Tajemnice dysków prałata
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku nie wyklucza, że skorzysta z podobnych możliwości odzyskiwania danych z twardego dysku komputera gdańskiego prałata, jakich używano podczas śledztwa w aferze Rywina.
07.08.2004 | aktual.: 07.08.2004 09:08
Prokurator Ryszard Paszkiewicz, prowadzący tę sprawę, nie chciał podawać żadnych szczegółów, jednak zagadnięty o pracę śledczych nad twardymi dyskami księdza, nie był w stanie zaprzeczyć, że starają się oni odzyskać pliki usunięte przez duchownego.
- Jak trzeba będzie, to użyjemy specjalnego sprzętu - dodał tajemniczo Paszkiewicz.
Potwierdził też wczoraj, że były prowadzone przeszukania w tej sprawie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że plebania księdza została przeszukana w czwartek, 29 lipca, a więc w dniu, w którym "Dziennik", jako pierwszy podał, że w prokuraturze toczy się śledztwo w sprawie molestowania małoletnich i zamieszany w to jest wysoki rangą i znany gdański duchowny.
Ciągle prokuratura nie chce ujawnić, co znalazła na plebanii. Z przecieków docierających do dziennikarzy wynika, że to, co znaleziono, nie obciąża duchownego (tego jednak prokuratura jeszcze nie potwierdza). Są jednak inne dane kompromitujące księdza. W komputerze prałata podobno były gromadzone informacje o życiu prywatnym innych duchownych oraz VIP-ów. - Czy ksiądz zbierał na nich materiały, aby w razie czego móc skompromitować? Nie mam pojęcia - mówi jeden z gdańskich śledczych.
Inny prokurator potwierdził nam, że prałat przechowywał w plikach zeskanowane podpisy wysokich rangą duchownych i urzędników państwowych. Nie wiadomo jeszcze, w jakim celu.
Tymczasem wczoraj dowiedzieliśmy się ze źródeł zbliżonych do prokuratury, że dzięki nagłośnieniu sprawy, swoje zeznania złożyło więcej ludzi niż spodziewali się śledczy. - Panowało takie przypuszczenie, że ksiądz może zrobić wszystko, zakneblować usta dziennikarzom, owinąć wokół palca prokuratorów, dowiedzieć się, kto zeznawał przeciwko niemu i go potem zniszczyć. Teraz ludzie nabrali odwagi i chcą mówić - twierdzi nasz informator.
Jak ustaliliśmy, wiele osób potwierdza, że na plebanii u księdza dochodziło do gorszących scen, jednak dopiero biegli wypowiedzą się, czy było to molestowanie. - Molestowanie to na pewno stosunek seksualny oraz inna czynność seksualna. Czy całowanie kogoś w usta i przytulanie też pod to podlega, nie wiem - mówi Ryszard Paszkiewicz.
Ministranci - Inaczej niż w Brygidzie
W każdej parafii za ministrantów odpowiada jeden, specjalnie wyznaczony ksiądz. To właśnie on "trzyma" ministrancką kasę. Chodzi o pieniądze, które wierni dają "pomocnikom księdza" podczas zimowej kolędy. W ciągu jednego dnia para ministrantów może uzbierać do 50-60 zł. Suma ta jest dzielona - część otrzymują ministranci, jako pewnego rodzaju "kieszonkowe", wypłacane jednorazowo tuż po kolędzie. Reszta wędruje na ministranckie konto.
Pieniądze tam zgromadzone są przeznaczane na jeden w ciągu roku "duży" zakup. Może to być sprzęt sportowy do ministranckiej salki. Częściej jednak "idą" na letni wypoczynek. Nie ma natomiast zwyczaju dofinansowywania tylko jednego, wybranego ministranta, który ma np. ciężką sytuację w domu. O wydatkach z ministranckiej kasy decyduje ksiądz. Nie ma na nie wpływu np. prezes ministrantów.
Podczas wigilijnego spotkania ministrantów z księdzem otrzymują oni często skromne prezenty. Nigdy jednak nie są to pieniądze - najczęściej modlitewniki, krzyżyki itp. W niektórych parafiach ministranci robią sobie prezenty nawzajem - każdy losuje jedną osobę, dla której przygotowuje upominek w granicach ustalonej przez księdza sumy.
Waldemar Ulanowski