Tajny plan Trumpa to wielki blef? Generałowie dostali 30 dni
Przez całą kampanię wyborczą Donald Trump zapewniał, że ma plan walki z ISIS, lecz nie może go zdradzić. Wszystko wskazuje na to, że blefował. W jednym z prezydenckich dekretów Pentagonowi miesiąc na przedstawienie rekomendacji dotyczących strategii pokonania dżihadystów. Tymczasem jego pierwsze decyzje tylko ten cel utrudnią.
- Uwierzcie mi, na temat ISIS wiem więcej niż generałowie - zwykł mawiać Trump-kandydat podczas kampanijnych wieców. Teraz mocą dekretu tym samym generałom powierzył misję przygotowania strategii walki ze zbrodniczą organizacją. Przed objęciem prezydentury kandydat Republikanów o pokonaniu Daesz mówił wiele - zapowiadając, że ma plan, by zrobić to "bardzo bardzo szybko" - lecz nie podając praktycznie żadnych szczegółów swojego planu. Zapowiadał jedynie, że "rozpi... ISIS" bombardowaniami i że Stany Zjednoczone powinny "zabrać Irakowi ropę" (postulat ten powtórzył także po inauguracji w wystąpieniu w siedzibie CIA), odcinając grupę od źródła dochodów. Mówił też o konieczności współpracy z Rosją. Jak argumentował, reszty planu nie powinien zdradzać, by nie uprzedzać przeciwnika o swoich zamiarach.
- Wygląda na to, że strategią Trumpa na pokonanie ISIS jest pokonanie ISIS - ocenia dr Maciej Milczanowski, weteran misji na Bliskim Wschodzie i ekspert ds. terroryzmu. Jak mówi w rozmowie z WP, USA i inni główni aktorzy mają wystarczająco dużo środków i możliwości, by Daesz zostało pokonane w krótkim czasie. Główny problem jest jednak nie militarny, lecz polityczny.
- Brakuje po prostu woli politycznej najważniejszych graczy. Po Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza pod koniec kadencji Obamy było widać dużą determinację by to zrobić. Ale innym aktorom albo zależy na trwaniu konfliktu, albo żeby nie zrobili tego Amerykanie - mówi Milczanowski. - O ile w Iraku walka ta posuwa się naprzód, a USA wspomagają i dbają o koordynację różnorodnych etnicznie sił, to w Syrii sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana i jak pokazała konferencja w Astanie, USA są tam zmarginalizowane - dodaje.
Dotychczasowa strategia Ameryki opierała się na bardzo ograniczonym udziale wojsk amerykańskich i poleganiu na sojusznikach: w Syrii na kurdyjskich i arabskich partyzantach, w Iraku na siłach zbrojnych tego kraju. Jeśli Trump będzie chciał zwiększyć amerykańskie zaangażowanie militarne, będzie miał poważny problem: jego dekret imigracyjny zakazujący wstępu obywatelom siedmiu muzułmańskich krajów - w tym Iraku - znacznie skomplikował stosunki z Bagdadem. Iracki rząd, a szyiccy politycy i klerycy zaczęli nawoływać do pozbycia się amerykańskich wojsk z ich terytorium. Ale zdaniem ekspertów, dekret jest przeciwskuteczny także w szerszym sensie: wpisuje się bowiem w narrację dżihadystów o świętej wojnie między Zachodem i muzułmanami, prowadząc do radykalizacji. Jeden z amerykańskich generałów cytowanych przez portal Slate, że odwołanie dekretu powinno być pierwszym krokiem w strategii na rzecz pokonania ISIS.
- Nowa administracja nie zdaje sobie sprawy z tych konsekwencji. To, co mówi amerykański prezydent jest odczytywane na całym świecie i analizowane przez muzułmanów w wielu krajach - mówi Milczanowski. Jak dodaje, plan pokonania ISIS nie może się opierać tylko na "twardych" środkach. - Potrzebny jest dziś przede wszystkim plan polityczny, a dopiero potem militarny. Zaś do militarnego należy dołączyć działania humanitarne. Pokazał to w 2007 w Iraku generał Petraeus, który w ten sposób ustabilizował kraj. Podobną filozofię wyznaje nowy szef Pentagonu generał Mattis. I miejmy nadzieję, że będzie w stanie w ten sposób kierować myśleniem Trumpa - podsumował ekspert.