PolskaTajemnica Jagiellońskiej 1

Tajemnica Jagiellońskiej 1

W latach 1945-1946 w budynku przy dzisiejszej ulicy Drzymały w Opolu
zmarło 138 więźniów. Przyczyny ich śmierci bada teraz IPN. Wiele wskazuje na to, że ludzie ci zostali zamordowani.

09.09.2005 | aktual.: 09.09.2005 10:01

Przemawia zarówno wielka liczba zmarłych (dla porównania od roku 1939 do wiosny 1945 w opolskim więzieniu zmarły 23 osoby), jak i fakt, że często tego samego dnia umierały trzy-cztery, a nawet pięć osób. Na ślad osadzonych natrafił dr Andrzej Kurek, opolanin, kapitan służby więziennej. Podczas prac nad książką o historii śląskich więzień w czasach III Rzeszy przeprowadził kwerendę osób zmarłych w więzieniu w Opolu w czasach drugiej wojny światowej. Zbadał dokładnie rejestr alfabetyczny więzienia w Archiwum Państwowym w Opolu oraz akty zgonu znajdujące się w opolskim Urzędzie Stanu Cywilnego.

- Ponieważ zapisy w księdze z roku 1945 były kontynuowane przez władze polskie - relacjonuje swe poszukiwania dr Andrzej Kurek. - Zwróciłem uwagę na fakt, że dyrektor więzienia karno-śledczego zgłaszał w USC śmierć więźniów, których zgony nie następowały w więzieniu przy ulicy Sądowej, ale przy ulicy Jagiellońskiej 1 (obecnie Drzymały). Zaciekawiło mnie to tym bardziej, że z tego co wiem, więziennictwo opolskie nigdy nie dysponowało żadnym budynkiem przy tej ulicy.

Ofiary bezpieki

Doktor Kurek ustalił, że w samym tylko 1945 roku przy Jagiellońskiej 1 zmarło 46 osób. Jako współpracownik Instytutu Nauk Pedagogicznych uzyskał w Urzędzie Stanu Cywilnego także zgodę na przejrzenie ksiąg zgonów z roku 1946. Zmarło wówczas kolejnych 92 opolskich więźniów. Wśród 138 ofiar z więzienia, które podlegało wówczas Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego, najwięcej - 111 - było osób narodowości niemieckiej, 8 z nich uznano za Polaków, a w 19 przypadkach nie ustalono ich narodowości. Nazwiska na liście zmarłych na Jagiellońskiej więźniów brzmią swojsko dla śląskiego ucha: Stiller, Szuster, Linek, Wandok, Wencel, Baron, Gabor, Weber, Kansy, Gambiec. Rzadko na liście pojawiają się nazwiska brzmiące wyraźnie po niemiecku - Diensterhefel lub po polsku - Kościarski.

Dużo pytań, mało odpowiedzi

Prokurator IPN Grzegorz Bryda przypuszcza, że nie wszyscy ci ludzie pochodzili z Opolszczyzny. W przypadku, gdy więzień umierał przy ul. Jagiellońskiej 1, jego zgon zgłaszał do USC nie kierownik administracyjny więzienia, ale sam naczelnik. Dlaczego obowiązywała taka właśnie procedura, nie wiadomo. IPN nie wie też, czy o śmierci tych ludzi poinformowano ich rodziny. Pytań w tej sprawie jest w ogóle znacznie więcej niż odpowiedzi.

- Nie wiemy z całą pewnością, czy zmarli przy Jagiellońskiej byli uśmiercani. Jeśli - jak się wydaje - zostali zabici, to nie wiemy, przez kogo. Zwykle od śmierci do jej zgłoszenia w urzędzie upływało kilka miesięcy, jakby ktoś chciał zatrzeć ślady po tych zgonach. Informacja, że więzień umarł przy Jagiellońskiej pojawia się zazwyczaj bez dodatkowych wyjaśnień, np. o chorobie, na jaką cierpiał skazany lub o wyroku, na jaki go ewentualnie skazano. Słowem - nie wiemy ani dlaczego ludzie ci znaleźli się w więzieniu, ani dlaczego umarli - mówi Andrzej Kurek.

- W tym rejonie były gmachy koszarowe. Więc budynek przy Jagiellońskiej 1 mogła zająć zarówno bezpieka, jak i wojska radzieckie. Skoro codziennie umierało po kilka osób w sile wieku, wiele wskazuje na to, że dochodziło tam do egzekucji. W Opolu nie było przecież wtedy epidemii - uważa Maciej Borkowski, historyk z Instytutu Śląskiego, badacz dziejów Opola. - Nie można wykluczyć, że egzekucje odbywały się w piwnicy tego budynku. Za taką hipotezą przemawia i to, że ten rejon Opola był wtedy dość odludny. Takie ustronne miejsce sprzyjało uśmiercaniu ludzi bez rozgłosu i bez świadków.

Budynek zniknął

Zdaniem prokuratora Brydy, nie da się na razie powiedzieć, czy śmierć więźniów poprzedzał wyrok sądu, czy były to samosądy, ani czy śmierć zadawali ofiarom Polacy, czy Sowieci.
- W nielicznych przypadkach zaznaczono, że więźniowie zostali osadzeni na podstawie artykułu 14. dekretu z czerwca 1946 roku. W myśl tego aktu prawnego osoby te miały tworzyć związki zbrojne i przestępcze wymierzone w ustrój, ale trzeba pamiętać, że trzy rozmawiające ze sobą osoby, zwłaszcza po niemiecku, mogły wówczas zostać uznane za bandę - mówi Grzegorz Bryda. Nie tylko powód, dla którego więźniowie zginęli, ale i sposób ich uśmiercenia, pozostaje nieznany. Nie ma też pewności, gdzie dokładnie mieścił się nieistniejący obecnie budynek przy Jagiellońskiej 1. Jeśli tamta ulica miała numerację utrzymaną w tym samym porządku co dzisiejsza ulica Drzymały, to dom pod numerem 1 powinien być blisko gmachu Wydziału Teologicznego. Mniej prawdopodobna jest wersja, że wraz ze zmianą nazwy ulicy zupełnie odwrócono numerację budynków. Nie można jej jednak wykluczyć.

- Nie wiemy, jaki to był budynek ani co się w nim mieściło - przyznaje Andrzej Kurek. - Ponieważ teren ten należał po wojnie do wojska, dotarłem do archiwów wojsk lądowych we Wrocławiu i w Warszawie, ale nie posiadają one żadnej dokumentacji dotyczącej zgonów więźniów przy ulicy Jagiellońskiej 1. Dokumentów na ten temat nie ma też w centrali IPN w Warszawie.

Jagiellońska była zamknięta

Wiadomo natomiast, że w 1945 i 1946 roku ówczesna ulica Jagiellońska była - prawdopodobnie ze względu na koszary wojskowe - z obu stron zamknięta rogatkami, przy których stali wartownicy. Zwykli ludzie nie mieli tam wstępu. Czyni to całą sprawę jeszcze bardziej tajemniczą. Aby tajemnica to mogła zostać odsłonięta, wykaz zmarłych z opolskiego więzienia Andrzej Kurek przekazał do Instytutu Pamięci Narodowej, informując, iż w Opolu mogło dojść do zbrodni zarówno na ludności niemieckiej, jak polskiej. Pierwszego lipca 2005 IPN wszczął śledztwo w tej sprawie.

- Mam nadzieję, że uda się nam dotrzeć do świadków, bo tych na razie praktycznie nie ma - przyznaje prokurator IPN Grzegorz Bryda. - Zostałem skierowany do jednego byłego funkcjonariusza w Opolu, ale on niestety, niczego na temat straceń 138 osób nie wiedział. Niewiele dokładnych informacji przyniosły też pytania IPN do działu gospodarki nieruchomościami i do więziennictwa o losy budynku przy Jagiellońskiej 1.

- Dowiedziałem się tylko, że w czasach niemieckich przy tej ulicy był ówczesny urząd skarbowy. Ciągle nie wiemy, gdzie dokładnie umierali więźniowie, ale także, jaki był układ budynku, czy były w nim cele więzienne albo piwnice, które mogły być np. miejscem egzekucji - dodaje prokurator Bryda. IPN apeluje do osób, które były więzione w Opolu w latach 1945-1946, do byłych funkcjonariuszy bezpieczeństwa, a także do mieszkańców ulicy Drzymały (wtedy Jagiellońskiej) i okolic, by pomogli rozjaśnić okoliczności śmierci ofiar.

- Ulica Jagiellońska była zamknięta, ale nie zasłonięta. Była nieprzejezdna dla osób postronnych, ale była widoczna. Prosimy o kontakt wszystkich, którzy cokolwiek widzieli, pamiętają lub którym opowiadali o tym starsi - zachęca prokurator. Prokurator przyznaje, że mała jest szansa na to, iż śledztwo IPN zakończy się aktem oskarżenia wobec odpowiedzialnych za śmierć tych ludzi. Zbyt wiele czasu upłynęło. Sprawcy prawdopodobnie są już po drugiej stronie życia, wraz z ofiarami.

- Chodzi raczej o to, by podczas śledztwa ustalić sposoby naruszania prawa przez władzę i modele jej działania. Prawie na pewno śledztwo zostanie umorzone. Nie jest natomiast obojętne, czy umorzenie nastąpi z powodu niewykrycia sprawców, z uwagi na niewykrycie przestępstwa, czy też dlatego, że w ogóle czynu, o którym mowa, nie popełniono - mówi Grzegorz Bryda.

Przepadali bez wieści

Henryk Kroll, lider opolskich Niemców, uważa, że najwięcej informacji o krewnych, którzy zostali aresztowani niedługo po wojnie i przepadali bez wieści, ludzie przynosili do TSKN na początku lat 90. Wtedy jednak, zdaniem posła, nie było klimatu politycznego dla ich wyjaśniania. Dziś, gdy śledztwa w takich tajemniczych sprawach są wszczynane przez IPN, takie sygnały należą już do rzadkości. Andrzej Kurek ma nadzieję, że jeśli śledztwo pozwoli dowiedzieć się o tej sprawie więcej, pomoże to rodzinom osób zmarłych w dotarciu do prawdy o okolicznościach ich śmierci. Zresztą nie ma pewności, czy te 138 osób to wszystkie ofiary budynku przy Jagiellońskiej 1. - Nie można wykluczyć, że podobne zapisy w dokumentach będą się pojawiać także w roku 1947 czy w kolejnych latach. To wymaga dopiero zbadania - uważa Andrzej Kurek. Tę i inne tajemnice powinno wyjaśnić śledztwo.

Krzysztof Ogiolda

To był wyjątek Z dr. hab. Edmundem Nowakiem, dyrektorem Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Opolu-Łambinowicach, rozmawia Krzysztof Ogiolda

- Czy zabijanie wieźniów poza więzieniem, co prawdopodobnie miało miejsce w Opolu, było tuż po wojnie praktyką?

- Nie. Jeden z najlepszych badaczy historii XX wieku i więziennictwa, prof. Tadeusz Wolsza, w ogóle nie wspomina w swej najnowszej książce o takich przypadkach jak opolski. Gdyby hipoteza o egzekucjach przy ul. Jagiellońskiej się potwierdziła, byłby to wyjątkowy przypadek w najnowszej historii Polski.

- Jak często zdarzały się w latach 1945-1946 zabójstwa ludzi bez formalnego oskarżenia, bez procesu i bez wyroku?

- Często. W Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Niemodlinie przebywało 800 osób. Wiele z nich zginęło, a żadnych śladów w papierach ani wyroków nie było. To jest typowe dla okresu powojennego chaosu i samowładzy organów bezpieczeństwa. Często sankcja prokuratorska następowała dopiero, kiedy człowiek już nie żył.

- Wśród opolskich więźniów większość stanowili Ślązacy. Za co mogli trafić za kraty?

- Wtedy wystarczało podejrzenie o przynależność do organizacji hitlerowskich, by człowiek został aresztowany i uśmiercony. Zwykły sąsiedzki donos mógł praktycznie każdego zaprowadzić do więzienia.

- Dziękuję za rozmowę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)