Tajemnicza śmierć księdza spod Garwolina. Znamy przyczynę śmierci
Bezpośrednią przyczyną śmierci proboszcza z parafii pod Garwolinem prawdopodobnie był rozległy udar mózgu - dowiedziała się Wirtualna Polska. 48-letni kapłan zmarł w szpitalu po tym, jak karetka przywiozła go z ranami zadanymi nożem w okolicach klatki piersiowej i szyi. Sprawę bada prokuratura, która prawdopodobnie rozdzieli te dwa wątki.
Przypomnijmy, że ksiądz Jerzy Przechodzeń został ciężko ranny na terenie plebanii przy kościele w Miętnem (miejscowość tuż obok Garwolina). Do tragedii doszło 1 września. Z naszych ustaleń wynika, że znalazł go mężczyzna, który rano przyszedł na umówione spotkanie. Ksiądz nie otwierał drzwi i nie odbierał telefonu, a na miejscu pojawiła się druga osoba, która pomogła wybić szybę i dostać się do środka.
Tajemnicza śmierć proboszcza spod Garwolina
Rannego księdza zabrało pogotowie, a na miejscu pojawiła się też policja, która zabezpieczyła zakrwawiony nóż. Jak udało nam się ustalić, duchowny w momencie przyjazdu karetki był jeszcze przytomny.
48-letni proboszcz zmarł w szpitalu po kilku dniach, a sprawę od policji przejęła prokuratura. Śledczy czekają na ostateczną opinię biegłego lekarza medycyny sądowej, ale prowadzą też kolejne czynności: w tym czasie przesłuchują świadków, zbierają dowody i analizują zebrany do tej pory materiał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Wielka Brytania w żałobie. Jak Londyn przygotowuje się na pogrzeb królowej?
- Ze wstępnych ustaleń wynika, że do śmierci mężczyzny nie przyczyniły się osoby trzecie, dlatego prowadzimy postępowanie w kierunku art. 151 Kk. Oczywiście w przypadku nowych dowodów nie wykluczamy zmiany kwalifikacji tej sprawy - mówi nam Leszek Wójcik, prokurator rejonowy z Garwolina.
Art. 151 Kk mówi: "Kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu".
Śledczy czekają na ostateczny wynik sekcji zwłok, ale jak udało nam się ustalić w kręgach zbliżonych do śledczych, biegli sądowi jako bezpośrednią przyczynę śmierci wskazują rozległy udar mózgu.
Co to oznacza dla postępowania? Prokuratura nie chce spekulować dopóki na biurko prowadzących sprawę nie trafią pełne wyniki sekcji.
Mieszkańcy wstrząśnięci
Mieszkańcy okolicznych miejscowości są wstrząśnięci i nie wierzą, że ksiądz mógł popełnić samobójstwo. Dowiedzieliśmy się od nich, że proboszczem w Miętnem został niedawno. Był jedynym kapłanem sprawującym tam posługę. Przed 1 lipca zarządzał parafią znajdującą się w sąsiedniej wsi - Marianów.
- Ludzie otaczali go ogromnym szacunkiem i życzliwością. Opinia o nim jest bardzo pozytywna. Pracował tu 11 lat. Miał 1200 parafian z siedmiu wiosek. Nie spotkałem ani razu krytycznego zdania o nim. Wszyscy mówili, że był bardzo życzliwy i oddany. Parafianie pomagali mu nawet w ostatniej przeprowadzce i remoncie - mówi nam nowy proboszcz z Marianowa, Andrzej Duklewski.
- Nikt u nas nie wierzy w oficjalną wersję o samobójstwie. Czekaliśmy na jego urodziny, które miał mieć w listopadzie. Do tej pory nie dociera do mnie to, co się stało. U nas jest mała wspólnota, dlatego każdy go znał. Zawsze był pomocny, uśmiechnięty i dobry nie tylko jako kapłan, ale też jako człowiek - dodaje parafianka Agata Figurska.
Ksiądz Jerzy dwa dni przed tragedią miał przystąpić do spowiedzi. W sierpniu zdobył tytuł nauczyciela mianowanego. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że miał problemy zdrowotne, w związku z którymi miał kilka razy zemdleć. Prawdopodobnie nasiliły się one w ostatnim czasie, bo w szkole, gdzie uczył religii, złożył wniosek o przejście na urlop chorobowy.
- Córka była kiedyś lektorem w kościele. Dla mnie to był bardzo dobry proboszcz. Nikt o nim złego słowa nie powie. Nic nie wskazywało, żeby miało dojść do takiej tragedii. Nie miał przecież żadnych konfliktów - podsumowuje parafianka Ewa Zalewska.
Pogrzeb duchownego odbył się w 9 września po czterech dniach od jego śmierci. Proboszcz spoczął na cmentarzu parafialnym w Marianowie.
Jak podawał serwis egarwolin.pl, w ceremonii uczestniczył biskup diecezji siedleckiej Kazimierz Gurda, który wspominał zmarłego, "jako gorliwego i dobrego pasterza, dbającego o piękno liturgii, zawsze pełnego życzliwości i chęci pomocy każdemu, kto jej potrzebował"
- Nikt z nas nie wie, co wówczas się stało. Nikt z nas nie jest w stanie wyjaśnić do końca, co się wówczas wydarzyło. Zapewne będzie to przedmiotem dalszych badań i poszukiwań. Tajemnica tej nocy została zabrana przez księdza Jerzego - mówił podczas pogrzebu biskup.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj również: Zabił trójkę dzieci. Nie trafi do więzienia?