ŚwiatSzukają "profilu" przyszłego prezydenta Rady Europy

Szukają "profilu" przyszłego prezydenta Rady Europy

Przywódcy państw UE spotkali się w Brukseli, by szukać idealnego kandydata na stałego przewodniczącego Rady Europejskiej. Najpierw muszą jednak ustalić jego profil, czyli czy chcą polityka wielkiego kalibru z charyzmą, czy raczej kogoś skromniejszego, kto po prostu będzie koordynował prace Rady.

Szukają "profilu" przyszłego prezydenta Rady Europy
Źródło zdjęć: © PAP

29.10.2009 | aktual.: 29.10.2009 18:25

Dopiero po ustaleniu mandatu i kompetencji nowego przewodniczącego będzie wiadomo, czy większe szanse ma ktoś w stylu energicznego byłego premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blaira, premiera Luksemburga Jean-Claude'a Junckera, byłego premiera Finlandii Paavo Lipponena czy budzącego najmniej kontrowersji premiera Holandii Jana Petera Balkenende.

- To musi być przekonany Europejczyk, który chce wzmocnić Europę. Oczywiście każdy z nas ma jakieś nazwiska w głowie, ale wybór zajmie jakiś czas - powiedział tuż przed szczytem socjalistyczny premier Hiszpanii Jose Luis Zapatero.

- Musimy najpierw ustalić typ i przyjąć mandat dla tej osoby. Dla mnie to powinien być przede wszystkim ktoś silny, kto będzie w stanie reprezentować UE na świecie, a także ktoś, kto będzie zdolny słuchać innych i potrafi budować konsensus między 27 krajami UE - powiedział z kolei premier Węgier Gordon Bajnai.

Taki zresztą cel przyświecał uczestnikom unijnego Konwentu w 2002 r., kiedy opracowywali eurokonstytucję (z której przepisano zapisy o przewodniczącym UE do Traktatu z Lizbony). Miał on dać Unii Europejskiej jedną, stałą twarz (na dwa i pół roku z możliwością przedłużenia do pięciu) oraz jeden numer telefonu, pod który mogliby "dzwonić do UE" prezydenci USA, Chin czy Rosji. Obecnie przywództwo w UE sprawują rotacyjnie przez sześć miesięcy premierzy państw unijnych.

Dziś jednak poza Blairem wszyscy wskazywani kandydaci na przewodniczącego Rady Europejskiej to osoby raczej z małych krajów, co wskazywałoby na przewagę w krajach UE opinii, że przewodniczący Rady Europejskiej nie powinien rościć sobie zbyt wielu uprawnień i kompetencji. Takie stanowisko zaprezentowała też Polska 19 października, obawiając się, że zbyt silna osobowość na tym stanowisku zupełnie zdominuje i tak już ograniczoną w Traktacie Lizbońskim rolę premiera pochodzącego z państwa sprawującego rotacyjne przewodnictwo, które Polsce przypada w drugiej połowie 2011 roku.

Blaira najbardziej nie chcą kraje Beneluksu, argumentując, że Wielka Brytania nie należy ani do Schengen, ani do strefy euro. Ale nie popierają go też europejscy socjaliści, dla których Blair jest zbyt liberalny, a ponadto jest współodpowiedzialny za wojnę w Iraku. - Szanse Blaira stopniały do zera - ocenił lider socjalistów w Parlamencie Europejskim Martin Schulz.

- Jest wiele kryteriów do wzięcia pod uwagę, a mało stanowisk. Ja bym na przykład widziała kobietę - powiedziała szwedzka minister do spraw europejskich Cecilia Malmstroem.

Z powodu niezakończenia ratyfikacji Traktatu z Lizbony przez Czechy formalne decyzje będą musiały poczekać do kolejnego szczytu, być może już w listopadzie bądź w grudniu. - Chcę najpierw zobaczyć zakończenie ratyfikacji Traktatu z Lizbony przez wszystkie kraje. Dopiero wtedy będę gotowa, by mówić o nazwiskach - powiedziała w Brukseli kanclerz Niemiec Angela Merkel.

Dlatego na szczycie przywódcy muszą najpierw uzgodnić deklarację dla Czech, która ma skłonić do podpisania ratyfikacji Traktatu z Lizbony eurosceptycznego prezydenta Vaclava Klausa. Chce on mianowicie, by Czechy zostały objęte tzw. opt-outem, czyli wyłączeniem z obowiązywania Karty Praw Podstawowych, które w negocjacjach nad Traktatem z Lizbony dostały w specjalnym protokole Wielka Brytania i Polska. Ma to wyeliminować istniejącą - zdaniem Klausa - groźbę zgłaszania w Trybunale Sprawiedliwości UE roszczeń majątkowych przez wysiedlonych w 1945 roku na podstawie dekretów Benesza Niemców sudeckich. Rozwiązaniem może być - tak jak proponuje Klaus - dopisanie do brytyjskiego protokołu słowa "Czechy" po przecinku wszędzie tam, gdzie mowa o Polsce i Wielkiej Brytanii. Taką operację prawną miałaby zapowiedzieć specjalna deklaracja polityczna przyjęta na szczycie, która nabrałaby mocy prawnej dopiero przy ratyfikacji kolejnego traktatu - najpewniej akcesyjnego z Chorwacją.

Ale żądania Klausa już wzbudziły wątpliwości innych krajów, w tym Słowacji, Węgier, Austrii i Niemiec, które były dotknięte w różny sposób dekretami Benesza. Szef węgierskiej dyplomacji Peter Balazs zapowiedział, że Węgry zawetują jakąkolwiek deklarację nawiązującą do dekretów Benesza, na podstawie których z terenów dzisiejszej Słowacji wywłaszczono i wysiedlono nie tylko sudeckich Niemców, ale także Węgrów.

Nawet jeśli i ta przeszkoda zostanie usunięta i kraje uzgodnią wyłączenie z Karty Praw Podstawowych dla Czech, to i tak trzeba poczekać przynajmniej do 3 listopada, kiedy czeski Trybunał Konstytucyjny ma ogłosić wyrok o zgodności Traktatu z Lizbony z czeską konstytucją. Przed tym terminem Klaus nie może podpisać ratyfikacji.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)