Dramat mieszkańców Warszawy. Wśród poszkodowanych aktorka
Popękane ściany, sufity, elewacje - w takich warunkach mieszka kilka rodzin na warszawskim Zaciszu. - Boimy się, że w końcu dojdzie do tragedii. Nie możemy spać po nocach, nie wiemy, co dalej. Kiedy ktoś naprawi nasze domy? - pytają w rozmowie z Wirtualną Polską. Jedną z osób, z którymi rozmawialiśmy, była też aktorka Elżbieta Jodłowska.
Warszawskie Zacisze to miejsce, gdzie króluje zabudowa jednorodzinna. Osiedle powstało na terenach dawnych mokradeł, dlatego nie powstały tutaj bloki. Do tej spokojnej i cichej okolicy niedługo możliwy będzie dojazd metrem. Wszystko dlatego, że u zbiegu ulic Rolanda i Figara powstała kolejna stacja II linii.
- Wcale się z tego nie cieszymy, bo drążenie tuneli zniszczyło nasze domy - mówi grupa mieszkańców z okolicznych ulic.
Na spotkanie z dziennikarzem Wirtualnej Polski przyszło kilkanaście osób. Cztery zaprosiły nas do swoich domów i pokazały, jakie uszkodzenia powstały w ciągu ostatnich dwóch lat, czyli od momentu, kiedy rozpoczęła się budowa podziemnej kolei.
Zaczynamy w gabinecie dentystycznym przy ulicy Rolanda. Przyjmująca tam stomatolog zaprasza nas do środka. Na drzwiach wejściowych widzimy dużą żółtą kartkę. "UWAGA!!! Budynek grozi zawaleniem. Zakaz użytkowania wydzielonej części budynku".
- Proszę tylko zobaczyć, co stało się z recepcją. Cała ta duża część jest wyłączona z użytkowania i oddzielona od reszty budynku. Miałam tu przestrzeń - kącik dla dzieci. W środku były stanowiska dla trzech stomatologów - teraz czynne jest tylko jedno. Nie działa solarium, które musieliśmy złożyć i schować do piwnicy - pokazuje nam Iwona Sobiech.
- Popękały ściany, elewacje, powstały ubytki w sufitach. W narożniku nastąpiło tąpnięcie o jakieś sześć centymetrów. Rynna, która była tuż przy budynku, odchyliła się. Do piwnicy przez ubytki wlatuje woda. Zrobił się grzyb. Cały dom jest w opłakanym stanie. I tak od dwóch lat - wymienia.
Kobieta twierdzi, że wykonawca metra rozpoczął naprawę, ale nie wykonuje jej starannie. - Zrobili projekt. Zatrudniłam inspektora nadzoru budowlanego i okazało się, że nawet te naprawy są źle wykonywane - mówi Sobiech.
- Mieszkam na górze i się po prostu boję. Wielokrotnie byłam wyrywana z łóżka, bo słyszałam trzaski. Nie mieści mi się w głowie, że pęknięcia na elewacji nazywane są "delikatnymi zarysowaniami". Pacjenci, którzy do mnie przychodzą, pytają, czy nic im na głowę nie spadnie. Miałam taką sytuację, że jeden z nich zrezygnował z wizyty. To są dla mnie ogromne straty, a muszę jeszcze spłacać kredyt hipoteczny - podsumowuje.
Kolejny dom, który odwiedzamy, znajduje się dosłownie kilka metrów od stacji Zacisze. - To, co zrobili z garażem, przechodzi ludzkie pojęcie. Wjazd i wyjazd z garażu jest umiejscowiony pomiędzy wejściem do metra a windą do metra. Wyjeżdżając z garażu, można na kogoś najechać. W dodatku przez budowę zapadła się brama i nie mogę jej otworzyć - wymienia Małgorzata Dorobek.
Kiedy wchodzimy do domu, pokazuje nam takie same uszkodzenia, jakie mają jej sąsiedzi. - Przecież to nie są zwykłe zarysowania - twierdzi.
- Moja nieruchomość mocno straciła na wartości. Powołam rzeczoznawcę, który to wszystko wyceni. Chciałabym, żeby też naprawili pęknięcia, ale skąd mam mieć pewność, że zrobią to dobrze? - zastanawia się.
- Najbardziej denerwuje mnie to, że tuż obok ściany zrobili wejście do metra. Nie dość, że jak wyjrzę przez okno, to je widzę, to jeszcze zasłania mi światło słoneczne - podsumowuje Dorobek.
Kolejny dom, który odwiedzamy, znajduje się tuż nad tunelem metra. - Na czas drążenia kazali nam zamieszkać w hotelu. Kiedy początkowo nie chciałam, jedna z pracownic zapytała, czy na pewno chcę słuchać, jak pękają ściany w moim domu. Zabrałam kota i ostatecznie się zgodziłam. Wiem, że sąsiad nie chciał i straszyli go policją - opowiada z kolei Jadwiga Szepielow.
Po kilku dniach mieszkańcy Zacisza mogli wrócić do swoich domów, ale - jak relacjonuje nam pani Jadwiga - powrót był dla niej "szokiem". - Musieliśmy wejść w kaskach i z komisją, która sprawdzała stan techniczny. Zobaczyłam spękania, których wcześniej nie było. Pan z nadzoru budowlanego powiedział, że w kilku miejscach trzeba koniecznie wstawić nadproża. Ale w oficjalnej dokumentacji jego słów nikt nie zapisał - twierdzi kobieta, która po kolei pokazuje uszkodzenia w każdym z pomieszczeń.
