Sztokholm chce ekspertyzy Gazociągu Północnego
Minister spraw zagranicznych Szwecji Jan Eliasson powiedział w wywiadzie dla dziennika "Nowyje Izwiestija", że projekt budowy Gazociągu Północnego powinien być poddany ekspertyzie pod kątem jego konsekwencji ekologicznych i politycznych.
North European Gas Pipeline Company (NEGPC), rosyjsko-niemiecka spółka, która będzie układać i eksploatować bałtycką rurę, ma przedstawić w Petersburgu szczegóły projektu, dotyczące ekologicznych aspektów budowy tej magistrali z Rosji do Niemiec po dnie Bałtyku.
W spotkaniu wezmą udział przedstawiciele rządów pięciu krajów - Finlandii, Szwecji, Danii, Niemiec i Rosji - które bałtycki projekt bezpośrednio dotyka. Rura - nie licząc wód Rosji i Niemiec - ma przebiegać przez strefę ekonomiczną Finlandii, Szwecji i Danii, które powinny wyrazić na to zgodę.
Pragniemy, aby projekt energetyczny zakrojony na tak wielką skalę został skontrolowany pod kątem środowiska naturalnego i konsekwencji politycznych - powiedział Eliasson.
Szef szwedzkiej dyplomacji przypomniał, że decyzje o przeprowadzeniu takiej ekspertyzy zapadły podczas czerwcowego szczytu Unii Europejskiej. Taka kontrola leży w interesie wszystkich stron - podkreślił Eliasson.
Jesteśmy nastawieni na otwartą dyskusję z Rosją i Niemcami, które odniosą największe korzyści z ułożenia tego gazociągu - zadeklarował minister. Eliasson zaznaczył, że Sztokholm nie prowadził jeszcze konkretnych rozmów z konsorcjum prowadzącym budowę.
Bałtyk to bardzo wrażliwe morze. Jest zanieczyszczony. Po II wojnie światowej zatopiono w nim broń chemiczną. Są tam też miny. Biosystem Bałtyku jest wyjątkowo delikatny i to, co dzieje się na dnie, wpływa na żywe organizmy, zamieszkujące to morze - powiedział minister.
18 sierpnia premier Szwecji Goeran Persson oświadczył, iż ma wątpliwości co do słuszności wyboru trasy magistrali i zapowiedział, że zwróci się do Rosji oraz Niemiec z propozycją przeniesienia gazociągu na ląd. Według niego, budowa tej rury na dnie Morza Bałtyckiego stanowi potencjalne zagrożenie dla środowiska naturalnego w regionie.
Polska od początku jest przeciwna budowie Gazociągu Północnego na dnie Morza Bałtyckiego i konsekwentnie opowiadała się za ułożeniem drugiej nitki gazociągu Jamał-Europa lub budową magistrali Amber (przez Estonię, Łotwę, Litwę do Polski i dalej do Europy Zachodniej).
Zdaniem ekspertów, projekt gazociągu po dnie Bałtyku jest dwa-trzy razy droższy od budowy drugiej nitki magistrali Jamał-Europa przez terytorium Polski.
Komisja Europejska, niezależnie od poparcia dla planów budowy Gazociągu Północnego przez Morze Bałtyckie, przygotowuje studium opłacalności projektów Jamał-II i Amber.
Gazociąg Północny od początku był pomyślany jako szlak bezpośrednich dostaw gazu z Rosji do Niemiec. Morski odcinek gazociągu ma liczyć 1189 km. Będzie się zaczynać od tłoczni na brzegu zatoki Portowaja koło Wyborga, w rejonie Petersburga, a kończyć - w Greifswaldzie, w pobliżu granicy niemiecko-polskiej.
Przy wytyczaniu trasy rosyjski Gazprom i jego niemieccy partnerzy - E.ON oraz BASF - nie mogą jednak pominąć opinii krajów bałtyckich, gdyż na tym akwenie nie ma wód neutralnych. Ponieważ zdecydowali, że rura będzie przebiegać przez strefę ekonomiczną Finlandii, Szwecji i Danii, muszą uzyskać zgodę rządów tych trzech krajów.
Jeśli NEGPC spełni wszystkie wymagania ekologiczne, to z zezwoleniem na budowę nie powinna mieć większych problemów. Na razie wiadomo, że spółka obiecuje całkowicie oczyścić pas morskiego dna o długości prawie 1200 kilometrów i szerokości 170 metrów.
Najdłuższy odcinek - 480 kilometrów - ma być ułożony w wodach Szwecji. Według nieoficjalnych informacji, NEGPC przygotowała kilka wariantów budowy. Największe kontrowersje wzbudza propozycja zakładająca wzniesienie tłoczni gazu w szwedzkiej strefie ekonomicznej - na platformie morskiej w rejonie Gotlandii. Sztokholm obawia się, że platforma taka mogłaby służyć nie tylko do tłoczenia gazu, ale również do celów szpiegowskich.
Zamiast rejonu Gotlandii tłocznia może stanąć w niemieckim Greifswaldzie. Możliwa jest też rezygnacja z dodatkowej tłoczni. Oba te warianty - zdaniem ekspertów - zwiększą koszty przedsięwzięcia o 700-800 mln euro.
Jerzy Malczyk