PolskaTajemnicza śmierć 4,5-letniej Ewy - sprawa wraca do sądu

Tajemnicza śmierć 4,5‑letniej Ewy - sprawa wraca do sądu

Prokuratura Rejonowa w Rudzie Śląskiej ma ponownie zbadać sprawę śmierci 4,5-letniej Ewy - zdecydował sąd. Dziewczynka zmarła w 2009 r. w szpitalu po zaledwie dwóch dniach choroby o częstych u dzieci objawach, mimo wielokrotnych konsultacji lekarskich.

07.04.2011 | aktual.: 07.04.2011 17:08

Zażalenie na decyzję o umorzeniu śledztwa złożyli rodzice dziewczynki. Jak poinformowała rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach Agata Dybek-Zdyń, Sąd Rejonowy w Rudzie Śląskiej uchylił decyzję o umorzeniu śledztwa i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

- Sąd wskazał m.in., że należy skonfrontować z dokumentacją zeznania ordynator z rudzkiego szpitala, która miała poszukiwać dla dziecka innej placówki. Uznał też, że należy uzupełnić opinię biegłych o określenie, czy dziecko mogło zostać uratowane, gdyby wcześniej trafiło na oddział intensywnej terapii - powiedziała Dybek-Zdyń.

4,5-letnia Ewa nie chorowała na żadne choroby przewlekłe, czasami bywała jedynie przeziębiona. 23 września 2009 r. nad ranem zaczęła gorączkować, więc rodzice pojechali z nią na pogotowie. Lekarka nie wskazała nazwy choroby, zapisała dziecku leki i zaleciła kontrolę u lekarza rodzinnego następnego dnia. Wypisała też skierowanie do szpitala na wypadek, gdyby stan dziecka się pogorszył.

W ciągu dnia Ewa nie miała gorączki, bawiła się, ale rodzice skontaktowali się ze stale opiekującym się dzieckiem lekarzem rodzinnym, który przyjechał na wizytę domową następnego dnia. Po zbadaniu dziewczynki lekarz orzekł, że to typowa dla tej pory roku infekcja, być może o charakterze wirusowym, jej stan ocenił jako średnio dobry. Zalecił antybiotyk, leki przeciwgorączkowe i osłonowe. Po ich przyjęciu dziewczynka zaczęła wymiotować i skarżyć się na ból głowy. Lekarz rodzinny telefonicznie zalecił czopek przeciwbólowy, pojenie dziecka i zapowiedział wizytę następnego dnia. Rodzice jeszcze kilka razy konsultowali się z nim telefonicznie, informując, że dziewczynka zwraca podawane napoje, lekarz radził im poczekać do rana.

Mimo to rodzice wieczorem pojechali z córką na oddział dziecięcy do Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Dziecku podano leki nawadniające i antybiotyk w kroplówkach. Podczas ich podawania nagle pojawiły się problemy z oddychaniem, zaalarmowany przez matkę personel rozpoczął reanimację. Jednocześnie - jak zeznała ordynator - szukano karetki z respiratorem i miejsca w innych, specjalistycznych szpitalach. Miejsce znaleziono dopiero nad ranem w Częstochowie. Zanim karetka dojechała, dziewczynka zmarła.

Biegli orzekli, że Ewa zmarła w wyniku posocznicy bakteryjnej z ropnym zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu. Przebieg choroby był ostry, "o piorunującym przebiegu". Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a w konsekwencji nieumyślnego spowodowania śmierci dziewczynki przez troje zajmujących się nią lekarzy, umorzyła je jednak, uznając, że do takiego czynu nie doszło. Biegli nie dopatrzyli się uchybień w pracy lekarzy.

Sąd zdecydował jednak, że sprawę należy ponownie rozpatrzyć, co z zadowoleniem przyjęli rodzice dziewczynki. - Nareszcie ktoś się dopatrzył błędów prokuratury i lekarzy. Mamy z mężem nadzieję, że tym razem sprawa zostanie dokładniej zbadana i wyjaśniona do końca, również ze względu na inne dzieci i rodziców, którzy mogą się znaleźć w takiej sytuacji - powiedziała mama dziewczynki, Małgorzata Kordasińska.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)