- Metro i ubezpieczyciel twierdzą, że to nie są spękania. Kiedy chciałam przy komisji stłuc je młoteczkiem, by zobaczyć ich głębokość, zabroniono mi. Usłyszałam, że przecież nie będę mieszkać w brzydkim pokoju z rozbitymi ścianami - mówi.
Kobieta przyznaje, że dostała propozycję odszkodowania. Twierdzi jednak, że kwota jest zbyt mała na wykonanie remontu. - Absolutnie nie zgadzam się z tym, co napisali. Będę się odwoływała. Ta cała sprawa jest dla mnie bardzo kłopotliwa - podkreśla.
Ostatni dom, który odwiedziliśmy, znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej. - Z tego powodu, że nie znajdujemy się nad tunelem, metro pominęło nas w jakimkolwiek odszkodowaniu. Stwierdzili, że znajdujemy się poza strefą oddziaływań. Ale ja się z tym nie zgadzam. Bezpośrednie oddziaływanie na nasz budynek miały inwazyjne roboty, jak odwadnianie terenu i intensywny transport ciężkiego sprzętu i materiałów. Proszę zobaczyć, jakie uszkodzenia pojawiły się trakcie budowy - pokazuje nam Elżbieta Skierska.
Kobieta twierdzi, że obok jej domu przejeżdżały maszyny z ciężkim sprzętem. - To też miało ogromny wpływ na pęknięcia, które mam na ścianach. Metro powinno wziąć odpowiedzialność za wszystkie zniszczenia. Sam fakt, że została naruszona jezdnia za moim płotem, powinien o czymś świadczyć - dodaje.
- Odwołałam się do Inspektora Nadzoru Budowlanego i czekam na ich opinię. Mam uszkodzony dom i nie stać mnie na jego remont. Nie mam pieniędzy też, by wynająć profesjonalnego rzeczoznawcę, który oceniłby, jaki wpływ mogła mieć na to budowa metra - podsumowuje.
Jedną z osób, z którymi rozmawialiśmy, była też aktorka Elżbieta Jodłowska, która twierdzi, że z powodu uszkodzeń domu wyprowadzili się lokatorzy wynajmujący od niej budynek. Aktorka na swój koszt przeprowadziła remont i teraz ubiega się o zwrot kosztów i odszkodowanie.
O sprawę zapytaliśmy warszawski ratusz, jednak usłyszeliśmy, że zajmuje się nią firma budująca metro - Gülermak Sp. z o.o.
- Bardzo dobrze znamy tę sprawę. To jest grupa mieszkańców, która nie zgadza się z wycenami przedstawionymi przez niezależnych rzeczoznawców. Od 12 lat budujemy metro w Warszawie i jeszcze nigdy nie spotkaliśmy się z taką grupą - mówi Bartosz Sawicki z Gülermak Sp. z o.o.
Pytamy o każdy opisywany przez nas budynek. - W pierwszym przypadku należy wskazać, że właścicielka otrzymała już odszkodowanie za przestoje w działalności gospodarczej i uszkodzenia, które powstały w wyniku budowy. Naprawiając te uszkodzenia, okazało się, że budynek posiadał wady ukryte, np. w stropie poprzecinane były pręty zbrojeniowe. Niemożliwe, żeby te uszkodzenia powstały w wyniku drążenia tuneli. Mieszkanka tego budynku w wywiadach mówi nieprawdę, a my byliśmy wielokrotnie wzywani do niepotwierdzonych zgłoszeń z jej strony. W związku z tym wezwaliśmy ją do zaprzestania naruszania dóbr osobistych - twierdzi Sawicki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: "Gliniana chata" w nowoczesnym standardzie. 250 tys. zł pod klucz za dom całoroczny
- Jeżeli chodzi o budynek obok wejścia do metra - my wykonaliśmy prace zgodne z projektem, który dostaliśmy od miasta. Nie możemy zmienić tych lokalizacji. Procedura jest taka, że w przypadku ingerencji w nieruchomość, wojewoda może ją wywłaszczyć. Tak się stało w tym przypadku. Pani już dostała odszkodowanie od wojewody i teraz próbuje te same pieniądze otrzymać od nas. Dlatego spotkała się z odmową - wyjaśnia rzecznik wykonawcy.
- W trzecim opisywanym przypadku mieszkanka dopiero 1 września odniosła się do naszych pism, a kosztorys otrzymała osiem miesięcy temu. Mimo prób kontaktu z naszej strony nie kwestionowała wcześniej jego wysokości - twierdzi Sawicki.
- Co do ostatniej nieruchomości, to podkreślam, że na nieruchomościach, drogach i ulicach są zamontowane czujniki, które badają zachowanie infrastruktury z dokładnością do dziesiętnych części milimetra. Na całym odcinku zamontowaliśmy ponad cztery tysiące czujników. Dom, o którym pan mówi, jest poza strefą oddziaływania budowy metra. To nie jest tak, że zabrakło kilku metrów - ta odległość wynosi ponad 84 metry - podsumowuje.
Sprawą Iwony Sobiech zajmuje się Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego. "Organ powiatowy nałożył na wykonawcę robót budowlanych - Gülermak Sp. z o.o., obowiązek sporządzenia i dostarczenia stosownych opracowań technicznych, zgodnie z wytycznymi Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, którymi organy nadzoru budowlanego są związane" - w imieniu WINB na nasze pytania odpowiedział wydział prasowy wojewody mazowieckiego.
Jak czytamy w dalszej odpowiedzi, WINB nie będzie rozpatrywał, kto odpowiada za uszkodzenia. Mieszkańcy Zacisza, by to ustalić, mogą wystąpić na drogę sądową.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski