Ta afera zakończy się konfliktem Polska-Rosja?
- Incydent z tablicą w Strzałkowie jest efektem polityki, którą prowadzi rząd Donalda Tuska – ocenia Zbigniew Girzyński. – Słowa posła PiS to kolejny przykład partyjniackiego zacietrzewienia – ripostuje Andrzej Czuma z PO.
16.05.2011 | aktual.: 17.05.2011 13:01
W niedzielę, na obelisku upamiętniającym 90. rocznicę odzyskania niepodległości na terenie byłego obozu jenieckiego pod Strzałkowem (woj. wielkopolskie), nieznani sprawcy umieścili tabliczkę w języku rosyjskim: „Tutaj spoczywa 8000 radzieckich czerwonoarmistów, brutalnie zamęczonych w polskich „obozach śmierci” w latach 1919-1921”. Pikanterii dodał fakt, że jako pierwsza poinformowała o zdarzeniu rosyjska telewizja.
Zdaniem wielu komentatorów to prowokacja, której tłem było zamontowanie w Smoleńsku, polskiej tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy smoleńskiej. Tablica, autorstwa Stowarzyszenia Katyń 2010, została tuż przed obchodami pierwszej rocznicy zamieniona przez Rosjan na inną – z napisami w obu językach. Usunięto z niej też zdanie, że Polacy zginęli "w drodze na uroczystości upamiętnienia 70. rocznicy sowieckiej zbrodni ludobójstwa w Lesie Katyńskim dokonanej na jeńcach wojennych, na oficerach Wojska Polskiego w 1940 roku".
Kto stał za incydentem w Strzałkowie?
Stanisław Ciosek, były ambasador w Rosji, uważa, że umieszczenie tablicy na terenie byłego obozu jenieckiego nie było inspirowane przez władze rosyjskie. Jak powiedział PAP, „durniów, którzy robią takie rzeczy nie brakuje. To są ludzie wściekli, opętani, dlatego powinniśmy dać sobie z tym spokój”.
Zbigniew Girzyński z PiS nie zgadza się z argumentacją byłego ambasadora. - Trzeba być człowiekiem wielce naiwnym lub pozbawionym jakiejkolwiek wiedzy, aby wypowiadać takie słowa. Nie posądzam pana ambasadora o żadną z tych cech, zatem mogę stwierdzić, że powiedział to w ramach manipulacji – mówi poseł PiS.
Jego zdaniem działania nieznanych sprawców były nie tylko inspirowane przez władze Federacji Rosyjskiej, ale „wręcz działy się za ich wiedzą”. O czym chociażby świadczy fakt, że „informacja o tablicy została podana przez rosyjską telewizję w takim tempie”.
Poseł PiS pytany o to, dlaczego doszło do tego zdarzenia, mówi: „Prawdopodobnie to odwet za tablicę smoleńską, ale przede wszystkim wyraz lekceważenia i kolejny policzek wymierzony rządowi Tuska przez Rosjan. Rosja zawsze liczy się z tymi, którzy się szanują, są silni, potrafią zabiegać o swoje interesy. JJeśli państwo jest słabe, tak jak Polska w XVIII wieku, to Rosjanie to wykorzystują i bezwzględnie je likwidują lub traktują jako partnera trzeciej kategorii, jakim dla nich teraz jesteśmy – podkreśla poseł PiS.
"W każdym społeczeństwie są ludzie durnowaci"
Andrzej Czuma z PO: - Nie rozumiem wywodu Girzyńskiego. To jest partyjniackie zacietrzewienie. Mówienie, że za incydentem w Strzałkowie stały władze rosyjskie jest nonsensem. W każdym społeczeństwie są ludzie agresywni, durnowaci, a przecież wiemy, że pierwszy raz podobną tablicę umieściła polska grupa w Smoleńsku. Zrobiła to bez zgody gospodarzy, co jest oczywistym naruszeniem miejscowych praw.
Poseł PO dodaje, że grupie inicjatorów tablicy zamieszczonej w niedzielę pod Strzałkowem zależało na „odpowiednim rezonansie” dlatego specjalnie postarała się porozumieć z mediami rosyjskimi i odpowiednio ją nagłośnić. – Mamy tyle krwawych zaszłości, że obie strony szukają jakiegoś rewanżu. Trzeba jak najszybciej opublikować wizerunek sprawców, by ta sprawa nie ciążyła na naszych wzajemnych relacjach – mówi poseł PO.
Zaznacza, że upublicznienie danych jest ważne nie tylko dla nas ale również dla Rosjan. – Pamiętajmy, że komunizm wyrządził najwięcej krzywd samym Rosjanom, to przecież ich najwięcej wymordował. W społeczeństwie rosyjskim, które przez lata było systematycznie dezinformowane przez władze, powstało wiele grup, które negują zbrodnie komunistyczne, w tym, katyńską.
Obóz pod Strzałkowem powstał na przełomie lat 1914 i 1915 na granicy Cesarstwa Niemieckiego i Imperium Rosyjskiego. Trafiali do niego jeńcy z frontów I wojny światowej. Po wojnie miał być zlikwidowany, ale po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej trafili do niego jeńcy z Armii Czerwonej. Po zakończeniu wojny w 1920 roku obóz przekształcono w miejsce dla osób internowanych, w tym żołnierzy Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej. Oficjalnie zamknięto go w 1934 roku. Na cmentarzu położonym obok byłego obozu spoczywa łącznie ponad 8 tys. jeńców.
"Nikt rosyjskich żołnierzy nie rozstrzeliwał"
Dr Sławomir Dębski, który jako pełnomocnik ministra kultury zajmuje się obecnie tworzeniem Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, mającego wspierać dialog w stosunkach polsko-rosyjskich oraz współpracować z analogiczną placówką, która ma powstać w Rosji, powiedział w rozmowie z PAP, że "twierdzenia o polskich mordach na radzieckich jeńcach z 1920 r. były popularne na przełomie lat 80. i 90., gdy temat ten miał być przeciwwagą do ujawnienia informacji o zbrodni katyńskiej.
Przypomniał też, że w 2004 r. polscy i rosyjscy historycy wydali w Rosji zbiór dokumentów i publikacji, z których jasno wynika, że w polskich obozach nie było żadnych mordów a śmierć bolszewickich jeńców w polskich obozach, m.in. w Strzałkowie, Tucholi i Wadowicach, wynikała wyłącznie ze złych warunków higienicznych. - Nikt rosyjskich żołnierzy nie rozstrzeliwał - zaznaczył Dębski.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska