się konflikty w Sinciangu i Tybecie), a liczne ostatnio przykłady skłonności Zachodu do interwencji (w tym nawet militarnych) w obronie fundamentalnych zasad i wartości
demokratycznych są dla Chińczyków powodem poważnego niepokoju. Chcąc uniknąć kolejnego niebezpiecznego precedensu, wolą już raczej brak decyzji niż zgodę na następne zdecydowane działania Zachodu, podejmowane w imię obrony praw człowieka i wartości demokratycznych.
Poparcie przeciwko Iranowi
Z drugiej strony, także państwa zaangażowane w Syrii po stronie opozycji zdają się nie mieć jasno sprecyzowanych, dalekosiężnych celów strategicznych, a powody udzielenia przez nie poparcia rebelii są mocno zróżnicowane. I wbrew pozorom, na pierwszym miejscu wcale nie chodzi tu o obalenie Asada ze względu na jego brutalność czy opresyjny charakter rządów (w tej części świata to wszak niemal reguła). Większość z krajów regionu, udzielając poparcia i pomocy syryjskiej opozycji, robi to bowiem w dużej mierze bardziej przeciwko Iranowi i jego rosnącym ambicjom regionalnym, niż kierując się szczytnymi hasłami i wartościami. Takie właśnie są np. główne motywy działania Arabii Saudyjskiej i szejkanatów znad Zatoki Perskiej, ale również i Turcja w dużym stopniu postrzega obecny reżim syryjski jako swoistą "ekspozyturę" interesów i strategicznych możliwości Teheranu. Nie bez znaczenia jest przy tym cicha rywalizacja między Ankarą a Rijadem, kto wyraźniej przyczyni się do obrony regionu przed zakusami heretyków z
Teheranu.
Mnogość aktorów międzynarodowych, zainteresowanych przysłowiowym wtrąceniem trzech groszy w kwestię syryjską sprawia jednak, że wszelkie inicjatywy mające na celu autentyczne zakończenie rozlewu krwi w tym kraju są skutecznie paraliżowane. Wzajemnie wykluczające się interesy mocarstw są więc paradoksalnie jedną z lepszych gwarancji dla trwania status quo w Syrii.
Opozycja podzielona
Pozycję dyktatury Asada umacnia też kilka innych czynników, z których najważniejszym są nasilające się tarcia i podziały wewnątrz antyreżimowej opozycji. Syryjska opozycja to miriady grup i grupek, reprezentujące - w sensie ideologiczno-światopoglądowym - całe spektrum postaw i poglądów politycznych, a jedyną rzeczą, która ich na razie łączy, to nienawiść do reżimu partii Ba'as i samego dyktatora. W tym sensie sytuacja w Syrii jest bardzo zbliżona do tego, co działo się (i dzieje) w Libii. I podobnie jak w przypadku libijskim - także w Syrii można najpewniej spodziewać się już wkrótce rozpoczęcia procesu dekompozycji obozu rebelii, i to zapewne jeszcze przed obaleniem władzy Asada. Trudno się dziwić takiej perspektywie - nawet sama Armia Wolnej Syrii (główne zbrojne ugrupowanie opozycji syryjskiej) jest wewnętrznie coraz mocniej spolaryzowane, głównie pod kątem światopoglądowym. Część z jej bojowników opowiada się za zbliżeniem z salafickimi islamistami (sympatyzującymi z ideami głoszonymi m.in. przez
Al-Kaidę), jako gwarancją sukcesu w walce z reżimem, inni wolą raczej pozostać na bardziej umiarkowanych ideologicznie pozycjach. Efekt jest zaś taki, że Asad wciąż trzyma się mocno.
Jak potoczą się losy rebelii syryjskiej? Wobec braku wyraźnych perspektyw na międzynarodową interwencję, a także ze względu na skomplikowaną sytuację geopolityczną wokół Syrii, obecna patowa sytuacja może trwać jeszcze całkiem długo. Nie można wykluczyć jednak wydarzeń, które popchną rozwój sytuacji w Syrii w najmniej spodziewanym kierunku. Ostatecznie Alawici - główna podpora i zaplecze reżimu w Damaszku - stanowią zaledwie niespełna 20% populacji kraju. Jak pokazuje historia, rzadko kiedy tak mała mniejszość może trzymać się długo u władzy w sytuacji masowego buntu uciskanej dotychczas większości. Podobnie, sytuacja rządu Asada może gwałtownie ulec pogorszeniu w przypadku osłabienia poparcia ze strony Teheranu, np. wskutek zaostrzenia sytuacji wokół kwestii irańskiego programu nuklearnego i konieczności skupienia się przez Iran na jego własnych problemach. Z całą pewnością najbliższe miesiące będą więc kluczowe dla przyszłości Syrii i wtedy też okaże się, ile tak naprawdę szczęścia miał Baszar al-Asad.
Jerzy T. Leszczyński dla Wirtualnej Polski